Historyk – zawód najwyższego ryzyka

Któż jeszcze odważy się szukać miejsca, w którym Wałęsa miał skoczyć przez płot, ustalać, kto strajk chciał kontynuować, a kto go pacyfikował? W imię czego się narażać? W imię prawdy? - pyta publicysta "Rzeczpospolitej"

Publikacja: 14.01.2010 18:08

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/01/14/historyk-zawod-najwyzszego-ryzyka/" "target=_blank]Skomentuj na blogu[/link] [/wyimek]

Nie da się uciec od historii, przekonujemy się o tym bezustannie. Opublikowanie (znanych we fragmentach już wcześniej) zapisków generała Wiktora Anoszkina, zebranie w IPN-owskim wydawnictwie materiałów na temat TW "Alka" (pod którym to kryptonimem zarejestrowała SB, i tu opinia historyków zgodna jest z wyrokiem sądu lustracyjnego z 2000 roku, Aleksandra Kwaśniewskiego) po raz kolejny zmusiły uczestników debaty publicznej do podjęcia przygasłych sporów. Sporów o tyle żałosnych, że toczonych w niewiedzy, zdominowanych wyznaniami wiary, włącznie z tak kuriozalnymi jak "bardziej wierzę Jaruzelskiemu niż sowieckim generałom".

[srodtytul]Prawo do ryzykownych tez[/srodtytul]

Gdy o historię kłócą się politycy i liderzy opinii, historycy w większości starają się jak najdalej omijać sporne tematy. Na dorocznych targach książki historycznej jak zwykle przygnębiała stosunkowo szczupła oferta prac dotyczących dziejów najnowszych. Okrągłe rocznice Okrągłego Stołu i kontraktowych wyborów z 1989 r. nie pomogły, i już dziś można się założyć, że także w tym roku nie pomoże równie okrągła rocznica strajku sierpniowego. Nie ma szans, żebyśmy się doczekali bodaj jednej monografii Sierpnia '80 albo choćby opracowania popularnego, chyba że wydarzenie, które zmieniło dzieje Europy, weźmie na warsztat jakiś amerykański lewak.

Trudno się jednak dziwić; los jednego z najzdolniejszych historyków najmłodszego pokolenia Pawła Zyzaka, który ponoć pracował jako magazynier w supermarkecie, jest wystarczająco pouczający. Zarazem los ten wystawia współczesnej Polsce haniebne świadectwo. Nie obowiązują u nas jeszcze, jak na Białorusi, ustawy pozwalające prześladować historyków i dziennikarzy za naruszanie czci przywódców państwa lub "fałszowanie" chwalebnej historii swego kraju. Ale istnieją – i są stosowane – inne sposoby niszczenia ludzi, którzy mają czelność pisać niewygodną prawdę.

Gdy w niedawnej dyskusji w programie Moniki Olejnik polityk PiS powołał się na mój artykuł podsumowujący dwulecie rządów PO – PSL, prowadząca w typowy dla siebie sposób zgasiła go jadowitym pytaniem: jak to, powołuje się pan na człowieka, który porównał córkę Wałęsy do wnuka Stalina?!

Niestety, polityk wybąkał tylko, że o tym porównaniu nie wiedział, i że chodziło mu jedynie o podsumowanie rządów Donalda Tuska. Szkoda, że nie odpowiedział pytaniem, czy pani redaktor wyobraża sobie np., by w cywilizowanym kraju nękali historyka procesami potomkowie Winstona Churchilla albo Franklina Roosevelta? A przecież opublikowano liczne prace opisujące ich ocierający się o zbrodnię cynizm, dowodzące np., że ten pierwszy świadomie i rozmyślnie spowodował śmierć kilkuset cywilów na "Lusitanii", aby wciągnąć do wojny światowej Amerykę, a drugi ukrył wiedzę wywiadu o przygotowaniach do ataku na Pearl Harbor, by szok wywołany tą masakrą pomógł mu zrealizować polityczne zamiary?

Sięgam specjalnie po tezy uważane przez większość badaczy za ryzykowne i wątpliwe, bo i takie historycy muszą mieć prawo stawiać. U nas powodem propagandowych nagonek w najgorszym stylu bywa zaś najczystsza prawda – bo zarejestrowanie przez SB Lecha Wałęsy jako TW "Bolka" jest oczywistym, potwierdzonym dokumentami, faktem, podobnie jak nikt nie jest w stanie podważyć relacji zebranych w książce Zyzaka.

[srodtytul]Czy Polacy dorośli do prawdy[/srodtytul]

Istnieje zresztą zbyt wiele potwierdzających prawdziwość atakowanych książek dowodów pośrednich – począwszy od zniszczenia za prezydentury Wałęsy akt "Bolka" i bezprawnego skonfiskowania przez służby (prawdopodobnie również w celu zniszczenia) licznych dokumentów dotyczących jego życiorysu, jak akta szkolne czy kartoteki pracowników stoczni, a skończywszy na licznych wypowiedziach samego Wałęsy, w których, wśród gołosłownych zaprzeczeń, wielokrotnie przyznawał, zwłaszcza dziennikarzom zachodnim, że grał, że esbeków oszukał, wywiódł w pole, i że nikomu nic do tego, jakimi sposobami.Tymczasem pozew córki Wałęsy, skoro okazuje się ona osobą dla niektórych niepodlegającą krytyce, w ogóle pomija kwestię faktów – jest próbą zaszkodzenia historykowi i jego wydawcy z zupełnym pominięciem sprawy, czy o Wałęsie ogłoszono historyczną prawdę, czy nie. Nie porównuję osób, porównuję sytuację, bo stanowi ona oczywisty dowód, że bliżej nam do standardów wschodnich niż zachodnich.

Niepokój budzi nie samo składanie absurdalnych pozwów, czego zakazać nikomu nie można, ale orzecznictwo polskich sądów, którym zdarza się grzeszyć jawną stronniczością na rzecz tłumiących bądź mszczących się za krytykę bohaterów najnowszej historii. Mamy absurdalny wyrok zezwalający Wałęsie na zniesławianie reżysera i scenarzysty Grzegorza Brauna, z uzasadnieniem, iż jest on wielką postacią historyczną – w istocie kwestionujący podstawową zasadę równości obywateli wobec prawa. Mamy równie kuriozalny wyrok w sprawie wytoczonej IPN przez Adama Michnika; wyrok, z którego wynika, że podczas gdy lekarz ma prawo do błędu, choć często skutkiem tego jest śmierć pacjenta, to historykowi nie przysługuje prawo do błędu nawet tak drobnego jak wymienne zastosowanie określeń szpieg i zdrajca.

Któż w takiej sytuacji odważy się pisać, by przy tym jednym przykładzie pozostać, historię sierpniowego strajku? Szukać miejsca, w którym Wałęsa miał skoczyć przez płot, ustalać, kto strajk chciał kontynuować, a kto go pacyfikował – narażając się na grube nieprzyjemności? Czyż nie lepiej postąpić jak autor książki o "Ruchu", który na wszelki wypadek schował pod sukno część dokumentów dotyczących dzisiejszego wicemarszałka Sejmu? W imię czego się narażać – w imię prawdy? Przecież dyktatorzy intelektualnych mód postawili sprawę jasno: Polacy do prawdy nie dorośli, mogłaby im ona zaszkodzić. Zamiast prawdy niech przeżuwają założycielskie kłamstwa III RP, którymi karmią ich politycy jedynie słusznej opcji, i pozostające w ich propagandowej służbie media.

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/01/14/historyk-zawod-najwyzszego-ryzyka/" "target=_blank]Skomentuj na blogu[/link] [/wyimek]

Nie da się uciec od historii, przekonujemy się o tym bezustannie. Opublikowanie (znanych we fragmentach już wcześniej) zapisków generała Wiktora Anoszkina, zebranie w IPN-owskim wydawnictwie materiałów na temat TW "Alka" (pod którym to kryptonimem zarejestrowała SB, i tu opinia historyków zgodna jest z wyrokiem sądu lustracyjnego z 2000 roku, Aleksandra Kwaśniewskiego) po raz kolejny zmusiły uczestników debaty publicznej do podjęcia przygasłych sporów. Sporów o tyle żałosnych, że toczonych w niewiedzy, zdominowanych wyznaniami wiary, włącznie z tak kuriozalnymi jak "bardziej wierzę Jaruzelskiemu niż sowieckim generałom".

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?