Po wyborach w największym kraju Unii pewne jest, że kończy się 16 lat władzy najpotężniejszej kobiety świata; zbyt rzadko politycy odchodzą z godnością, oszczędzając nam spektaklu upadku.
Jak nikt z europejskich przywódców była bliska Polsce; nie dość, że jej dziadka, poznaniaka Ludwika Kazimierczaka, jako poddanego pruskiego wcielono w 1915 roku do Reichswehry, to jeszcze nawiał i skończył wojnę jako żołnierz Błękitnej Armii gen. Hallera. Gdzie był Jacek Kurski, że nie wykorzystał epizodu jakże podobnego do „dziadka z Wermachtu" w życiu Kaszuby, innego człowieka polsko-niemieckiego pogranicza, Donalda Tuska? Potem młoda chemiczka z Lipska jeździła do Torunia na naukowe spotkania, z wypiekami na twarzy kibicując pracy polskich kolegów w Solidarności. Był nawet czas, gdy na czele Niemiec stało dwóch NRD-owców, bo prezydentem był działacz wschodnioniemieckiej opozycji Joachim Gauck.
Czytaj więcej
Priorytetem Angeli Merkel było utrzymanie naszego kraju w Unii. Dla rządu, który wyłoni się po wyborach, nie to będzie już w relacjach z Warszawą najważniejsze. Ryzyko polexitu rośnie.
Nie potrafiliśmy wykorzystać tych sentymentów, ale też czas był niesprzyjający. Merkel, obejmując urząd, odziedziczyła budowę gazociągu Nord Stream i jej poprzednika Gerharda Schroedera na tłustej posadzie w jego kierownictwie. My z kolei, żarliwie protestując, nie pamiętaliśmy, że niezgoda na powiększenie przepustowości gazociągu biegnącego przez Polskę i Białoruś, a omijającego Ukrainę, przyczyniła się do ułożenia rury w Bałtyku. Mieliśmy pozwolić na szantażowanie „samostijnej"? Nie pozwoliliśmy i sami znaleźliśmy się wśród szantażowanych. Użytkownicy lęków antyniemieckich nie pojmowali, że tani gaz jest fundamentalnym interesem narodowym Niemiec, zwłaszcza po tym, jak Merkel lekkomyślnie zrezygnowała z energetyki jądrowej po katastrofie w Fukushimie. Dyplomacja nie polega na twardym przeciwstawianiu się interesowi silniejszego partnera; w zamian za zgodę można uzyskać wiele ustępstw w innych obszarach. Ale tego nasze „dyplomatołki" nie potrafią, tylko krzyczą i tupią nogami. Kto zachowuje się jak bachor, tak też jest traktowany. Po odejściu życzliwej Merkel będzie nam trudnej. A mądra dyplomacja to podstawa polityki europejskiej, unijnej także.