Francja wybierze nowego prezydenta dopiero wiosną, ale kampanijna lokomotywa ruszyła już pełną parą. Tym, co najbardziej zaskakuje obserwatorów, jest rosnąca popularność Erica Zemmoura. Publicysty i pisarza, który nie tylko nie jest politykiem, ale nie zgłosił jeszcze nawet oficjalnie swej kandydatury. Swoistą „prekampanią" jest za to tournée promujące jego najnowszą książkę – „Francja nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa".

Popularność Zemmoura rozpatrywać trzeba w dwóch kontekstach. Pierwszy wyraża doskonale tytuł jego książki. To nostalgia za utraconą wielkością, za francuską ideą ucieleśnianą przez Bonapartego i de Gaulle'a. Uczucie zranione ostatnio boleśnie choćby przez zawiązanie się militarnego układu AUKUS, w którym państwa anglosaskie wprost wyprosiły Francję z globalnej rozgrywki.

Czytaj więcej

Prawdopodobny kandydat na prezydenta Francji popiera wyrok Trybunału Konstytucyjnego

Wiąże się z tym bezpośrednio drugi wątek, jakim są publikowane przed kilkoma miesiącami listy otwarte francuskich wojskowych. W jednym z nich 20 emerytowanych generałów apelowało o „honor i status służby w całej klasie politycznej" oraz ostrzegało przed „zbliżającymi się nieuchronnie chaosem i wojną domową". Niewiele później ukazał się drugi, podpisany przez „anonimowych żołnierzy", w którym oskarżono rząd o „ustępstwa na rzecz islamu". To właśnie radykalna krytyka muzułmańskiej mniejszości stanowi najwyraźniejszy punkt programu Zemmoura. A jego rosnąca popularność, pochłaniająca elektoraty zarówno Marine Le Pen, jak i centroprawicowych republikanów, wydaje się być zdyskontowaniem nastroju towarzyszącego listom wojskowych.

Najciekawsze są jednak badania fokusowe przeprowadzone wśród popierających publicystę Francuzów. Wynika z nich, że jest to grupa niezwykle zbilansowana – najbardziej zróżnicowana społecznie spośród wszystkich elektoratów głównych kandydatów. Są tam „po równo" wyborcy ze wszystkich grup wiekowych, mieszkańcy większych miast oraz prowincji. Radykalne nastroje rozsiane są więc w całym spektrum francuskiego społeczeństwa. Trudno znaleźć grupę, która byłaby naturalną bazą społeczną dla politycznego centrum. Coraz mniej jest bowiem tych, którzy byliby zainteresowani utrzymaniem status quo. Czyżby centrum powiedziało już swoje ostatnie słowo?