Zasadnicza różnica między Prawem i Sprawiedliwością a Platformą Obywatelską zawsze dotyczyła oceny siły państwa. PiS uważał, że jest za słabe i trzeba je wzmocnić. Dla dobra obywateli. PO twierdziła, iż jest wszechwładne i dlatego trzeba obecność państwa zredukować. Także w interesie obywateli. Gdy rządził PiS, jego punkt widzenia pasował do punktu siedzenia. W przypadku PO jest z tym coraz większy kłopot.
Schizofreniczność sytuacji, w jakiej znalazł się rząd Donalda Tuska, najlepiej pokazuje sytuacja całkiem świeżej daty. Oto premier zwołuje pilną naradę z udziałem ministrów spraw wewnętrznych, zdrowia i sprawiedliwości. Tematem jest ubiegłoroczna okupacja kancelarii, efektem – zgłoszenie sprawy do prokuratury. Podejrzane o popełnienie przestępstwa nie są jednak pielęgniarki, które nielegalnie weszły do kancelarii, ale BOR, który utrudniał im korzystanie z telefonów komórkowych. I tu, i tam doszło do złamania prawa. Rząd nie komentuje jednak faktu okupowania najważniejszego gmachu publicznego w państwie, ale pochyla się za to nad działaniami służb powołanych do jego ochrony.
Całej sprawie towarzyszą mocne deklaracje w stylu „nie będzie tolerancji dla nadużywania władzy wobec obywateli”. A wszystko to w czasie, gdy obywatele z ochotą zabrali się do demontażu państwa. Jeszcze nie dogasł strajk celników, pielęgniarki odchodzą od łóżek pacjentów, prokuratorzy planują „dzień bez togi”, policjanci realizują akcję „widelec”, nauczyciele zaś zapowiadają paraliż matur. Trudno nie odebrać takiego zachowania rządu w takim momencie jako wystawionej in blanco gwarancji bezkarności dla najbardziej wyszukanych form protestu.
Przez ostatnie dwa lata konsekwentnie Platforma podważała zaufanie do państwa, które identyfikowała z opresją, inwigilacją i pasożytnictwem
Można powiedzieć: kto sieje wiatr, zbiera burzę. I nie chodzi o słynne już zapowiedzi cudu, rozbudzenie nadziei na szybką poprawę bytu. Polacy w cuda (ekonomiczne) dawno przestali wierzyć, są realistami. Natomiast powtarzane od wielu miesięcy hasła o potężnym państwie, które zagraża naszej wolności, a w dodatku jest wraże (jak każde państwo), bo ma, ale nie daje – przynosi efekty. Podobnie jak deklaracje obecnego premiera i jego ministrów o prawie do obywatelskiego nieposłuszeństwa, gdy obywatel czuje się przez to państwo ogrywany.