Aż ciśnie się na usta lapidarne sformułowanie śp. prof. Bartoszewskiego o „dyplomatołkach”, gdy mowa o samolotach, które mogłyby dziś walczyć dla Ukrainy. Po to wiele wieków temu wymyślono dyplomację, by pewne sprawy załatwiać dyskretnie, ale matołki mające się za mężów stanu wciąż o tym nie wiedzą. Zamiast w tajemnicy przemalować samoloty na ukraińskie barwy, wymontować z nich natowskie systemy identyfikacji swój–obcy, po cichutku umożliwić ukraińskim pilotom takich samych zestrzelonych lub uszkodzonych maszyn kilka lotów szkoleniowych, zaczęto bezmyślnie o tym gadać, a potem komunikatem MSZ zaproponowano je Amerykanom loco baza Ramstein, by sami coś zrobili z „gorącym kartoflem”. Nic dziwnego, że Departament Stanu wyraził chłodne zdziwienie, a Rosjanie na wszelki wypadek walnęli rakietami w ocalałe jeszcze ukraińskie lotniska, m.in. w centrum szkoleniowe 20 km od polskiej granicy.