Przywódcy „27" spotykają się na szczytach cztery razy do roku. Jednak w 2021 r. zorganizowano sześć dodatkowych spotkań, a w 2021 – cztery dodatkowe. Chodziło o covid, relacje z Chinami czy imigrację. Stojąca na czele Wspólnoty od 1 stycznia Francja takiego szczytu w sprawie Ukrainy nie zwołała. Czy groźba największego od drugiej wojny światowej konfliktu zbrojnego w Europie na to nie zasługuje? Szczytu, rzecz jasna, nie ma z innego powodu: kraje Wspólnoty nie są tu w stanie uzgodnić wspólnego stanowiska. Takie spotkanie przekształciłoby się w żenującą kłótnię, jak zareagować na ewentualną rosyjską inwazję na Ukrainę.
Ameryka jest jednak jedynym wiarygodnym kapitanem statku o nazwie Zachód nie tylko z powodu słabości Unii. Takiej jej roli oczekuje też Rosja. Z jej perspektywy sześć lat negocjacji z Niemcami i Francją (Format Normandzki) o wdrożeniu umowy z Mińska nie przyniosło żadnego efektu. Były tylko parawanem, za którym Władimir Putin szykował się do wielkiej rozgrywki z Ameryką o los Ukrainy, jakiej jesteśmy teraz świadkami. Kreml lekceważy także Europę, bo nie jest ona wiarygodną potęgą wojskową, w szczególności jądrową. Bardzo ograniczony arsenał atomowy Wielkiej Brytanii postrzega jako przedłużenie amerykańskiego, a francuski – jedynie jako środek obrony samej Republiki, a nie porządku na kontynencie.
W takiej chwili instynkt samozachowawczy powinien skłonić kraje Unii do deklaracji, że w starciu z Moskwą interesy Zachodu reprezentuje NATO. To byłaby mniej ubliżająca dla Europejczyków formuła, aby powiedzieć, że raz jeszcze składają oni swój los w ręce Amerykanów.
Czytaj więcej
Ameryce nie udało się zbudować jednolitego stanowiska sojuszu na wypadek inwazji na Ukrainę. Przyznał to sam Biden.
Emmanuelowi Macronowi to jednak nie przechodzi przez gardło. Przedstawiając w środę w europarlamencie program półrocznego, francuskiego przewodnictwa w Unii, zapowiedział, że w najbliższych tygodniach Europejczycy powinni sami wypracować model architektury bezpieczeństwa na kontynencie i przedstawić go Rosji. Zdaniem francuskiego przywódcy jest jak najbardziej godne pochwały, że Amerykanie blisko konsultują z krajami Unii (wybranymi) swoją strategię wobec Kremla, ale to nie wystarczy. Europa musi negocjacje prowadzić samodzielnie.