Politykę organizują nie tylko czyny, ale i słowa. – Trwa poszukiwanie określeń, które zostaną zapamiętane przez ich oryginalność. Pojawiają się słowa z różnych rejestrów językowych głównie po to, by ośmieszyć przeciwnika. Więcej jest agresywnych określeń niż takich, które prezentują program pozytywny. Zazwyczaj bywało tak, że partie skupiały się na tym, jak przedstawić siebie czy swoje programy. Ale te słowa przejmują przeciwnicy – mówi nam o języku polityki prof. Jerzy Bralczyk. – Z drugiej strony szuka się określeń negatywnych. Sięga się po słowa, które są na granicy akceptowalności, które klasyfikują przeciwnika. Jestem przeciwko używaniu wulgaryzmów w przestrzeni publicznej. A z tego tworzy się normę. Wulgaryzacja dyskusji jest dla mnie zjawiskiem negatywnym, tak jak i akceptowanie takiej formy debaty – dodaje prof. Bralczyk.