Już w tym miejscu przejechałem się po spustoszeniach (mam kruchą nadzieję, że odwracalnych), jakich era postpolityki dokonała w świecie tradycyjnych, szacownych i dobrze ugruntowanych pojęć. Było o ukradzionym konserwatyzmie, o porzuconej lewicy, więc pora na najbardziej poszkodowanego – liberalizm.
W dawnych i bezpowrotnie minionych czasach kojarzył się on tylko z wolnością, co pozostało do dziś w nazwie, ale w niczym więcej. Liberał starej daty to orędownik i strażnik wolności w świecie zniewolenia, w którym wolność kojarzyła się z herezją albo – nie daj Boże – z wolną miłością. W takim kalekim świecie pokazał, że bez wolności albo z wolnością ograniczoną do „słusznych” ram nie istnieje myślenie, nauka i innowacje, a gospodarka wiecznie kuleje. Zrazu prześladowany – tak jak socjalista – szybko jednak zwyciężył, a państwa o liberalnej gospodarce i takiejż demokracji przegoniły w wyścigu cywilizacyjnym wszelkiego rodzaju despocje.