Ponad 50 proc. wyborców obecnej władzy uważa, że to kobieta powinna decydować o tym, czy chce i może urodzić dziecko siłami natury czy poprzez cesarskie cięcie. A to i tak najniższy wskaźnik wśród wyborców wszystkich innych ugrupowań, włącznie z Konfederacją i PSL. W sumie w sondażu IBRiS 65,5 proc. respondentów opowiada się za tym, by to kobieta podejmowała decyzję. A niespełna 40 proc. wskazuje, że osobą tą powinien być lekarz (można było wskazać więcej niż jedną odpowiedź). I jeszcze jeden wskaźnik: zaledwie 3,6 proc. badanych uważa, że „przy braku cesarskich cięć kobiety będą rodziły częściej”. A taki właśnie wniosek płynie z rządowego dokumentu przyjętego dwa tygodnie temu, opisywanego przez „Rz”, który poświęcony był polityce demograficznej.

Znalazły się w nim utyskiwania na to, że Polki często decydują się na cesarskie cięcie, bez jakiejkolwiek analizy przyczyn tych decyzji, np. poziomu opieki okołoporodowej czy traktowania kobiet w szpitalach. I wskazanie, by cesarki przeprowadzać rzadziej.

Czytaj więcej

Sondaż: Kobiety chcą decydować o porodzie

Zmiana prawa, ale także takie zalecenia trafiające do szpitali stwarzają zagrożenie: tak jak po wyroku TK w sprawie zakazu aborcji w związku z nieuleczalnymi wadami płodu powodują strach u lekarzy i personelu medycznego. Zmienia się więc praktyka postępowania i nawet jeśli decyzja o wykonaniu cesarskiego cięcia uchroniłaby przed zagrożeniem dla życia czy zdrowia kobiety i dziecka, to lęk przed odpowiedzialnością prawną może doprowadzić do nieszczęścia.

A przecież wszelkie decyzje dotyczące zdrowia reprodukcyjnego powinny zapadać w wyniku decyzji lekarza i pacjenta, tak jak w innych działach medycyny. Dlaczego więc rząd uzurpuje sobie prawo do medycznej inżynierii w sprawach urodzeń?