„Marzyłabym, by ktoś zaliczył mnie do symetrystów, bo to naprawdę zacne i zróżnicowane grono” – pisze w „Plusie Minusie” nieoceniona Kataryna, polemizując z wydaną przez „Politykę” książką dwu jej autorów wskazujących, że symetryzm, czyli równy dystans od dwu głównych i zwaśnionych sił polskiej sceny politycznej, to pozycja „pożytecznego idioty”, wiadomo czyjego.
Szanowna pani Katarzyno, ja nie tylko zaliczam panią do symetrystów, ale sam chciałbym dołączyć do tego klubu. Ja też nie mam ochoty wybierać między PiS a PO, nawet gotów jestem przyznać, że to „jedno zło”, a najchętniej oddałbym głos na PZPR, który to skrót oznacza Polską Zjednoczoną Partię Rozumu. Odwoływałaby się ona do umysłu, a nie do bebechów wyborcy, nie marnowała pieniędzy na durnowate spoty, tylko rzetelnie dyskutowała, co należy w Polsce zrobić, aby żyło się lepiej. Bez ideologii, bez mącenia ludziom w głowach, że są narodem wybranym, wolnym od wszelkich przewinień. Tylko zdrowy rozsądek bez żadnej ściemy. Ale takiej partii nie ma i nie będzie, nie tylko dlatego, że skrót przypomina słusznie minione czasy. Nade wszystko dlatego, że w świecie rozbuchanych emocji – nawet gdyby wystartowała pod inną nazwą – nie przekroczy bariery 5 procent.