Aleksiej Nawalny nie żyje. Śmierć więźnia politycznego zawsze obciąża rządzących. I zawsze dowodzi, że państwo, które jest za to odpowiedzialne, jest organizacją zbrodniczą. Ale jego granice są płynne. Można je przekroczyć i nie zauważyć.
Czytaj więcej
Wiadomość o śmierci krytyka Kremla Aleksieja Nawalnego wstrząsnęła światem. Przyczyna nie jest zn...
Rosja to kraj więźniów politycznych – teraz i kiedyś, właściwie bez przerwy. Może winni są okrutni chanowie Złotej Ordy uczący władców państwa moskiewskiego bezwzględności wobec poddanych? Może to imperialne marzenia carów kazały im poświęcać nieistotne ludzkie życie w imię mistycznej i nigdy nie dość najedzonej matki-Rosji?
Jaka by nie była geneza tego stosunku do ludzkiego losu i życia, który w każdym obywatelu buduje przekonanie, że zawsze może przyjść i jego pora na tiurmę, łagier czy wieczne osiedlenie – nam Polakom jakoś się udało. Nie zbudowaliśmy w sobie więzienia, bywaliśmy tylko jego częstymi lokatorami. Nie staliśmy się rdzenną częścią imperium i to nas uratowało.
Ironia, brak zgody i wieczny bunt
„Nie dbam, jaka spadnie kara. Mina, Sybir czy kajdany, zawsze ja wierny poddany pracować będę dla cara” – w pieśni Feliksa z III części „Dziadów” jest ironia, brak zgody i wieczny bunt. Ale ten sprzeciw jest taki sam, jak bunt Nawalnego, Politkowskiej, Niemcowa, dziesiątek i setek innych, którzy z przydomka „polityczny” uczynili pomnik. Poszli do końca.