Olgierd Łukaszewicz: Mówmy więcej o Unii

– Jestem rozczarowany tym, że do dzisiaj nie wiem, kto zabrania prezydentowi Trzaskowskiemu wywieszenia flagi UE przed ratuszem – mówi Olgierd Łukaszewicz, aktor, fundator My Obywatele Unii Europejskiej – Fundacji im. Wojciecha B. Jastrzębowskiego.

Publikacja: 01.06.2023 03:00

Olgierd Łukaszewicz: Mówmy więcej o Unii

Foto: Wojciech Stróżyk/REPORTER

Wybiera się pan na marsz 4 czerwca?

Tak i gorąco zachęcam wszystkich, którzy życzą dobrze Polsce, aby bez wahania wzięli w nim udział.

Dlaczego?

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Andrzej Duda skleił opozycję

Ponieważ mam nadzieję, że po wyborach powstanie rząd, który na serio zajmie się podniesieniem stanu edukacji i świadomości europejskiej naszych obywateli.

Sondaże pokazują, że większość Polaków jest za obecnością w UE.

W 2019 r. Eurobarometr wykonał badanie, zmieniając pytanie – nie „czy chcesz być w Unii Europejskiej”, tylko „czy uważasz, że byłoby korzystniej dla Polski być poza UE”. 47 proc. odpowiedziało, że tak, byłoby korzystniej. To oznacza, że Polakom można zamieszać w głowie.

Jak można podnieść świadomość europejską Polaków?

Próbujemy swojej drogi. Ostatnio, dzięki porozumieniu z zarządem województwa mazowieckiego i Muzeum Niepodległości, uruchomiliśmy akcję „Mazowiecki Wędrowny Instytut Europejski im. Wojciecha Bogumiła Jastrzębowskiego”. Biorący udział w tym wydarzeniu – jak Jan Truszczyński, który nas wprowadzał do Unii, Marek Grela, pierwszy ambasador, czy samorządowcy jak Adam Struzik – mówią o pryncypiach europejskich. Bywają starostowie i burmistrzowie. Takie spotkania powinny być częstsze, spokojniejsze, racjonalne, na kilku płaszczyznach, dla różnej publiczności. Ostatnio zadaliśmy pytanie nauczycielowi z Nakła, ile godzin uczniowie uczą się o Unii Europejskiej. Odpowiedział, że tylko w ramach innych tematów, a w sumie jest tego niewiele. Zapytałem wnuka, ile i czego się uczy. Mówił, że są opisane instytucje europejskie. „Ale czy mówią wam, po co w ogóle UE jest?” – pytam. Odpowiedział, że nie.

W jaki sposób pan chciałby to zmienić?

Chciałbym, aby w każdym województwie znalazła się instytucja odpowiedzialna za program upowszechniania idei zjednoczeniowej. To najpierw, bo żeby dyskutować – do czego prowokowała Ursula von der Leyen – o tym, co się nie podoba, co można by zmienić w Unii Europejskiej, trzeba przejść przez pierwszy etap elementarza.

A konkretniej – można dokonać jakichś zmian ustawowych?

Trzeba znowelizować ustawy o samorządzie gminnym, powiatowym i wojewódzkim. Przede wszystkim trzeba dopisać w ich celach, że oprócz krzewienia polskości, pogłębiania świadomości narodowej, trzeba także pogłębiać świadomość europejską. A także dopisać takie zadania, które umożliwią wydatek z budżetu gminy – w moim pojęciu to nie są duże pieniądze – na zorganizowanie takiej działalności. Bo wiele z dzieci, które urodziły się już w Unii Europejskiej, nie ma świadomości tego, że są obywatelami Wspólnoty. To dowodzi kompletnego lekceważenia problemu przez nas, starszych.

Te samorządy, w których pan próbuje krzewić wiedzę na temat europejskich wartości i Polski w UE, żyją i rozwijają się w dużej mierze właśnie ze środków unijnych.

Samorządy w mniejszym lub większym stopniu, ale jednak są beneficjentami. To jest ta władza najbliższa obywateli. W traktatach europejskich mamy zapisane, że właśnie ona ma za zadanie wyjaśniać, czym jest Unia. Także nie wykonujemy zapisów, do których się zobowiązaliśmy na poziomie traktatowym.

Rozmawia pan z przedstawicielami samorządów i partii politycznych. Są gotowi na to, żeby tego typu zapisy były w ustawach?

Dzięki Senatowi obecnej kadencji powstała z naszej inspiracji uchwała o znaczeniu edukacji europejskiej. Jest to obszerny tekst, który wskazuje adresatów: media, obywatelskie społeczeństwo i samorządy. Okazało się, że nie wszystkie samorządy są skłonne poświęcić uwagę tej edukacji europejskiej. Jedne ze strachu, że nie dostaną już pieniędzy rządowych, inne z góry, bo są opanowane przez PiS, który chce innej Unii, chce „Europy ojczyzn”, a nie tej Unii, która jest. Ale są samorządowcy – na ich czele stawiam Adama Struzika – którzy są odważni i stawiają te pytania. Wystąpiłem do kancelarii prawnej Lex, która na 16 stronach udowadnia, że w świetle obecnego, istniejącego prawa jest to zadanie publiczne samorządów.

A jak wygląda przychylność partii politycznych dla krzewienia wiedzy o UE?

Pisałem wielokrotnie do prezydenta Rafał Trzaskowskiego w sprawie możliwości utworzenia centrum edukacji europejskiej na terenie Warszawy. Nie otrzymałem pisemnie odpowiedzi, ale wspólnie z Janem Truszczyńskim uzyskaliśmy odpowiedź bezpośrednio od prezydenta, że problem tkwi w środkach finansowych. PO, która jest obecna przede wszystkim w miastach, daje sobie świetnie radę, jeżeli idzie o pewność elektoratu prounijnego. Problem jest na wschodnich krańcach, choć nie tylko, bo także 30 km od Warszawy, również w Sulejówku.

Rozmawiałem z Bogdanem Klichem, który miał wyobrażenie, że skoro tak aktywnie działamy, to mamy kontakt z wieloma organizacjami w terenie. Wyjaśniłem mu, że nie napotkałem żadnych organizacji w terenie, najwyżej koło gospodyń wiejskich i Ochotniczą Straż Pożarną, obydwie organizacje zdominowane w tej chwili przez PiS. Trzy miesiące z Waldemarem Pawlakiem pertraktowaliśmy objazd po ochotniczych strażach pożarnych pod hasłem „Moja słodka europejska ojczyzno” – sentymentalnie to wzięte z wiersza „Ziemia” Czesława Miłosza. I co się okazało? Że obecny system finansowania ochotniczych straży pożarnych uniemożliwia tego typu akcje, ponieważ one są teraz finansowane przez państwowe straże pożarne, więc jest tam paraliż. Ufam, że uda mi się w następnej kadencji przekonać KO do pilnej naprawy błędu zaniechania w ramach edukacji europejskiej w Polsce.

Czyli teraz nie ma chęci do zmiany w ustawach zapisów o tym, żeby była również edukacja na temat UE na różnych poziomach samorządów?

Spotkałem się z zespołem senatorów samorządowych. Jest w internecie sprawozdanie z tego spotkania. Wszyscy obecni tam podzielili słuszność mojej obserwacji i konieczność dopisania takich sformułowań, które umożliwiłyby samorządom wydawanie środków na zdecydowane działania prounijne. Złożyłem apel na ręce marszałka Tomasza Grodzkiego i wiem, że do pewnego momentu rzecz była procedowana. Ale czy uda się, aby w 20. rocznicę naszego narodowego zrywu, jakim było referendum, przeprowadzić taką nowelizację? To już zależy od tego, co zdecydują politycy, widząc szanse, minusy, plusy. Ja osobiście uważam, że ujawnianie sporu służy sprawie. Jestem rozczarowany tym, że do dzisiaj nie wiem, kto zabrania prezydentowi Trzaskowskiemu wywieszenia flagi UE przed ratuszem. Chciałbym wiedzieć, kto to jest i opinia publiczna też powinna tę osobę poznać.

Czego pan spodziewa się pan po władzy w najbliższym czasie?

Odzywam się teraz, w 20. rocznicę referendum, które najwyraźniej i najdobitniej pokazało, że społeczeństwo polskie życzy sobie Unii i dlatego wszelkie zobowiązania wynikające z traktatów, choćby już z preambuły, powinny być jak najszybciej dotrzymane. To obliguje. Może się nie zdąży w czerwcu, to wtedy pozostaje nam rok do następnego terminu, do rocznicy członkostwa. Ale dla mnie ważniejsze jest referendum. To myśmy powiedzieli wtedy „tak”.

A myśli pan, że fobie antyunijne narastają, że możliwa jest Polska poza Unią?

Nie sądzę, żeby rozwój wypadków był aż tak dramatyczny, natomiast nie posuniemy projektu europejskiego ani o krok do przodu, jeżeli będziemy na tym poziomie świadomości, jeżeli damy się zwieść Mateuszowi Morawieckiemu, który przy pandemii oskarża Unię, że nie daje pieniędzy. Sprawa Unii musi być tematem debaty publicznej. Tymczasem staje się przetargiem kilku wiodących polityków, a obywatele się nie angażują, bo nie rozumieją. Nawet nie rozumieją praworządności. Potrzebna jest najprostsza rozmowa z obywatelami, najzwyklejsza, poniżej godności ekspertów, komentatorów, polityków, która załatwia więcej dla świadomości, a w rezultacie – mam nadzieję – dla kartki wyborczej, niż wielkie słowa.

—współpraca Jakub Mikulski

Wybiera się pan na marsz 4 czerwca?

Tak i gorąco zachęcam wszystkich, którzy życzą dobrze Polsce, aby bez wahania wzięli w nim udział.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Magdalena Louis: W otchłań afery wizowej nie powinno się wrzucać całego szkolnictwa wyższego
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Niemiecka bezczelność nie zna granic
Opinie polityczno - społeczne
Mirosław Żukowski: Nie spodziewajmy się, że igrzyska olimpijskie cokolwiek zmienią
Opinie polityczno - społeczne
Michał Urbańczyk: Kamala Harris wie, jak postępować z takim typem człowieka jak Trump
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Opinie polityczno - społeczne
Michał Wojciechowski: Drogi do sprawnego państwa