Marcin J. Menkes: Przed polską prezydencją w Radzie UE w 2025 jest tak źle, że aż wspaniale

Przyszłoroczna prezydencja Polski w Radzie UE daje szansę na mobilizację społeczną, jakiej potrzeba nam po wyborach 15 października. Sprzyjać nam będą paradoksalnie kryzysy w Unii – zarówno te w instytucjach unijnych, jak i te w rządach państw członkowskich.

Publikacja: 26.01.2024 03:00

Marcin J. Menkes: Przed polską prezydencją w Radzie UE w 2025 jest tak źle, że aż wspaniale

Foto: Adobe Stock

1 stycznia 2025 r. przed Polską otworzy się sześciomiesięczna okazja do przyspieszenia odbudowy aparatu państwowego i społeczeństwa obywatelskiego, ożywienia integracji europejskiej i zabezpieczenia strategicznych interesów geopolitycznych. Możliwość taką stwarza splot dwóch czynników – polskiej prezydencji w Radzie UE oraz kryzysów krajowych, unijnych i globalnych.

To, czy ową szansę przekujemy w sukces, będzie zależeć od wykorzystania przez polityków, administrację oraz wszystkich obywateli naszej miękkiej siły: solidarności.

Czytaj więcej

Aneta Wiewiórowska-Domagalska: Niegotowi na prezydencję. A czasu coraz mniej

Realizacja tej misji wymaga olbrzymiego wysiłku organizacyjnego i intelektualnego, a czasu pozostało niewiele. W wyzwaniu na miarę pokolenia to solidarność powinna być naszym instrumentem, wizytówką i dobrem eksportowym.

Układ kryzysowy

Zacznijmy od kryzysowej konstelacji, w której przypada polska prezydencja w Radzie UE. Przygotowania krajowe będą trudne. Nic nie wskazuje, aby prace poprzedniego gabinetu wykroczyły poza ogólniki. Obecny rząd z kolei działa w trybie zarządzania kryzysowego, utrudnianego przez zaniechania poprzedników, pozostawionych aparatczyków oraz upartyjniony urząd prezydenta. Priorytetowy audyt rządów poprzedników i odbudowa aparatu państwowego będą pochłaniać wiele energii niezbędnej do przygotowania prezydencji.

Na poziomie unijnym zieje z kolei pustką. Wynika to m.in. z uwikłania przywódców Francji, Niemiec, Włoch i Hiszpanii w problemy wewnętrzne oraz przygotowywania się przewodniczącego Rady Europejskiej oraz (potencjalnie) Komisji Europejskiej do kolejnych etapów kariery.

Cała Unia szykuje się do czerwcowych wyborów do Parlamentu Europejskiego. W rezultacie tego ambitny program belgijskiej prezydencji Rady UE ma tylko dwa, trzy miesiące na realizację. Sama Belgia szykuje się do swoich czerwcowych wyborów, których stawką jest deklaracja niepodległości przez Flandrię.

Jakby tego było mało, funkcji stabilizacyjnej od państwa prezydencji nie przejmie przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel, który zapowiedział ustąpienie z urzędu celem włączenia się w belgijski wyścig o mandat w europarlamencie. To wprowadza dodatkową zmienną w negocjacjach w sprawie przywództwa Komisji Europejskiej i Wysokiego przedstawiciela ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa.

Czytaj więcej

Prezydent wpłynie na unijne funkcje

Jeżeli unijne stolice nie porozumieją się co do wyboru następcy Michela, posiedzeniom Rady UE w kolejnych półroczu będzie przewodniczyć szef państwa prezydencji. Dodajmy, że między 1 lipca a 31 grudnia będzie nim antyunijny i prorosyjski Viktor Orbán. Na to może się w listopadzie nałożyć powrót do władzy w USA Donalda Trumpa.

Trudno o większy kontrast między polskimi prezydencjami w latach 2011 i 2025. Wówczas zarówno byliśmy uczestnikiem Trójkąta Weimarskiego jak też, razem z Wielką Brytanią i Hiszpanią tworzyliśmy przeciwwagę dla tandemu Berlin–Paryż. W kolejnych latach ponieśliśmy żenujące porażki, choćby przegrywając 1:27 głosowanie w sprawie drugiej kadencji Donalda Tuska jako przewodniczącego Rady Europejskiej, Trójkąt Weimarski zamarł, a stosunki polsko-niemieckie trudno jeszcze bardziej zepsuć.

Patrząc jeszcze szerzej, arabska wiosna zakończyła się w 2012 r. porażką, podważając wiarę w postęp demokracji. Rosyjska agresja na Ukrainę w 2015 i 2022 r. skruszyła fundamenty ładu bezpieczeństwa. Chiny nie tylko nieprzerwanie rosły w siłę, ale również rzuciły wyzwanie porządkowi zdominowanemu przez demokracje liberalne. Pandemia Covid-19, kryzys klimatyczny oraz kryzys energetyczny wymusiły gruntowne przemyślenie założeń globalizacji gospodarczej.

Wreszcie rozpoczęta w październiku 2023 r. wojna między Izraelem i Hamasem będzie mieć dalekosiężne skutki dla miękkiej siły Zachodu na świecie jak i może istotnie wpłynąć na bezpieczeństwo UE. Sytuacja na Bliskim Wschodzie dodatkowo odwraca część uwagi zachodniej opinii publicznej od wojny w Ukrainie.

Układ możliwości

Gdyby Europa dysponowała komfortem czasu i stabilności, nie miałaby powodów do dokonywania ustępstw na rzecz Warszawy tylko dlatego, że przestała wszystkich obrażać. Na szczęście dla nas Unia nie ma ani czasu, ani wizji na miarę wyzwań, ani charyzmatycznego przywództwa.

To zaś wiąże się z drugim punktem, wspólnym dla wszystkich liberalnych demokracji zmagających się z populizmem. Niezmiennie słyszymy mantrę o trudnej walce, w której radykalna prawica „zawłaszczyła narrację” polityczną i zmonopolizowała język patriotyzmu i myślenia propaństwowego, spychając demokratów do defensywy. Aktualny kryzys – w szczególności wojna w Ukrainie i widmo szantażu energetycznego Rosji – nawet prawicę pokroju włoskiej Georgii Meloni zmusił do przemyślenia strategii osłabiania UE. Podobnie niezrealizowana obietnica odnowionego przymierza brytyjsko-amerykańskiego jako nagrody za brexit powinny napawać eurosceptyków ostrożnością. Wszystko to tworzy przestrzeń na nową, unijną narrację polityczną.

Na poziomie krajowym okres przygotowań może rozbudzić uśpiony unijny entuzjazm. Warto przypomnieć sobie atmosferę gorączkowych przygotowań do naszego debiutu w roli sprawującego prezydencję. Dziś również nam tego trzeba. Konsolidacja potrzebna jest do zasypania luki kadrowej w administracji i służbie dyplomatycznej, wytworzonych przez nepotyczne praktyki Zjednoczonej Prawicy. Jeżeli w 2011 r. niezbędne były dodatkowe kadry, jeżeli dysponująca wielostopniową administracją Belgia potrzebowała zrekrutować kilkaset dodatkowych rąk do pracy, to wyzwanie zapewnienia zasobów ludzkich polskiej prezydencji w tym roku jest tym większe. To zaś przyniesie wymierne korzyści.

Po pierwsze, wielu nastawionych propaństwowo profesjonalistów zostało zmuszonych do znalezienia sobie nowe miejsca zawodowego. Misja prezydencji stanowi okazję do odzyskania części z nich i zainspirowania nowych.

Po drugie, będzie to sprzyjać procesom państwowotwórczym. Pierwsze tygodnie po faktycznym przejęciu władzy przez nowy rząd dobitnie pokazały, że odbudowa państwa będzie żmudna. Krótkie terminy na przygotowanie prezydencji stanowią dobre cele średniookresowe. Sukces prezydencji przyniesie zaś doraźną nagrodę, długoterminowe korzyści dla krajowych procesów odbudowy, a wreszcie może stworzyć grunt pod kampanię prezydencką.

WOŚP dla Europy

Równie potrzebny i pożyteczny byłby powrót „córki marnotrawnej” dla reszty Unii Europejskiej. W okresie akcesji i poprzedniej prezydencji, Polska stawiana była za wzór udanej transformacji systemowej. Solidarność była naszym soft power, aż do czasu systematycznego zszargania tego znaku rozpoznawczego przez Zjednoczoną Prawicę. Czy został on bezpowrotnie stracony?

Niekoniecznie. Spore nadzieje pokładane są w belgijskiej prezydencji właśnie ze względu na jej doświadczenie prowadzenia polityki w warunkach chronicznego kryzysu. Wyniki wyborów w październiku 2023 r. udowodniły, że Polakom kolejny raz udało się w miękki sposób rozmontować reżim, który podobnie jak na Węgrzech wydawał się systemowo zabezpieczony.

Solidarność w przezwyciężeniu problemów krajowych, dorobek w tworzeniu Partnerstwa Wschodniego, odrobienie strat reputacyjnych z okresu kryzysu migracyjnego w 2015 r. poprzez solidarność okazaną Ukraińcom, nasze przyfrontowe położenie – wszystko to daje nam wiarygodność i legitymację dla wielkiej odbudowy wspólnej Unii rozpoczętej kilka miesięcy wcześniej na własnym podwórku.

Solidarność to jednak nie magiczne formuła, a kowboj na plakacie polskiej prezydencji samoczynnie nie rozwiąże żadnych problemów. Jeżeli to Solidarność ma być naszą tajną bronią, potrzebna jest szybka debata nad tym, jak doświadczenia zbudowania poczucia współodpowiedzialności w warunkach zaniku społeczeństwa obywatelskiego wykorzystać dla dobra całej Unii. Jak uczą doświadczenia współpracy właśnie na poziomie lokalnym i międzynarodowym, wielką nagrodą za podjęcie tego wysiłku może być rozpoczęcie procesu zakopywania głębokich podziałów społecznych dzięki wspólnej pracy dla wielkiej, demokratycznej sprawy.

Może na początek 2025 roku Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy powinna zagrać dla całej Europy?

Autor

dr hab. Marcin J. Menkes

Profesor Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, adwokat, ekspert kancelarii Queritius

1 stycznia 2025 r. przed Polską otworzy się sześciomiesięczna okazja do przyspieszenia odbudowy aparatu państwowego i społeczeństwa obywatelskiego, ożywienia integracji europejskiej i zabezpieczenia strategicznych interesów geopolitycznych. Możliwość taką stwarza splot dwóch czynników – polskiej prezydencji w Radzie UE oraz kryzysów krajowych, unijnych i globalnych.

To, czy ową szansę przekujemy w sukces, będzie zależeć od wykorzystania przez polityków, administrację oraz wszystkich obywateli naszej miękkiej siły: solidarności.

Pozostało 94% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Magdalena Louis: W otchłań afery wizowej nie powinno się wrzucać całego szkolnictwa wyższego
Opinie polityczno - społeczne
Mirosław Żukowski: Nie spodziewajmy się, że igrzyska olimpijskie cokolwiek zmienią
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Niemiecka bezczelność nie zna granic
Opinie polityczno - społeczne
Michał Urbańczyk: Kamala Harris wie, jak postępować z takim typem człowieka jak Trump
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Opinie polityczno - społeczne
Michał Wojciechowski: Drogi do sprawnego państwa