Bogusław Chrabota: Andrzej Duda skleił opozycję

Dotąd rządzący ze swoich pozycji mogli rozgrywać panów Tuska, Hołownię, Kosiniaka-Kamysza i Czarzastego. Po wejściu w życie fatalnej dla PiS ustawy jest to coraz mniej możliwe.

Publikacja: 01.06.2023 03:00

Bogusław Chrabota: Andrzej Duda skleił opozycję

Foto: PAP/Radek Pietruszka

Na długo zapamiętamy Andrzeja Dudę, który w TVP na tle wystrojonych w korale kobiet (naturalnie elektorat) wykrzykiwał do kamery, że „nie bardzo rozumie, jak kwestia zbadania rosyjskich wpływów na Polskę w ciągu ostatnich 16 lat miałaby zniszczyć polską demokrację" i „sam się nie boi, bo nie ma ku temu żadnego powodu”. Pan prezydent oczywiście nie mówi prawdy, bo – raczej w to nie wątpię – posiada dostateczny aparat umysłowy, by zrozumieć, że krytyka dotyczy nie tego, czy badać rosyjskie wpływy, ale jak je badać. Innymi słowy, kwestionuje się nie cel podpisanej regulacji, ale same przepisy, które są fundamentalnie sprzeczne z konstytucją.

Pomińmy na chwilę prezydencką retorykę; ważniejsza wydaje się emocja. Pan prezydent w swoim wystąpieniu wydawał się wyjątkowo podenerwowany, może nawet zirytowany. Oto świat, a zwłaszcza niewdzięczni Polacy nie zrozumieli jego szczytnych intencji; nie podzielają jego trosk o bezpieczeństwo kraju i przejrzystość życia publicznego. Ale bez ironii; czyżby Andrzej Duda doprawdy nie spodziewał się aż tak gwałtownych reakcji, zarówno w kraju, jak i za granicą? Błyskawicznie przedstawionego stanowiska amerykańskiego Departamentu Stanu czy opinii ze strony członków Komisji Europejskiej? Poruszenia, które dotąd jest tylko szczytem góry lodowej, bo prawdziwe reakcje na to złe prawo, a zwłaszcza jego zastosowanie w praktyce, dopiero przyjdą i będą dla Polski, PiS i Andrzeja Dudy naprawdę dewastujące?

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: PiS zmarnowało polskie pięć minut

W istocie trzeba być skrajnie naiwnym, niekompetentnym albo cynicznym, żeby mówić (udawać), że nic się nie stało. Pan prezydent, autoryzując ustawę, wpisał się po raz kolejny – i to wielkimi literami – w destrukcję polskiej praworządności, dał dowód stronniczości politycznej i zapewne ostatecznie przegrał swoje szanse na jakąkolwiek przyszłość w międzynarodowych czy krajowych strukturach państw demokratycznych.

Może mówić co chce, ale dołożył się do procesu, który przez wolny świat zostanie oceniony jednoznacznie negatywnie. I dokąd trwa kadencja, jego funkcja będzie respektowana. Ale tylko do tego czasu. Potem zostaną mu jedynie barwne korale kół gospodyń wiejskich i smutna refleksja nad błędami podczas pisania pamiętników.

Tyle o prezydencie, który wyraźnie nie docenił wyzwania, przed jakim stanął. Ale – dla sprawiedliwości – nie tylko on. Także jego macierzysta formacja. Przypięcie ustawie etykiety „lex Tusk” jest dla rządzących skrajnie niewygodne, bo nie tylko mobilizuje opozycję i jej elektorat, ale na dodatek ją cementuje.

Dotąd z pozycji rządzących można było rozgrywać panów Tuska, Hołownię, Kosiniaka-Kamysza i Czarzastego. Po wejściu w życie fatalnej dla PiS ustawy jest to coraz mniej możliwe. Przeciwnicy PiS dostali wspólną sprawę, a Andrzej Duda, akceptując przepisy, dolał do ognia benzyny. Dziś już nie wypada iść przeciw PiS osobno, co zresztą zobaczymy 4 czerwca w Warszawie.

Możliwe zresztą, że na prawicy spekulowano, że podkręcanie polaryzacji się opłaci, ale mam wrażenie, że i tu zaczyna się powoli rozumieć, że może się wydarzyć zupełnie na odwrót. Stąd paniczna próba zmiany narracji; rzecznik Bochenek czy minister Czarnek zapewniający, że ustawę należy nazywać nie „lex Tusk”, tylko „anty-Putin” i „o co w ogóle chodzi, przecież ruskie wpływy trzeba ścigać”. Cóż, wszystko to nieco za późno. Mleko się rozlało, myśleć trzeba było przed, a nie po.

I na koniec krótka refleksja poetycko-filozoficzna; bywają krople, które przelewają czarę goryczy. Kropla z natury nie jest wielka, więc zwykle się jej nie zauważa. Ale skutki przelania bywają ogromne. Jak będzie tym razem? Testem jest nie tylko 4 czerwca, ale wszystko po. Zwłaszcza „wszystko po”.

Na długo zapamiętamy Andrzeja Dudę, który w TVP na tle wystrojonych w korale kobiet (naturalnie elektorat) wykrzykiwał do kamery, że „nie bardzo rozumie, jak kwestia zbadania rosyjskich wpływów na Polskę w ciągu ostatnich 16 lat miałaby zniszczyć polską demokrację" i „sam się nie boi, bo nie ma ku temu żadnego powodu”. Pan prezydent oczywiście nie mówi prawdy, bo – raczej w to nie wątpię – posiada dostateczny aparat umysłowy, by zrozumieć, że krytyka dotyczy nie tego, czy badać rosyjskie wpływy, ale jak je badać. Innymi słowy, kwestionuje się nie cel podpisanej regulacji, ale same przepisy, które są fundamentalnie sprzeczne z konstytucją.

Pozostało 83% artykułu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Komentarze
Estera Flieger: Uśmiechnięty CPK imienia Olgi Tokarczuk
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Po exposé Radosława Sikorskiego. Polska ma wreszcie pomysł na UE
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zdeterminowani obrońcy Ukrainy