W 1997 roku Tony Blair namówił laburzystów na działania, które były sprzeczne z tradycyjnym rozumieniem polityki. Zamiast przekonywać wyborców do swojego jedynie słusznego programu, Partia Pracy wsłuchała się w ich potrzeby. W odpowiedzi na nie Tony Blair m.in. zdystansował się wobec związków zawodowych i usunął apel o popieraniu własności państwowej. Partia Pracy podjęła także zobowiązania m.in. w zakresie edukacji, służby zdrowia, niskich wydatków rządowych. Blair zwyciężył dzięki temu, że potrafił przekonać Partię Pracy do koncepcji marketingowej. Była ona krytykowana w Wielkiej Brytanii, podobnie jak ma to miejsce teraz w Polsce. Niesłusznie. To podejście zakłada bowiem większą wrażliwość na potrzeby wyborcy. A czyż nie jest to istota demokracji? Co więcej, koncepcja marketingowa leczy polityków z dogmatyzmu, wiary we własne racje, konfrontuje ich poglądy z rzeczywistością.
Czy wojnę marketingową może wygrać Jarosław Kaczyński z Donaldem Tuskiem, który rzekomo uważniej potrafi słuchać wyborców? Dziś warunki zdają się sprzyjać PiS. Polacy mają coraz więcej wątpliwości co do jakości rządzenia premiera i jego partii. To konsekwencja licznych wpadek w 2009 roku, m.in.: afery hazardowej czy zniknięcia katarskiego inwestora. Wątpiący zaś windują oczekiwania. Każdy problem, np. bałagan w służbie zdrowia, który najdotkliwiej przeżyli chorzy na raka leczeni "chemioterapią niestandardową", jest niczym samospełniające się proroctwo. Potwierdza coraz bardziej powszechne przekonanie, że rząd jest nieudolny.
To wrażenie dodatkowo potęguje chaos w szeregach Platformy, a zwłaszcza walka pomiędzy premierem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną. Nie ma już zgranej drużyny, której przewodzi uśmiechnięty szczęściarz Donald Tusk. Zawodnicy zaczynają się kiwać sami ze sobą, grają nieczysto, tak jak w przypadku komisji hazardowej, są skoncentrowani głównie na obronie.
[srodtytul]Marketing w PiS[/srodtytul]
To przesilenie zimowe wykorzystują politycy PiS, którzy przeszli do ataku. Na tle Platformy Obywatelskiej wyglądają tak, jakby złapali drugi oddech. Są zmotywowani do odzyskania władzy. Wyrazem tego jest przyjęcie koncepcji marketingowej, wcześniej przez braci Kaczyńskich nienawidzonej. Partia zleciła sondaże, które są nie tylko podstawą decyzji dotyczących tego, kto będzie startował w wyborach samorządowych, ale także władz w PiS.W trudnym okresie końca kryzysu wyborcy oczekują polityków-ekspertów, którym mogą zaufać. Odpowiadając na te oczekiwania PiS dokonało zmian w strukturach. Przewodniczącą klubu parlamentarnego została Grażyna Gęsicka. Nie jest już prezentowana jako aniołek z reklamy, ale pracowity ekspert, który się sprawdził na stanowisku ministra. Ma przekonywać Polaków, że to PiS jest partią uczciwych, silnych, kompetentnych propaństwowców, którzy mogą być alternatywą dla skorumpowanych, kłamliwych nierobów spod znaku PO.
Na razie na niewiele się to jednak zdało. Zaufanie do premiera i jego rządu maleje, ale preferencje partyjne zmieniają się niewiele. Wciąż triumfuje Platforma, a jej siłą jest słabość PiS. Bo trudno się spodziewać, aby sama tylko zmiana przewodniczącego klubu wpłynęła na notowania PiS. Ogromny wpływ na decyzje wyborców ma bowiem przede wszystkim to, czy partia potrafi pokazać, że umie rozwiązać ich życiowe problemy, np. bezpieczeństwa, zasobności portfela, społecznego solidaryzmu. Ale z tym PiS kompletnie sobie nie radzi.