Czy Kaczyński może być Blairem?

Jarosław Kaczyński, powierzając funkcję przewodniczącej klubu parlamentarnego Grażynie Gęsickiej, zrobił krok do przodu, ale wracając do idei IV RP, dwa kroki w tył - twierdzi psycholog społeczny

Publikacja: 17.01.2010 19:35

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/01/17/norbert-maliszewski-czy-kaczynski-moze-byc-blairem/" "target=_blank]Skomentuj na blogu[/link][/wyimek]

Osiemnaście lat brytyjska Partia Pracy walczyła o to, aby odebrać władzę Partii Konserwatywnej. Sukces ten osiągnął dopiero Tony Blair, który do działań laburzystów wprowadził elementy marketingu. Dziś, po dwóch latach trwania w opozycji, taką przemianę – w której działania partyjne zastępowane są marketingowymi – zaczyna przechodzić PiS. Na razie nie wiemy, czy nie będą one zbyt zachowawcze. Bo jeśli Jarosław Kaczyński rzeczywiście chce odzyskać władzę, to musi dokonać totalnej zmiany sposobu funkcjonowania partii. Musi pójść śladami Blaira.

W 1983 roku przed wyborami parlamentarnymi na czele laburzystów stanął Michael Foot. Jako lider frakcji lewicowej postulował m.in. wzrost własności państwowej i interwencji na rynku. Partia Pracy działała zgodnie z koncepcją produktową – sprzedawała ideologię, nie bacząc na to, czy jest na nią popyt, nie wsłuchując się w potrzeby wyborców. Po przegranej laburzyści twierdzili, że "program był dobry, tylko wyborcy go nie zrozumieli".

[srodtytul]Idee dopasowane do nastrojów [/srodtytul]

W 2005 roku Jarosław Kaczyński wykreował spójny program polityczny, którym była IV RP, rewolucja moralna, "ugryzienie Żubra w tyłek". IV RP "się sprzedała", gdyż trafiła w zapotrzebowania wyborców. W chwili kryzysu wartości, jaki miał miejsce po aferze Rywina, była obietnicą zmiany, odnowy politycznej. PiS wygrało wybory dzięki koncepcji produktowej tylko dlatego, że idee braci Kaczyńskich były dopasowane do panujących nastrojów społecznych.

PiS, pozostając przy swojej koncepcji programowej, czyli sztywno trzymając się swoich pomysłów, w 2007 roku wybory przegrało. W okresie tym zmieniły się bowiem oczekiwania Polaków. W 2007 roku, pomimo koniunktury gospodarczej, PiS zaproponowało ten sam produkt, czyli IV RP po drobnym liftingu – m.in. walkę z postpeerelowskim układem i mitycznym "salonem". PiS zignorowało potrzeby wyborców. W czasie koniunktury gospodarczej woleli oni "normalność" Donalda Tuska, który obiecał im awans na salony, o czym Polacy marzyli.

[srodtytul]Stare koncepcje w nowym opakowaniu[/srodtytul]

W 1989 roku laburzyści doszli do wniosku, że ich "słuszny" produkt trzeba lepiej sprzedać, więc zatrudnili sztukmistrzów od manipulacji. Poprawiono wizerunek partii i przyjęto nowy symbol – czerwoną różę. Rezultat? Partia Pracy z kretesem przegrała. Powodem było fałszywe założenie, że "ciemny lud wszystko kupi". Ideologia laburzystów pozostała ta sama, tylko ubrano ją w ładne opakowanie, zrobiono śliczne zdjęcia, do których każdy z polityków szeroko się uśmiechał.Próbą zastosowania koncepcji sprzedażowej przez PiS była kampania prowadzona na początku 2009 roku, która służyła zmianie wizerunku partii. Tuż przed nią Jarosław Kaczyński twierdził: "projekt mamy i mieliśmy przez cały czas. Jego nowa wersja będzie przedstawiona na początku przyszłego roku. To, co – jeśli chodzi o PiS – jest dużo trudniejsze, to dotrzeć z nim do opinii publicznej".

Stare koncepcje PiS miały się lepiej sprzedawać, dzięki seksmisji Joanny Kluzik-Rostkowskiej, Aleksandry Natalli-Świat i Grażyny Gęsickiej. Posłanki w nienagannie skrojonych żakietach tłumaczyły w telewizyjnym spocie, dlaczego PiS jest lepsze od PO. Całość podsumował "prawdziwy samiec" – Jarosław Kaczyński, że czas "na czyny, nie cuda".

Spot PiS był jednak spóźniony o półtora roku. Eleganckie kobiety, uśmiechy i inne techniki peryferyczne działały w czasie prosperity. Wtedy zaś PiS było partią siermiężnych wojów, co było nieskuteczne. W czasie kryzysu, gdy potrzeba przywódców, którzy dysponują merytorycznymi rozwiązaniami bolączek Polaków, Kaczyński stawał się miękki.

[srodtytul]Wsłuchiwanie się w wyborców[/srodtytul]

W 1997 roku Tony Blair namówił laburzystów na działania, które były sprzeczne z tradycyjnym rozumieniem polityki. Zamiast przekonywać wyborców do swojego jedynie słusznego programu, Partia Pracy wsłuchała się w ich potrzeby. W odpowiedzi na nie Tony Blair m.in. zdystansował się wobec związków zawodowych i usunął apel o popieraniu własności państwowej. Partia Pracy podjęła także zobowiązania m.in. w zakresie edukacji, służby zdrowia, niskich wydatków rządowych. Blair zwyciężył dzięki temu, że potrafił przekonać Partię Pracy do koncepcji marketingowej. Była ona krytykowana w Wielkiej Brytanii, podobnie jak ma to miejsce teraz w Polsce. Niesłusznie. To podejście zakłada bowiem większą wrażliwość na potrzeby wyborcy. A czyż nie jest to istota demokracji? Co więcej, koncepcja marketingowa leczy polityków z dogmatyzmu, wiary we własne racje, konfrontuje ich poglądy z rzeczywistością.

Czy wojnę marketingową może wygrać Jarosław Kaczyński z Donaldem Tuskiem, który rzekomo uważniej potrafi słuchać wyborców? Dziś warunki zdają się sprzyjać PiS. Polacy mają coraz więcej wątpliwości co do jakości rządzenia premiera i jego partii. To konsekwencja licznych wpadek w 2009 roku, m.in.: afery hazardowej czy zniknięcia katarskiego inwestora. Wątpiący zaś windują oczekiwania. Każdy problem, np. bałagan w służbie zdrowia, który najdotkliwiej przeżyli chorzy na raka leczeni "chemioterapią niestandardową", jest niczym samospełniające się proroctwo. Potwierdza coraz bardziej powszechne przekonanie, że rząd jest nieudolny.

To wrażenie dodatkowo potęguje chaos w szeregach Platformy, a zwłaszcza walka pomiędzy premierem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną. Nie ma już zgranej drużyny, której przewodzi uśmiechnięty szczęściarz Donald Tusk. Zawodnicy zaczynają się kiwać sami ze sobą, grają nieczysto, tak jak w przypadku komisji hazardowej, są skoncentrowani głównie na obronie.

[srodtytul]Marketing w PiS[/srodtytul]

To przesilenie zimowe wykorzystują politycy PiS, którzy przeszli do ataku. Na tle Platformy Obywatelskiej wyglądają tak, jakby złapali drugi oddech. Są zmotywowani do odzyskania władzy. Wyrazem tego jest przyjęcie koncepcji marketingowej, wcześniej przez braci Kaczyńskich nienawidzonej. Partia zleciła sondaże, które są nie tylko podstawą decyzji dotyczących tego, kto będzie startował w wyborach samorządowych, ale także władz w PiS.W trudnym okresie końca kryzysu wyborcy oczekują polityków-ekspertów, którym mogą zaufać. Odpowiadając na te oczekiwania PiS dokonało zmian w strukturach. Przewodniczącą klubu parlamentarnego została Grażyna Gęsicka. Nie jest już prezentowana jako aniołek z reklamy, ale pracowity ekspert, który się sprawdził na stanowisku ministra. Ma przekonywać Polaków, że to PiS jest partią uczciwych, silnych, kompetentnych propaństwowców, którzy mogą być alternatywą dla skorumpowanych, kłamliwych nierobów spod znaku PO.

Na razie na niewiele się to jednak zdało. Zaufanie do premiera i jego rządu maleje, ale preferencje partyjne zmieniają się niewiele. Wciąż triumfuje Platforma, a jej siłą jest słabość PiS. Bo trudno się spodziewać, aby sama tylko zmiana przewodniczącego klubu wpłynęła na notowania PiS. Ogromny wpływ na decyzje wyborców ma bowiem przede wszystkim to, czy partia potrafi pokazać, że umie rozwiązać ich życiowe problemy, np. bezpieczeństwa, zasobności portfela, społecznego solidaryzmu. Ale z tym PiS kompletnie sobie nie radzi.

Dotychczas prezentowane przez Zespół Pracy Państwowej rozwiązania m.in. problemów finansów państwa nie cieszyły się dużym zainteresowaniem. Były one zresztą dość abstrakcyjne, bo kogo szerzej jest w stanie zainteresować np. lotnisko międzykontynentalne. W podobnym duchu można odczytać projekt konstytucji PiS. Zakłada ona m.in.: wzmocnienie pozycji prezydenta, walkę z układami korporacyjnymi, wprowadza przepis pozwalający na odmowę rejestracji związków homoseksualnych.

Projekt ten zawiera przede wszystkim zobowiązania ważne dla twardego elektoratu PiS. A ten i tak nie ma alternatywy i jest na tyle lojalny, że posłowie PiS nie muszą mrugać już do niego oczkiem. Z wyjątkiem propozycji bezpłatnej edukacji i służby zdrowia, przedstawiona idea słabo odpowiada na życiowe problemy Polaków, którzy głównie obawiają się o pracę czy przyszłą zawartość ich lodówek.

Większość negatywnie patrzy też na wzniecanie sporów o homoseksualizm, symbole komunistyczne czy krzyże. Dodatkowo Jarosław Kaczyński przedstawiając projekt konstytucji przywołał pojęcie IV RP, które dla wyborcy centrowego jest po prostu zwyczajną obsesją prezesa PiS.

[srodtytul]To nie musi trwać 18 lat[/srodtytul]

Z pogonią PiS za PO jest tak, że partia ta, powierzając funkcję przewodniczącej klubu parlamentarnego Grażynie Gęsickiej, zrobiła krok do przodu, a powrotem do idei IV RP dwa kroki w tył. PiS nie musi, tak jak Partia Pracy, czekać 18 lat na powrót do władzy. Ci, którzy tracą zaufanie do PO, wcześniej czy później muszą znaleźć nowego powiernika. Gdy PiS zacznie mówić o realnych, życiowych problemach Polaków, to jest prawdopodobne, że wyborcy mogą życzliwiej spojrzeć na tę partię. Zmiany jednak wymagają długotrwałych oddziaływań, a na ich konsekwencje trzeba czekać miesiącami, a nie wypatrywać przewrócenia się słupków po dwóch tygodniach. Nie liczy się to, że już na samym początku kampanii na PiS krzyżyk postawili publicyści (Piotr Gursztyn) czy eksperci (Jacek Kucharczyk). Ważne jest to, czy za dziesięć miesięcy zrobią to wyborcy przy urnach.

[i]Autor jest psychologiem społecznym, kierownikiem studiów podyplomowych Psychologia Reklamy organizowanych przez Uniwersytet Warszawski i agencję reklamową Publicis[/i]

[ramka][srodtytul]W opiniach[/srodtytul]

? Igor Janke [i][link=http://www.rp.pl/artykul/9157,418612.html]Kaczyńscy ruszają w pościg[/link][/i], 13 stycznia 2010

? Jacek Kucharczyk [i][link=http://www.rp.pl/artykul/9157,419233.html]PiS nie doścignie Platformy[/link][/i], 14 stycznia 2010

? Piotr Gursztyn [i][link=http://www.rp.pl/artykul/419884.html]Kaczyńscy nie ruszyli w pościg[/link][/i], 15 stycznia 2010[/ramka]

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/01/17/norbert-maliszewski-czy-kaczynski-moze-byc-blairem/" "target=_blank]Skomentuj na blogu[/link][/wyimek]

Osiemnaście lat brytyjska Partia Pracy walczyła o to, aby odebrać władzę Partii Konserwatywnej. Sukces ten osiągnął dopiero Tony Blair, który do działań laburzystów wprowadził elementy marketingu. Dziś, po dwóch latach trwania w opozycji, taką przemianę – w której działania partyjne zastępowane są marketingowymi – zaczyna przechodzić PiS. Na razie nie wiemy, czy nie będą one zbyt zachowawcze. Bo jeśli Jarosław Kaczyński rzeczywiście chce odzyskać władzę, to musi dokonać totalnej zmiany sposobu funkcjonowania partii. Musi pójść śladami Blaira.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?