Reklama

Jerzy Surdykowski: Śmierć Damiana Sobóla w Strefie Gazy – realia wojny a etyka

Dlaczego niektórzy wybierają życie pełne strachu i niepewności, aby nieść pomoc obcym ludziom? Często nie znają nawet ich języka czy genezy danego konfliktu. Takie są tajemnice wolontariuszy, tajemnice bolesne najlepszych spośród nas.

Publikacja: 09.04.2024 04:30

Samochód wolontariuszy z World Central Kitchen

Samochód wolontariuszy z World Central Kitchen

Foto: Ali Jadallah / Anadolu/ABACAPRESS.COM

Izraelscy oficjele, komentując tragiczną śmierć polskiego wolontariusza w Gazie wraz z międzynarodową grupą ochotników, w jakimś sensie mają rację: na wojnie to się zdarza. Bomby rozbijają szpitale, pociski trafiają w oznakowane ambulanse, snajperzy kładą trupem sanitariuszy. „Gdzie drwa rąbią…”, albo też: „Nie pchaj palca między drzwi…”.

Ale jest w tym wszystkim wielka nieprawda: mamyż zostawić rannych swemu losowi, patrzeć z daleka na śmierć cywilów z głodu i pragnienia, porzucić czczą gadaninę o etyce, bo liczy się tylko zabicie wroga? Ale jest w tym fałszerstwo jeszcze bardziej oburzające, bo samochody wolontariuszy śledzone były przez izraelskiego drona-zabójcę, który kolejno strzelał do pojazdów i nie spoczął aż rozwalił ostatni. Zapewne kierowała nim sztuczna inteligencja (przepraszam: sztuczna głupota i podłość), bo człowiek nie działa tak szybko i bezwzględnie. Oddajemy więc maszynom decyzje ostateczne, a potem generałowie i ambasadorowie nie potrafią nawet wydusić ludzkiego „przepraszam”.

Czytaj więcej

Ambasador Izraela w Polsce zabrał głos po wizycie w MSZ. "Szczere przeprosiny"

Czy wolontariusze powinni być ofiarami konfliktów zbrojnych?

Nie miałem szczęścia poznać dzielnego i szlachetnego Polaka ani kogokolwiek z jego brytyjskich, amerykańskich i australijskich towarzyszy zamordowanych przez drona. Ale ponad 20 lat temu, gdy pracowałem w Bangkoku, udałem się na pogranicze birmańsko-tajskie, by lepiej poznać kraj, gdzie miałem reprezentować Polskę. Nie było tam morderczych bombardowań jak dziś w Gazie, ale roiło się od strzelających do siebie nawzajem partyzantów, a przede wszystkim od wynędzniałych uchodźców z Birmy, szukających schronienia w niewiele bogatszej Tajlandii. Tam właśnie poznałem Jasona Lubanskiego, dwudziestokilkuletniego Amerykanina, który nawet nie bardzo wiedział po kim (dziadku czy pradziadku?) odziedziczył polskie nazwisko.

Mamyż zostawić rannych swemu losowi, patrzeć z daleka na śmierć cywilów z głodu i pragnienia, porzucić czczą gadaninę o etyce, bo liczy się tylko zabicie wroga?

Reklama
Reklama

Jason właśnie ukończył elitarną inżynierię kosmiczną i zwiedzając świat trafił na to burzliwe pogranicze i… został. Już minął termin rozpoczęcia podyplomowej praktyki w NASA, a on rozwoził ryż i oliwę Karenom i Szanom głodującym w dżungli. Dlaczego i w imię czego porzucił karierę, by ratować ludzi, których języka nie rozumiał, by nocować w pełnych robactwa szałasach, zamiast sytego „american breakfast” siorbać ryżową zupkę, narażać się na kule skłóconych partyzantów, płacić łapówki żołdakom? Takie są tajemnice wolontariuszy, tajemnice bolesne najlepszych spośród nas.

Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Gdyby Rosjanie finansowaliby dziś Leszka Millera, użyliby bitcoina
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Żaryn: Strategia bezpieczeństwa USA? Histeria niewskazana, niepokój uzasadniony
Analiza
Rusłan Szoszyn: Łukaszenko uwolnił opozycjonistów. Co to oznacza dla Białorusi
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Świat jako felieton Donalda Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Czy Grzegorz Braun nauczy Jarosława Kaczyńskiego odpowiedzialności?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama