Miejscem dla podziwiania panoramy Manhattanu jest Exchange Place w Jersey City. Tylko przystanek kolei podziemnej – przemykającej pod dnem Hudsonu z okolic mitycznej Wall Street – i już wypełnia oczy jeden z najbardziej fascynujących widoków Ameryki. Ale najciekawsza jest tam inna opowieść, o której nie wiedzą przewodnicy. Jest to bowiem opowieść o Polakach i Ukraińcach, a więc warto ją przypomnieć, gdy dopiero zakończyła się wizyta prezydenta Bidena w Rzeszowie i Warszawie. Stoją tam bowiem dwa zupełnie różne obiekty: jeden to monumentalny pomnik oficerów poległych w Katyniu dłuta zmarłego półtora roku temu Andrzeja Pityńskiego. Drugi – trochę mniej widoczny na tle podobnych wieżowców – to budynek siedziby organizacji ukraińskich w USA. Oba zbudowane z groszowych składek wygnańców, którzy doznali wszelkiego zła ze strony sowieckiej Rosji i usiłowali budować nowe życie za oceanem. Jest w tym ukryta prawda o różnicy między naszymi narodami nie tylko na obczyźnie. A gorzki smak wynika nie tylko stąd, że wielu tych bliskich grobu weteranów w młodości stało uzbrojonych naprzeciw siebie, a dzieliła ich tak nacjonalistyczna nienawiść, jak pamięć o zbrodniach.

Nie wie o tym prezydent Biden, który na Zamku Królewskim wygłosił przemówienie, mające być epokowym niby wołaniem Johna Kennedy’ego w okrążonym Berlinie: „Jestem berlińczykiem!”. Ale zna wielekroć cytowane powiedzenie swoich poprzedników: „To łajdak, ale nasz łajdak!”. Pierwszy raz użyte więcej niż 100 lat temu przez Theodore’a Roosevelta w odniesieniu do któregoś z latynoskich dyktatorów dbających o interes amerykański.

Zabrakło mi w tej mowie jednoznacznego opowiedzenia się za narodem wyniszczanym przez bezkarną Rosję. Powiedzenia już i teraz! A więc bomby dalej będą spadały na Mariupol, Charków, na osiedla i szpitale; zabrakło epokowego wołania: „Jestem Ukraińcem!”. Ale też czegoś zabrakło dla nas, Polaków. Przypomnienia, że NATO jest organizacją państw demokratycznych. Cieszy nas podkreślenie mocy artykułu 5, ale te same PiS-owskie postaci, pławiące się dziś w amerykańskich komplementach, jeszcze niedawno gadały o „wyimaginowanej wspólnocie”.

Kąśliwe powiedzenie amerykańskiego prezydenta sprzed 100 lat unosiło się na Zamku. Ale może i lepiej: przysłowiowa „zagranica” nie uporządkuje spraw polskich, musimy zrobić to sami!