USA po Afganistanie

W Ameryce ciągle drzemie ogromny potencjał – pisze wykładowca Hollins University.

Publikacja: 08.09.2021 19:29

USA po Afganistanie

Foto: AFP

Prawie równo miesiąc temu, 8 lipca, prezydent Joe Biden oświadczył, że wycofywanie wojsk USA z Afganistanu przebiega zgodnie z planem i że przejęcie władzy przez taliban wcale nie jest nieuniknione. W tamtej chwili najbardziej pesymistyczne prognozy zakładały, że rząd Aszrafa Ghaniego utrzyma się co najmniej przez pół roku. Jest oczywiste, że plan wycofywania amerykańskich sił zbrojnych z Afganistanu był oparty na błędnych założeniach, analizy dokonane przez stosowne służby były fałszywe, a nad całym procesem brakowało należytego nadzoru. Gen. Mark Milley, przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, przyznał, że żaden scenariusz nie przewidywał tak szybkiego rozkładu armii afgańskiej i rozpadu proamerykańskiej władzy.

A przecież zaledwie siedem lat temu wyszkolona i wyposażona prze USA armia iracka rozsypała się w drobny mak pod ciosami samozwańczego Państwa Islamskiego. Nie po raz pierwszy okazało się, że dziesiątki miliardów dolarów wydawane co roku na finansowanie działań CIA, NSA i podobnych im instytucji nie przynoszą wielkiego pożytku – raczej wprost przeciwnie, doprowadzają do sytuacji, w których wizerunek i prestiż Ameryki są narażone na szwank.

Co więcej, wszystkie podstawowe decyzje były podejmowane bez konsultacji z sojusznikami, a zatem zaprzeczały podstawowemu hasłu obecnej administracji, że „America is back", czyli, że Stany Zjednoczone odcinają się od izolacjonistycznej polityki Donalda Trumpa i powracają do tradycji ścisłej współpracy z aliantami. Po upadku Kabulu jedynym zagranicznym przywódcą, z którym osobiście rozmawiał prezydent Joe Biden, był premier Boris Johnson.

Wizerunek i prestiż

Ewakuacja personelu amerykańskiej ambasady w Kabulu, połączona z pospiesznym niszczeniem dokumentów, i niedokończony program przerzutu tysięcy byłych afgańskich współpracowników armii amerykańskiej stworzyły obraz chaosu i przywołały pamięć uprzednich sytuacji, gdy Waszyngton pozostawiał na lodzie ludzi mu przyjaznych, nawet tych, którzy ryzykowali życie w obronie amerykańskich interesów.

Powagi sytuacji dodały zdjęcia tłumów czepiających się startujących amerykańskich samolotów na lotnisku w Kabulu. Przywołały one obrazy podobnych wydarzeń w 1975 r., gdy upadał Sajgon, stolica Wietnamu Płd.

I tu dochodzimy do sedna sprawy. Także tamte wydarzenia spowodowały lawinę spekulacji na temat zbliżającego się upadku znaczenia USA.

Tak naprawdę Amerykę pokonać może tylko ona sama.

Te prognozy wydawały się znajdować potwierdzenie w szybkich postępach, jakie czynił światowy komunizm, wówczas wróg numer jeden Ameryki. Zaraz po upadku Sajgonu komuniści przejęli władzę w Angoli i Mozambiku, na początku 1979 r. upadł proamerykański reżim w Iranie, kilka miesięcy potem podobny los spotkał dyktaturę w Nikaragui i zachodziły obawy, że niebawem sowieckie imperium może sięgać po Rio Grande. W 1978 r. kwietniowa rewolucja wyniosła do władzy komunistów w Afganistanie, ale opór społeczeństwa i rozłamy w samej partii komunistycznej spowodowały sowiecką inwazję w grudniu roku następnego. Wydawało się, że w zasięgu ręki jest to, co nie udało się Rosji carskiej – ZSRR uzyska dostęp do Oceanu Indyjskiego.

Rok później w Białym Domu nieporadnego Jimmy'ego Cartera zastąpił Ronald Reagan i nastąpił renesans znaczenia USA na arenie światowej. Zaledwie 11 lat później ZSRR przestał istnieć i światowy porządek przyjął postać systemu jednobiegunowego. Od, zdawało się, nieuchronnego schyłku do światowej dominacji nie upłynęły nawet dwie dekady.

Szanse i zagrożenia

Albowiem Stany Zjednoczone to państwo o ogromnych możliwościach. Kraj czołowych uniwersytetów i ośrodków badawczo-rozwojowych. Wbrew pogardliwym opiniom rozpowszechnianym przez różnych prześmiewców Ameryka nie tylko produkuje kryzysy, ale też przewodzi w wielu najbardziej zaawansowanych technologiach. Także w zakresie „starych" technologii Stany nie pozostają w tyle. Wystarczy wspomnieć rewolucję łupkową, dzięki której są dziś największym wydobywcą ropy naftowej i gazu. Na USA przypada 20 proc. światowej produkcji ropy (na Rosję i Arabię Saudyjską po 11 proc.) i 23 proc. naturalnego gazu (druga Rosja – 17 proc.). Nie bez powodu Strategia Bezpieczeństwa Narodowego z 2017 r. podkreślała amerykańską dominację w sektorze energetycznym. Nowy Jork nieustannie jest jednym z najważniejszych – jeśli nie najważniejszym – centrów finansowych.

Czynnikiem, który oprócz technologii, energetyki i finansów decyduje o potędze kraju, jest jego zaludnienie. Rok temu czasopismo naukowe „The Lancet" opublikowało prognozy demograficzne do roku 2100 dokonane przez naukowców z Uniwersytetu Waszyngtonu pod przewodnictwem prof. Christophera J.L. Murraya. Na koniec tego stulecia liczba ludności USA ma praktycznie nie ulec zmianie, podczas gdy w Chinach ma spaść o połowę. Nie jest to bezzasadna hipoteza, ponieważ licząca wiele dekad polityka jednego dziecka wywarła ogromne piętno na chińskim społeczeństwie i ostatnie zmiany w tym zakresie nie przynoszą wielkich skutków. Gdyby ta prognoza się ziściła, to względna pozycja USA na arenie światowej uległaby wielkiej poprawie.

W Ameryce ciągle drzemie ogromny potencjał, podstawowe pytanie brzmi, czy kraj zdoła ten potencjał wykorzystać. Czy obecne elity, tak jak to miało miejsce w 1980 r., wyłonią nowego Ronalda Reagana? Albowiem tak naprawdę Amerykę pokonać może tylko ona sama.

Autor jest profesorem finansów i ekonomii na Hollins University w stanie Wirginia

Prawie równo miesiąc temu, 8 lipca, prezydent Joe Biden oświadczył, że wycofywanie wojsk USA z Afganistanu przebiega zgodnie z planem i że przejęcie władzy przez taliban wcale nie jest nieuniknione. W tamtej chwili najbardziej pesymistyczne prognozy zakładały, że rząd Aszrafa Ghaniego utrzyma się co najmniej przez pół roku. Jest oczywiste, że plan wycofywania amerykańskich sił zbrojnych z Afganistanu był oparty na błędnych założeniach, analizy dokonane przez stosowne służby były fałszywe, a nad całym procesem brakowało należytego nadzoru. Gen. Mark Milley, przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, przyznał, że żaden scenariusz nie przewidywał tak szybkiego rozkładu armii afgańskiej i rozpadu proamerykańskiej władzy.

Pozostało 86% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Dlaczego premier Donald Tusk nie lubi Brytyjczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Czy branża hodowlana jest równie groźna dla klimatu jak przemysł i transport?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Sondaże wyborcze. PiS utrzymuje przewagę, Tusk mobilizuje wyborców
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Co wpycha nas na głęboką europejską prowincję?
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Sędzia Tomasz Szmydt jak szpieg Stirlitz? Bzdura