Europa na rozdrożu

W ostatnim czasie zaprezentowano dwie wizje reformy Unii. Niech każdy sam oceni, czy woli plan Scholza czy Morawieckiego – pisze były minister obrony narodowej.

Publikacja: 26.05.2023 03:00

Europa na rozdrożu

Foto: AFP

Właściwie wszyscy zgadzają się, że Unia Europejska nie funkcjonuje sprawnie. O tym, że zmiany są potrzebne, mówi wielu ludzi i środowisk. Niektórzy nie chcą czekać na zmiany formalne, więc w sposób rozszerzający interpretują traktat o UE i już dziś realizują cele, które nie są w nim zapisane. Taka praktyka jest złamaniem zasad prawa i demokracji, powinna być stanowczo odrzucona. Malejąca frekwencja w wyborach do Parlamentu Europejskiego (PE) świadczy również o tym, że obywatele w wielu państwach nie mają satysfakcji z obecnego funkcjonowania Unii.

Pomysły na reformę są różne. Jedni uważają, że wady Unii wynikają z niedoskonałości osób nią kierujących w ostatnich kadencjach. Inni sądzą, że należy poprawić traktat o UE, czyli zmienić zasady jej funkcjonowania. Od 2022 r. na terenie PE działa sześcioosobowy zespół, który przygotowuje reformę traktatu. Składa się on z przedstawicieli sześciu głównych frakcji, jakie są obecne w PE. Tak się składa, że cztery frakcje są tam reprezentowane przez europarlamentarzystów z Niemiec. Obywatele Unii mogą się obecnie zapoznać z kilkoma koncepcjami reformy Wspólnoty. Nie chodzi mi tu o opracowania naukowe, ciekawe dla specjalistów. Mam na myśli koncepcje prezentowane przez polityków z ważnych państw europejskich.

Czytaj więcej

Anna Słojewska: Unijne weto wymaga reformy

Scholz: Unia wie lepiej

W imieniu Niemiec głos w tej sprawie zabrał 29 sierpnia 2022 r. na Uniwersytecie Karola w Pradze kanclerz Olaf Scholz. Poruszył wiele kwestii – wspomnę tylko o tych, które dotyczą reformy samej Unii. Przemówienie zaczął od postawienia warunków. Stwierdził, że jeżeli chcemy rozszerzyć Unię o Ukrainę, Gruzję i kraje bałkańskie, to najpierw musi być wprowadzona reforma sytemu decyzyjnego UE. Ta reforma ma polegać przede wszystkim na likwidacji zasady jednomyślności podczas głosowań w Radzie Europejskiej. Uznał też, że trzeba do 2025 r. utworzyć dowództwo wojskowe UE, w tym siły szybkiego reagowania, przy czym Bundeswehra ma stanowić podstawę tego europejskiego potencjału militarnego. Niemcy chcą także utworzyć system obrony powietrznej na kontynencie.

Kanclerz zapowiedział też poparcie Niemiec dla eliminowania tzw. deficytów demokracji i praworządności. Uznał, że organy Unii lepiej rozumieją interesy i prawo państw członkowskich, muszą mieć zatem uprawnienia do oceniania stanu demokracji i prawa w poszczególnych krajach. Można się domyślać, że kanclerz uważa, iż nie tylko urzędnicy w Brukseli są bardziej kompetentni niż władze krajowe. Uważa też, że prawo UE jest nadrzędne nad konstytucjami państw członkowskich. Urzędnicy z Brukseli mogą zatem swobodnie interpretować konstytucje poszczególnych państw i decydować, na ile ich ustrój oraz praktyka spełniają kryteria ustalone przez władze UE. Jej organy mają decydować o tym, czym są i jak rozumieć tzw. europejskie wartości podstawowe. Natomiast Komisja Europejska ma obowiązek uzależniać wypłaty ze środków budżetowych Unii od przestrzegania praworządności, którą także sama interpretuje.

Kilka miesięcy później w miesięczniku „Foreign Affairs” kanclerz opublikował kolejną wersję swego programu, tj. pogłębiana integracji Unii i przekształcania jej w struktury o charakterze państwowym. Interesuje go – jak stwierdził – suwerenność Unii, która ma być realizowana kosztem suwerenności państw członkowskich. Celem budowy suwerennej Europy – jak wynika z różnych wypowiedzi kanclerza – ma być rywalizacja z Chinami i z USA o pozycję globalną. Kanclerz przedstawia Niemcy jako inicjatora zmian, jako kraj, który chce koordynować proces ich opracowywania i wdrażania. Jednym słowem ogłasza przyjęcie przez Niemcy odpowiedzialności za przyszłość i bezpieczeństwo Europy.

Tymczasem – o ile wiem – dotychczas nikt z poważnych polityków USA nie potraktował propozycji kanclerza serio. Niemcy nie uzyskały od Stanów Zjednoczonych oficjalnego poparcia ani dla pomysłu scentralizowania Europy, ani dla niemieckiej hegemonii na kontynencie.

Morawiecki: suwerenni

Przez wiele miesięcy koncepcja Scholza była jedynym pomysłem na reformę UE. Nową sytuację w debacie stworzyło przemówienie premiera Mateusza Morawieckiego z marca 2023 r. na Uniwersytecie Karola w Heidelbergu.

Premier zapowiedział poparcie dla rozszerzenia Unii, ale nie warunkował tego reformą systemu decyzyjnego UE. Uznał, że poszerzona Unia będzie silniejsza, a jej sprawność zależy od ograniczenia zakresu jej kompetencji. Przypomnę kilka kwestii tam poruszonych.

Po pierwsze, premier jednoznacznie opowiedział się za utrzymaniem suwerenności państw członkowskich i uznał, że nie można budować silnej Europy kosztem podmiotowości państw narodowych lub wolności obywateli. Stąd kategorycznie wykluczył rezygnację z prawa weta, które chciałby zlikwidować kanclerz Scholz.

Po drugie, premier wykluczył stosowanie przez UE siły wobec państw członkowskich. Należy dochodzić do rozwiązań na drodze konsensusu. Nie wykluczył realizowania decyzji podjętych przez większość. Oznacza to, iż kraje, które ich nie popierają, nie muszą ich realizować lub robią to we własnym tempie i same określają sposób ich realizacji. Zatem nie ma mowy, by Unia stosowała wobec państw presję, szantaż czy represje. Unia jest i ma być związkiem wolnych państw, które mają swoje władze – i to one na mocy demokratycznego mandatu wykonują wolę swych obywateli. Żaden organ międzynarodowy nie może im nic narzucać w kwestii polityki wewnętrznej lub bezpieczeństwa.

Po trzecie, zdaniem premiera suwerenności Europy i jej pozycji globalnej nie da się zabezpieczyć bez kooperacji z USA. Zatem postrzeganie suwerenności Europy jako rywalizacji z USA jest błędem. Razem z nimi mamy tworzyć sojusz państw cywilizacji zachodniej i to nie tylko w sprawach militarnych.

Czwarta kwestia to sprawa egzekwowania wspólnych decyzji. Siła instytucji i organizacji nie polega na stosowaniu przymusu. Najlepiej gdy na drodze perswazji i korzystnego dla wszystkich kompromisu osiągamy konsens. Jeżeli nie potrafimy zapewnić wszystkim krajom korzyści z proponowanego rozwiązania, szanujmy prawo mniejszości do prowadzenia odrębnej polityki. Nawoływanie, by każde państwo, które chce zachować własną tożsamość, było traktowane jak autokrata, populista czy rasista, nie ma nic wspólnego z przestrzeganiem zasady suwerenności. Karta ONZ nie przewiduje, by ktokolwiek miał prawo ingerować w sprawy wewnętrzne poszczególnych państw. Natomiast gwarantuje ona każdemu prawo do suwerenności. Także w UE panami traktatów są państwa członkowskie i to one samodzielnie i wyłącznie decydują, ile swej suwerenności przekazują w ręce ponadnarodowe. To przekazanie jest warunkowe i może być zawsze cofnięte, gdy organizacja przekracza swoje kompetencje. To poszczególne społeczeństwa mają prawo uchwalać swoje konstytucje i je interpretować.

Jest z czego wybierać

Reasumując, każdy może porównać plan Scholza i plan Morawieckiego dla Europy. Pierwszy, by umocnić liberalną demokrację, proponuje ograniczyć suwerenność narodów europejskich. Drugi głosi ich wolność i proponuje, by Unia była silna podmiotowością swych członków. Zatem dziś dzięki przemówieniom z Pragi i Heidelbergu obywatele i politycy zainteresowani przyszłością Europy mają z czego wybierać, mogą dyskutować, która propozycja bardziej im odpowiada.

Na koniec warto dodać, że jeżeli mamy przestrzegać zasad prawa i demokracji, to wszelkie zmiany w traktacie o UE wymagają zgody obywateli w poszczególnych krajach. Skoro decyzje przynależności do Unii były podejmowane każdorazowo w państwach, to także zamiany warunków uczestnictwa w niej, czyli zmiany traktatu, wymagają takiej procedury.

Autor był ministrem obrony narodowej w rządzie Jana Olszewskiego (1991–1992), a także szefem gabinetu politycznego ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego (2015–2018). W latach 1999–2003 był wiceprezesem Fundacji „Polsko-Niemieckie Pojednanie”

Właściwie wszyscy zgadzają się, że Unia Europejska nie funkcjonuje sprawnie. O tym, że zmiany są potrzebne, mówi wielu ludzi i środowisk. Niektórzy nie chcą czekać na zmiany formalne, więc w sposób rozszerzający interpretują traktat o UE i już dziś realizują cele, które nie są w nim zapisane. Taka praktyka jest złamaniem zasad prawa i demokracji, powinna być stanowczo odrzucona. Malejąca frekwencja w wyborach do Parlamentu Europejskiego (PE) świadczy również o tym, że obywatele w wielu państwach nie mają satysfakcji z obecnego funkcjonowania Unii.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę