Dworczyk, od 2017 roku jeden z najbliższych współpracowników szefa rządu, jest bohaterem afery mejlowej, która nie tylko skompromitowała kanały informacyjne rządu, ale także napsuła krwi bohaterom mejli wysyłanych przez szefa KPRM i jego ludzi, związanych z PiS, często pochodzących z samych szczytów władzy. Szczerość Dworczyka nie przysporzyła mu przyjaciół w partii. "Takiej tępoty, połączonej z niekompetencją, bezinteresownym szkodnictwem lub zawiścią, zakłamaniem i zwykłym łajdactwem dawno nie widziałem. Jeżeli polityka ma wyglądać tak, że ludzie wyłącznie ze względu na małostkowość, dla własnej ambicji itp. narażają państwo na miliardowe straty i w taki sposób decydują o sprawach strategicznych z punktu widzenia kraju, to oznacza, że nie jesteśmy lepsi od PO" – miał pisać szef KPRM we wrześniu 2019 roku o ministrze infrastruktury Andrzeju Adamczyku. I mimo, że politycy PiS oficjalnie konsekwentnie odmawiają komentowania publikowanych w sieci mejli, nazywając sprawę „moskiewskim scenariuszem”, mało kto wątpi w ich autentyczność. Niektórzy politycy PiS potwierdzili nawet otwarcie, że niektóre pochodziły ze skrzynki ministra. Tak było ze sprawą „wezwania na dywanik” ambasadora Niemiec. Mail wysłano 1 października 2018 roku, dotyczył on artykułu z dziennika "Fakt". Premier Mateusz Morawiecki pisał, że "jutro 'Fakt' atakuje tak samo jak Platforma" i kieruje prośbę do Jacka Sasina i Marka Suskiego, aby wezwali ambasadora Niemiec "na dywanik". Autentyczność tej korespondencji potwierdził wicepremier i minister aktywów Jacek Sasin w radio RMF, w listopadzie 2021 roku.