Paweł Zalewski: Jaka po wojnie będzie Europa

Jeśli Zachód ma się obronić jako wspólnota wartości, Ukraina musi być po naszej stronie.

Publikacja: 19.04.2022 21:00

Paweł Zalewski: Jaka po wojnie będzie Europa

Foto: MIKHAIL KLIMENTYEV / SPUTNIK / AFP

Ukraińcy wiedzą, o co walczą. Ich cel nie zmienił się od Rewolucji Godności, a dzisiejsza wojna jest jej kontynuacją. Chodzi o cywilizacyjne powiązanie z Zachodem, rozumiane jako wprowadzenie demokracji i praworządności na terenie całego kraju oraz uzyskanie członkostwa w NATO i Unii Europejskiej. Wojna rozpoczęta w 2014 roku nie jest tradycyjną XIX-wieczną wojną o granice. Europejskie wartości okazały się ważniejsze dla Ukraińców niż przywrócenie władztwa nad okupowanymi prowincjami, za cenę ich autonomii i możliwości blokowania działań rządu. Zachód nie tylko poparł Ukrainę, ale także utożsamił jej dążenia ze swoimi. Potwierdziła to szefowa Komisji Europejskiej w Kijowie. Jednak Rosja zaatakowała także jedność wspólnoty zachodniej. Czy obywatele Zachodu na równi z Ukraińcami wiedzą, co jest ich celem w konflikcie?

Demokratyczna administracja dostrzegła, że prawdziwa logika rządząca obecnie światem polega na rywalizacji między reżimami Kremla i Pekinu oraz demokratycznym i praworządnym Zachodem. Agresja Rosji na Ukrainie jest jej gorącym przejawem. Celem Rosji i Chin jest uzyskanie dominacji przez zastąpienie międzynarodowych reguł opartych na prawie i wolnej konkurencji, korupcją i wpływami politycznymi. Obok Azji, Afryki czy Ameryki Łacińskiej obszarem ich ekspansji były także państwa europejskie. Wiele z nich poszło na kompromisy ze swoimi wartościami w zamian za zyski handlowe i inwestycyjne w Chinach czy też za możliwość uzyskania przewagi konkurencyjnej dzięki dostępowi do rosyjskiego gazu i rynku. I dziś, podobnie jak przed ponad 30 laty, mamy dwa światy, których rywalizacja ma charakter strategiczny.

Podzielić Zachód

Zgodnie z tą logiką agresja Kremla ma na celu nie tylko zdobycze terytorialne. Chodzi o podzielenie Zachodu i uniemożliwienie jego wzmocnienia poprzez dołączenie Ukrainy. Hasła obrony cywilizacji chrześcijańskiej, walki z gender, faszyzmem czy banderyzmem mają tylko ukryć prawdziwe intencje. Dlatego Putin inwestuje w relacje z przeciwnikami jedności Zachodu i liberalnych wartości. Jego instrumentami są też dezinformacja i broń cybernetyczna. Ich ofiarą padły same Stany Zjednoczone w trakcie kampanii prezydenckiej w 2016 roku, co zapewne ostatecznie w Waszyngtonie otworzyło oczy byłym zwolennikom resetu z Putinem. Rosjanie musieli zaatakować reguły demokracji w USA, aby te potraktowały obecną wojnę jako konflikt strategiczny, a nie regionalny, za który uznały napaść na Gruzję w 2008 roku i agresję na Ukrainę w 2014 roku. Państwa Zachodu w ślad za USA potraktowały zagrożenie rosyjskie również poważnie. Postanowiły o pomocy w dostawach broni dla armii ukraińskiej, sankcjach na Rosję oraz wzmocnieniu własnych sił zbrojnych. Jednak na tym wspólne działania się kończą. Gdy Biden i Johnson mobilizują sojuszników do wsparcia Ukrainy bronią, Scholz i Macron namawiają Putina do zakończenia konfliktu na polu dyplomacji, a nie działań wojennych.

Czytaj więcej

Zaczęła się bitwa o Donbas. „Niech się nikt nie łudzi, że Putin się zatrzyma”

Niemcy i Francja chcą przejść do business as usual. Zawarcie rozejmu, któremu ma towarzyszyć ograniczenie zależności od rosyjskich zasobów, wzmocnienie potencjału wojskowego oraz zapewnienie skutecznego odstraszania Kremla, powinno wystarczyć, aby zacząć wycofywać się z sankcji. Z drugiej strony USA idą znacznie dalej. Wysyłają sygnały, że ich polityka zmierza nie tylko do zwycięstwa nad Rosją w Ukrainie, ale też do zmiany reżimu na Kremlu. „Go, get him” Bidena, powtórzone w Warszawie, jako „na litość boską, ten człowiek nie może pozostać u władzy”, nie dają pola do innych interpretacji mimo sprostowań Białego Domu łagodzących sens wypowiedzi prezydenta.

W ramach tego szerokiego spektrum stanowisk Zachód musi wypracować kompromis, bo jego jedność stanowi kluczowy warunek skuteczności. Istotną w tym rolę powinna odegrać Polska. Jedno jest pewne. W naszym interesie leży pełne zwycięstwo Ukrainy, osłabienie zdolności Rosji do agresji i ograniczenie jej korupcyjnego wpływu na Zachód. Popierając Ukrainę, nie możemy jednak sami uwikłać się w wojnę. Zatem jaka polityka Zachodu będzie służyła tym celom?

Obronić demokrację

Należy zacząć od stworzenia czytelnych dla wszystkich ram zaangażowania w konflikt. Warto przywołać doświadczenia z czasów zimnej wojny i mechanizmy, które spowodowały, że dwa światy współistniały przez kilkadziesiąt lat, unikając przy tym wojny światowej. Doktryna powstrzymania umożliwiła Zachodowi przeciwstawienie się ekspansji sowieckiej bez obawy o podważenie egzystencji każdej ze stron. Podobnie dziś, zmodyfikowana doktryna powstrzymania powinna pomóc w obronie granic Ukrainy, a nie służyć obaleniu systemu władzy w Rosji.

Władimir Putin potrafi modyfikować cele, jeśli pierwotne założenia stają się nierealne

Tej drugiej kwestii warto poświęcić kilka słów. Należy identyfikować zbrodnicze czyny i ich sprawców, czekając, aż powstaną okoliczności ich osądzenia. Jednak pomoc NATO na rzecz Ukrainy nie może stawiać sobie tego za cel. Jest to bowiem możliwe jedynie w wyniku pozbawienia Putina władzy. A to oznaczałoby bezpośrednią wojnę NATO z Rosją. Czy jesteśmy gotowi na ryzyko użycia broni nuklearnej przez Kreml w wyniku zagrożenia jego egzystencji? Era jądrowa nie skończyła się z upadkiem Sowietów i w dalszym ciągu zakłada niezbędność ograniczenia celów, jakie stawiamy przed wojną i dyplomacją.

Przy wszystkich różnicach natury obecnego i sowieckiego reżimu w Rosji jest on racjonalny. Zgodnie ze swoją logiką i charakterem dąży do przeżycia, a nie samozagłady. I jeśli nie będzie czuł zagrożenia, nie będzie prowokował eskalacji, nad którą obie strony mogłyby utracić kontrolę. Z drugiej strony jednak, jeżeli groźba użycia broni nuklearnej uniemożliwia pokonanie przeciwnika, odmowa podjęcia jakiegokolwiek ryzyka przez Zachód tylko ośmieli Rosję. Ona również musi obawiać się, że przekroczenie pewnych granic spowoduje adekwatną odpowiedź Zachodu, głównie USA. Dlatego lepiej, aby politycy Zachodu nie mówili, czego na pewno nie zrobią. Niepewność reakcji stworzy barierę przed użyciem w Ukrainie broni masowego rażenia.

Przekonanie Rosji, że Zachód jest gotów zaangażować wszystkie swoje zasoby (pomoc w uzbrojeniu i sankcje), aby doprowadzić do jej wyparcia z Ukrainy, lecz nie aby zagrozić bytowi reżimu w Moskwie, stworzy na Kremlu racjonalne przesłanki do oceny szans i ryzyk kontynuowania wojny. Putin potrafi modyfikować cele, jeśli pierwotne stają się nierealne. W obliczu determinacji Ukraińców oraz NATO i UE Rosja może uznać, że koszty tej wojny, zapowiadającej się na długą i pochłaniającą olbrzymie zasoby, będą zbyt wysokie – i ustąpi.

I kolejna kwestia kalkulowana w Moskwie. Czy reżim przeżyje ewentualną porażkę? I czy sukces demokratycznej i praworządnej Ukrainy nie zarazi Rosjan, doprowadzając do Majdanu na placu Czerwonym? Zmiany wewnętrzne, wprowadzone w Rosji po 24 lutego, wydają się te obawy eliminować. Wojna stała się okazją do dalszej konsolidacji władzy. Zlikwidowano oazy wolności słowa, zaostrzono kontrolę internetu, rozszerzono prześladowania przeciwników i zaczęto flirtować z faszyzmem.

Zgodnie z kryteriami zaproponowanymi przez Hannah Arendt wszechobecna, ideologiczna propaganda oraz coraz powszechniejszy terror wskazują na ewolucję systemu od autokratyzmu do totalitaryzmu. A to oznacza, że bunt, który mógłby zagrozić putinizmowi, jest nierealny. Wojna zamyka społeczeństwo na prądy liberalne i uzależnia od totalnej władzy reżimu. Jest to zgodne z procesem nieuchronnego dryfowania Rosji na Wschód i uzależniania od Chin. Demokratyczna Ukraina już nie będzie przeszkadzać Putinowi. Jego władza przetrwa dzięki zamianie systemu władzy na totalitarny. Utrzymanie potencjału militarnego, niezbędnego do obrony reżimu od wewnątrz, stanie się ważniejsze niż ryzyko jego utracenia w wojnie.

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Wciąż za mało, zbyt wolno

Niektórzy uważają, że utrzymanie putinizmu gwarantuje przyszłe wojny. Jednak to, czy będą one miały miejsce, zależy w istotnym stopniu od Zachodu. Od tego, czy przyjmie politykę blokowania ekspansji Putina, nie zagrażając jednocześnie jego istnieniu. Rosjanie mają prawo nie chcieć demokracji, pamiętając o swoich doświadczeniach z lat 90., a Zachód nie ma możliwości wprowadzenia jej u nich na siłę. Nie musi walczyć z Kremlem, dopóki on sam nie stanowi zagrożenia dla NATO. Chodzi o obronę demokracji, tam gdzie jej chcą, a nie o budowanie jej z zewnątrz, jak w Iraku.

Osłabić więzi z Rosją

Jeżeli musimy się pogodzić z istnieniem totalitarnej Rosji, to jak ułożyć z nią stosunki w przyszłości? Skoro Zachód współistniał przez dziesięciolecia ze zbrodniczym reżimem sowieckim, będzie mógł współżyć dalej z putinizmem. Określenie tych warunków także zależy od Polski.

Musimy zacząć od wzmocnienia chwiejącego się porządku liberalnego. Jego odnowienie jest możliwe pod warunkiem jedności i grania przez poszczególne państwa na Wspólnotę, a nie na siebie. Historia rurociągów Nord Stream 1 i 2 jest pouczająca – zamiast europeizować Rosję, rusyfikowały Niemcy. UE musi przeciwdziałać uprzywilejowanemu dostępowi kilku swoich członków do rosyjskiego i chińskiego rynku w zamian za ich koncesje polityczne dla Moskwy i Pekinu. Choć ze względu na stosunki z Chinami odcięcie Rosji od gospodarki światowej nie jest dziś realne, Zachód musi ograniczyć z nią stosunki ekonomiczne do minimum. Osłabi to ją oraz pozbawi zdolności korumpowania zachodniego biznesu i polityki.

Już ponad 200 lat temu Napoleon przestrzegał, że Europa będzie albo republikańska, albo kozacka. Jeżeli Zachód ma obronić się jako wspólnota wolności i rządów prawa, kluczowe jest, by Ukraina była po naszej stronie.

O autorze

Paweł Zalewski

Autor jest posłem, członkiem Koła Parlamentarnego Polska 2050

Ukraińcy wiedzą, o co walczą. Ich cel nie zmienił się od Rewolucji Godności, a dzisiejsza wojna jest jej kontynuacją. Chodzi o cywilizacyjne powiązanie z Zachodem, rozumiane jako wprowadzenie demokracji i praworządności na terenie całego kraju oraz uzyskanie członkostwa w NATO i Unii Europejskiej. Wojna rozpoczęta w 2014 roku nie jest tradycyjną XIX-wieczną wojną o granice. Europejskie wartości okazały się ważniejsze dla Ukraińców niż przywrócenie władztwa nad okupowanymi prowincjami, za cenę ich autonomii i możliwości blokowania działań rządu. Zachód nie tylko poparł Ukrainę, ale także utożsamił jej dążenia ze swoimi. Potwierdziła to szefowa Komisji Europejskiej w Kijowie. Jednak Rosja zaatakowała także jedność wspólnoty zachodniej. Czy obywatele Zachodu na równi z Ukraińcami wiedzą, co jest ich celem w konflikcie?

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Każdy może być Marcinem Kierwińskim. Tak zmieniła się debata
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Emmanuel Macron w swych deklaracjach jawi się jako wizjonerski lider Europy
Opinie polityczno - społeczne
Michał Matlak: Czego Ukraina i Unia Europejska mogą nauczyć się z rozszerzenia Wspólnoty w 2004 r.
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Wolność słowa w kajdanach, ale nie umarła
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Jak Hołownia może utorować drogę do prezydentury Tuskowi i zwinąć swoją partię