Na długo zapamiętamy Andrzeja Dudę, który w TVP na tle wystrojonych w korale kobiet (naturalnie elektorat) wykrzykiwał do kamery, że „nie bardzo rozumie, jak kwestia zbadania rosyjskich wpływów na Polskę w ciągu ostatnich 16 lat miałaby zniszczyć polską demokrację" i „sam się nie boi, bo nie ma ku temu żadnego powodu”. Pan prezydent oczywiście nie mówi prawdy, bo – raczej w to nie wątpię – posiada dostateczny aparat umysłowy, by zrozumieć, że krytyka dotyczy nie tego, czy badać rosyjskie wpływy, ale jak je badać. Innymi słowy, kwestionuje się nie cel podpisanej regulacji, ale same przepisy, które są fundamentalnie sprzeczne z konstytucją.
Pomińmy na chwilę prezydencką retorykę; ważniejsza wydaje się emocja. Pan prezydent w swoim wystąpieniu wydawał się wyjątkowo podenerwowany, może nawet zirytowany. Oto świat, a zwłaszcza niewdzięczni Polacy nie zrozumieli jego szczytnych intencji; nie podzielają jego trosk o bezpieczeństwo kraju i przejrzystość życia publicznego. Ale bez ironii; czyżby Andrzej Duda doprawdy nie spodziewał się aż tak gwałtownych reakcji, zarówno w kraju, jak i za granicą? Błyskawicznie przedstawionego stanowiska amerykańskiego Departamentu Stanu czy opinii ze strony członków Komisji Europejskiej? Poruszenia, które dotąd jest tylko szczytem góry lodowej, bo prawdziwe reakcje na to złe prawo, a zwłaszcza jego zastosowanie w praktyce, dopiero przyjdą i będą dla Polski, PiS i Andrzeja Dudy naprawdę dewastujące?
Czytaj więcej
Pozycja Polski zbudowana krwią Ukraińców na wojnie z Rosją zaczyna się walić jak domek z kart.
W istocie trzeba być skrajnie naiwnym, niekompetentnym albo cynicznym, żeby mówić (udawać), że nic się nie stało. Pan prezydent, autoryzując ustawę, wpisał się po raz kolejny – i to wielkimi literami – w destrukcję polskiej praworządności, dał dowód stronniczości politycznej i zapewne ostatecznie przegrał swoje szanse na jakąkolwiek przyszłość w międzynarodowych czy krajowych strukturach państw demokratycznych.
Może mówić co chce, ale dołożył się do procesu, który przez wolny świat zostanie oceniony jednoznacznie negatywnie. I dokąd trwa kadencja, jego funkcja będzie respektowana. Ale tylko do tego czasu. Potem zostaną mu jedynie barwne korale kół gospodyń wiejskich i smutna refleksja nad błędami podczas pisania pamiętników.