Jeszcze niedawno w koncepcji strategicznej NATO stwierdzało, że przestrzeń euroatlantycka jest obszarem pokoju, a zagrożenie konwencjonalnym atakiem przeciwko terytorium państw sojuszu jest bardzo niskie. Ponad dziesięć lat doświadczeń w prowadzeniu operacji poza obszarem traktatowym, zwieńczonych stopniowym wycofywaniem się NATO z Afganistanu, sprawiło, że sojusz musi dzisiaj zdefiniować się na nowo. Percepcja środowiska bezpieczeństwa, w jakim funkcjonuje, jest już bowiem radykalnie inna, a gotowość NATO do kolektywnej obrony na jego wschodniej flance o wiele słabsza niż jego zdolności zarządzania kryzysowego na Południu.
Wymaga to nie tylko nowej koncepcji strategicznej sojuszu, ale przede wszystkim realnych zdolności do działania i obrony swojego terytorium.
Egzystencjalne zagrożenie
Zdajemy sobie sprawę, że wiele państw sojuszu nie podziela polskiej perspektywy, uznając za główne zagrożenie sytuację na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Ale polska dyplomacja powinna nieustannie przekonywać, że liczba i dyslokacja batalionów rozmieszczonych na wschodniej flance jest tylko początkiem transformacji. Sojusz musi bowiem znaleźć zdecydowaną strategiczną odpowiedź na sytuację, w której w jego najbliższym sąsiedztwie znajduje się państwo uzbrojone w broń jądrową, które potrafi zaatakować swoich sąsiadów i dokonać aneksji ich terytorium, a NATO określa jako organizację wobec siebie wrogą.
Rosja otwarcie grozi członkom sojuszu, którzy chcą gościć na swoim terytorium obronę przeciwrakietową. A te państwa, które myślą o przystąpieniu do NATO (np. Szwecja, nie mówiąc już o krajach Europy Wschodniej), mogą, zgodnie z rosyjskimi zapowiedziami, spotkać się z odpowiedzią militarną. Co prawda nikt w NATO nie lekceważy tej sytuacji, ale też nikt nie wyobraża sobie jakiegokolwiek poważniejszego konfliktu pomiędzy Rosją a sojuszem. To błąd. Nie tylko dlatego, że sytuacja taka potencjalnie może się wydarzyć, ale również dlatego, że trzeba zrobić wszystko, aby Rosjanom w ogóle nie przyszło do głowy testowanie, do jakiego momentu mogą się posunąć.
Stosunek sił rosyjskich do sił państw NATO na północno-wschodniej flance sojuszu wynosi 10:1. Co się stanie, jeśli Rosja tylko odetnie tzw. korytarz suwalski łączący państwa bałtyckie z pozostałą częścią NATO? Jeśli powstanie sytuacja, w której będziemy zmuszeni wybrać pomiędzy wojną w pełnej skali a fait accompli, czyli poświęceniem części terytorium sojuszu? Politycznie taka sytuacja wydaje się niewyobrażalna, ale fundamentalnym zadaniem sojuszu obronnego jest gotowość na taki scenariusz. Na razie gotowi nie jesteśmy.