Dwa lata temu napisałem w „Rzeczpospolitej” felieton pt. „Łatwiej walczyć o zasady”, a w nim m.in. „Małgorzata Raczyńska, dyrektorka telewizyjnej Jedynki, od pięciu miesięcy była na zwolnieniu lekarskim. Poszła na nie wtedy, gdy prezes Bronisław Wildstein chciał ją za nieudolność zwolnić z pracy. Teraz, kiedy odszedł, pani Małgorzata, jak gdyby nigdy nic, zjawiła się w poniedziałek w pracy. I nic mi nie wiadomo, by Mariusz Kamiński, szef CBA, przystąpił do działania. Tropiąc korupcję w szpitalu MSWiA, nie dostrzegł jakoś związku między cudownym uzdrowieniem pani Małgorzaty a lekarzem wystawiającym jej L4”.

Małgorzata Raczyńska skierowała sprawę do sądu o upowszechnianie informacji godzących w jej dobre imię. Sąd Okręgowy w Warszawie – ku nie tylko mojemu zdziwieniu – podzielił taki punkt widzenia. Natomiast po kilku miesiącach sprawą zajął się Sąd Apelacyjny w Warszawie, który m.in. stwierdził, że nastąpiło tu „całkowite pominięcie w uzasadnieniu wyroku zeznań świadka Bronisława Wildsteina, które miały kluczowe znaczenie dla rozstrzygnięcia w niniejszej sprawie i potwierdzały prawdziwość skomentowanych przez pozwanego faktów.(...). Brak jest podstaw do uwzględnienia powództwa w zakresie dotyczącym przeproszenia powódki za sugestię, iż miała być zwolniona z pracy z powodu nieudolności. Z zeznań Bronisława Wildsteina wynika bowiem, że jego decyzja o zwolnieniu powódki była spowodowana „jej brakiem kompetencji”„.

Ostatnio zrobiło się głośno o powrocie Małgorzaty Raczyńskiej na Woronicza w charakterze szefowej Agencji Produkcji Audycji Telewizyjnych. Mam nadzieję, że autorzy tego eksperymentu poświęcą trochę czasu na zapoznanie się z orzeczeniem Sądu Apelacyjnego w Warszawie.

PS Dziś w „Rzeczpospolitej” na stronie A2 publikowane jest oświadczenie Andrzeja Bobera, którego autorem jest Sąd Apelacyjny. Szanuję wyrok, więc je drukuję. Ale nie w całości je podzielam.

[i]Autor jest dziennikarzem gospodarczym, felietonistą i publicystą, w latach 1980 – 1995 był redaktorem programu „Listy o gospodarce” w TVP[/i]