Roman Kuźniar: Powrót upadłej Rzeczypospolitej

Wysoka jest cena bezradności władzy wobec Covid-19.

Publikacja: 01.02.2022 19:11

W obliczu pandemii ten rząd zostanie zapamiętany jako rząd hekatomby narodowej – uważa politolog

W obliczu pandemii ten rząd zostanie zapamiętany jako rząd hekatomby narodowej – uważa politolog

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Jak wiadomo, Pierwsza Rzeczpospolita, zanim została rozebrana przez sąsiadów, stała się państwem upadłym. Upadanie trwało wystarczająco długo, aby rządzący Polską mogli to zatrzymać, ale – jak pisał o nich von Clausewitz – „byli nazbyt Tatarami, aby życzyć sobie takiej zmiany. Ich nikczemne obyczaje państwowe i niezmierzona lekkomyślność szły ręka w rękę i w ten sposób pędzili w przepaść".

Obserwując postawę obecnego rządu naszego kraju wobec pandemii, nieuchronnie nasuwają się porównania z Pierwszą Rzeczpospolitą z okresu jej upadku. I jeszcze raz Clausewitz: „zagłada Polski nie jest wcale tak niepojęta, jak się wydaje". Dziś także bezradność rządu wobec pandemii nie jest tak niepojęta, jak mogłoby się wydawać. Jest to wszakże bezradność na własne życzenie, które przy tym świetnie ilustruje sposób sprawowania władzy i traktowania Polski przez obóz Zjednoczonej Prawicy.

Nieszczęsny „gen wolności"

O tym, że Pierwsza Rzeczpospolita w wersji upadłej, tej od końca XVII w. do rozbiorów, wróciła do polskiej polityki początku lat 20. XXI wieku, świadczy kilka istotnych cech tej pierwszej, które widać gołym okiem w tej drugiej. I to tych cech, które doprowadziły do jej upadku.

Po pierwsze, to idea „złotej wolności". Co chwilę słyszymy tłumaczenia rządzących, że w Polsce nie da się wprowadzić ani obowiązkowego szczepienia przeciwko covidowi, ani takich restrykcji, jakie są stosowane w innych krajach UE, ponieważ Polacy mają „gen wolności" czy też „gen sprzeciwu". Trudno to zrozumieć, bo przecież wiele innych narodów europejskich, z Włochami i Francuzami na czele, mogłoby iść z nami w zawody pod tym względem. A jednak wprowadzono tam rygorystyczne ograniczenia i jest znacząco wyższy poziom szczepień.

Z tym rzekomym genem wolności, czyli odgrzewaniem tradycji „złotej wolności" wiąże się liberum veto. Obecnie polega to na niezdolności Sejmu do przyjęcia ustaw skutecznie zwalczających pandemię. Niewielka większość obozu władzy sprawia, że sprzeciw kilku, niekiedy wręcz jednego lub dwóch posłów wołających „nie pozwalam" wystarczy jako usprawiedliwienie, by nie robić nic. Przedłużeniem paraliżu Sejmu w tej sprawie jest na szczeblu rządowym zupełne poniechanie jakichkolwiek działań ograniczających skalę dramatu. Minister zdrowia w czasach pandemii, której śmiertelną ofiarą padają kolejne dziesiątki tysięcy Polaków, ogranicza się do roli sprawozdawcy, który w odróżnieniu od sprawozdawcy sportowego, bez żadnych emocji, ogranicza się do codziennego podawania do wiadomości nowej liczby zgonów. Zaś antyszczepionkowi siewcy śmierci nie tylko bezkarnie uprawiają swoją dywersję, ale są jeszcze hołubieni przez władzę, bo to od nich zależy jej trwanie. A przecież Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych, który jest podstawową międzynarodową gwarancją naszych wolności, wyraźnie stanowi, że zawarte w nim swobody mogą być ustawowo ograniczane w razie zagrożenia dla zdrowia publicznego. Rząd Zjednoczonej Prawicy woli udawać, że o tym nie wie.

Czytaj więcej

Piotr Górski: Polityk nie powinien wchodzić do gabinetu lekarskiego

Po drugie, jest to sarmatyzm, czyli zabobon. Chodzi o sarmację w tym jej wymiarze, w którym głosiła wyjątkowość Polski, wręcz doktrynalną niechęć do czerpania z europejskich wzorców ustrojowych czy innych praktyk życia społecznego. To także niechęć do nauki i modernizacji kraju. Wtedy modernizacja mogłaby uratować Polskę przed upadkiem. Dziś kwestionowanie osiągnięć medycyny i ignorowanie europejskich rozwiązań w zakresie zwalczania pandemii jest przyczyną najwyższej w UE śmiertelności Polaków z powodu koronawirusa. Głoszona od kilku lat przez lidera obozu władzy koncepcja Polski jako „samotnej wyspy" w Europie idealnie wpisuje się w ideologię sarmatyzmu. Niektórzy piewcy sarmatyzmu podkreślają urodę... portretów trumiennych tamtej epoki. Pasuje jak ulał do funeralnych skutków tej ideologii w czasie obecnej pandemii.

Prywata i rokosze

Chorobą schyłku Pierwszej Rzeczypospolitej była prywata, czyli pierwszeństwo interesów magnackich (w tym poszczególnych ich rodzin) i szlacheckich przed interesami Rzeczypospolitej jako całości oraz jej traktowania jako przysłowiowego zastawu sukna. Chodziło w tym także o bezwstydną eksploatację przez klasę rządzącą zarówno poddanych, jak i zasobów kraju w prywatnym interesie możnowładców. To m.in. dlatego tamta Polska popadła w zacofanie gospodarcze i społeczne, które było przyczyną jej słabości w porównaniu z sąsiadami. Widzimy to także dzisiaj, gdy pomimo pandemii, czy wręcz dzięki niej, rządzący się uwłaszczają na majątku narodowym (vide traktowanie przez partie polityczne u władzy spółek Skarbu Państwa). Szczególnie przygnębiały wiadomości o robieniu interesów na ludzkim dramacie – te dziwne i nierozliczone zakupy maseczek czy respiratorów, pompowanie publicznych funduszy na prywatne fundacje. Ale jest też z punktu widzenia moralności publicznej coś gorszego, a typowego dla późnego okresu Pierwszej Rzeczypospolitej, czyli kupowanie posłów przez magnatów, aby blokować reformy państwa polskiego. Podobna praktyka dzisiaj też nikogo nie hańbi, ani kupujących, ani kupowanych. A przy tym ci drudzy bezwstydnie ogłaszają, że sprzedają się „dla dobra Polski".

Instytucją ustroju Pierwszej Rzeczypospolitej był także rokosz, czyli wypowiedzenie posłuszeństwa królowi i dochodzenie swoich praw czy postulatów, nawet drogą zbrojną. Szybko i ten zwyczaj uległ w tamtym czasie degeneracji, a dzisiaj mamy z nim ponownie do czynienia, i to wyłącznie w zdegenerowanej formie. Widzimy więc rokosz partii Ziobry, który prowadząc swoją prywatną wojnę z niezależnym (jak powinno być w demokratycznym państwie prawa) wymiarem sprawiedliwości, naraża Polskę na sankcje ze strony UE oraz odbiera Polakom należne im miliardy z budżetu Unii. Wódz partii rządzącej dla utrzymania władzy udaje, że nic z tym nie może zrobić. Formą rokoszu jest także grupa antyszczepionkowców z obozu partii władzy, bez których głosów w Sejmie Zjednoczona Prawica nie mogłaby nie tyle skutecznie rządzić, bo to nie jest jej ambicją, ile właśnie pozostać u władzy. Setki Polaków, którzy codziennie nadmiarowo umierają z powodu koronawirusa, dla tej władzy są bez znaczenia.

Czytaj więcej

Artur Bartkiewicz: Jeszcze tylko jedna fala i pojedziemy na wakacje

Przypomnijmy, według obliczeń kompetentnych środowisk lekarskich, gdyby wprowadzono standardowe środki przeciwdziałające pandemii, można byłoby uratować około trzy czwarte z tych osób, które ostatecznie zmarły na Covid-19, czyli w ubiegłym roku około 75 tys. Polaków. Taka jest cena, jaką płaci Polska za wykalkulowaną bezradność obozu władzy wobec największej katastrofy humanitarnej, jaka dotknęła nasz kraj po II wojnie światowej. Powtórzmy, ta bezradność nie jest „niepojęta" – chodzi o utrzymanie władzy. Twierdzenie, że nic nie da się zrobić, bo podjęcie walki z pandemią mogłoby wywołać niezadowolenie społeczne, jest skrajnie obłudne. Przecież Zjednoczona Prawica potrafiła przyjmować ustawy niepopularne, a przy tym łamiące konstytucję czy istniejący do niedawna tak zwany kompromis aborcyjny. I takie ustawy przeprowadzano w kilkanaście godzin z podpisem prezydenta w nocy włącznie. Wielkie manifestacje społecznego niezadowolenia ignorowano, zaś demonstrujące kobiety były bezprzykładnie bite i poniżane. Wtedy niezadowolenia się nie bano, ale dziś chodzi wyłącznie o własny elektorat, czyli o władzę.

Jest jeszcze wyjście

Wyrachowana bezradność państwa (które – jak pamiętamy z zapowiedzi – miało być silne) w obliczu pandemii to coś więcej niż tylko państwo bizarne (komiczne i dziwaczne), o którym pisałem na łamach „Rzeczpospolitej" jakiś czas temu. Gdyby nie tragizm sytuacji, byłoby komiczne, że tę bezradność ogłasza wicepremier ds. bezpieczeństwa, a przy tym szef partii rządzącej. W obliczu pandemii ten rząd zostanie zapamiętany jako rząd hekatomby narodowej. Lecz przecież syndrom upadłej Pierwszej Rzeczypospolitej, z którym mamy dzisiaj do czynienia, wychodzi poza ten dramat, obejmuje całokształt sposobu rządzenia Polską przez obecny obóz władzy. Dziś Polska nie jest jeszcze państwem upadłym, choć załamanie finansów publicznych podobne do tego, co stało się pod populistycznymi rządami w Argentynie (2001–2002), jest całkiem realne.

Na szczęście dziś Polska ma na nadal demokratyczną opozycję. Musi ona wygrać w wyborach, o których już dziś wiemy, że będą nieuczciwe. Aby to zrobić i wziąć odpowiedzialność za wyprowadzenie kraju ze stanu systemowej nieodpowiedzialności, niektórzy liderzy opozycji powinni jednak najpierw opuścić „Transatlantyk" Gombrowicza i wysiąść na ląd w porcie „normalna Polska".

Autor jest politologiem, prof. nauk humanistycznych, od 2010 do 2015 był doradcą prezydenta RP ds. międzynarodowych

Jak wiadomo, Pierwsza Rzeczpospolita, zanim została rozebrana przez sąsiadów, stała się państwem upadłym. Upadanie trwało wystarczająco długo, aby rządzący Polską mogli to zatrzymać, ale – jak pisał o nich von Clausewitz – „byli nazbyt Tatarami, aby życzyć sobie takiej zmiany. Ich nikczemne obyczaje państwowe i niezmierzona lekkomyślność szły ręka w rękę i w ten sposób pędzili w przepaść".

Obserwując postawę obecnego rządu naszego kraju wobec pandemii, nieuchronnie nasuwają się porównania z Pierwszą Rzeczpospolitą z okresu jej upadku. I jeszcze raz Clausewitz: „zagłada Polski nie jest wcale tak niepojęta, jak się wydaje". Dziś także bezradność rządu wobec pandemii nie jest tak niepojęta, jak mogłoby się wydawać. Jest to wszakże bezradność na własne życzenie, które przy tym świetnie ilustruje sposób sprawowania władzy i traktowania Polski przez obóz Zjednoczonej Prawicy.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika