Od trzech lat obserwujemy wyjątkową stabilność poparcia dla dwóch głównych partii – PO i PiS – oraz dla dwóch partii zawiasowych – SLD i PSL. Budzi to coraz większe zdziwienie dziennikarzy i innych analityków życia politycznego. Zwróćmy przy tym uwagę, iż stabilność tę charakteryzuje swoista zasada dwukrotnej większości. Tak mniej więcej to: SLD ma dwukrotnie większe poparcie niż PSL, PiS zbiera sondażowo dwa razy tyle głosów co SLD, a z kolei PO popiera dwukrotnie więcej Polaków niż PiS. Dokładnie takich proporcji sondaże zazwyczaj nie pokazują, ale laicy przeceniają ich dokładność.
Obecnie przyjąć można na podstawie kilku w miarę świeżych sondaży, iż rozkład preferencji w hipotetycznych wyborach parlamentarnych jest następujący: PO – 48 proc., PiS – 24 proc., SLD – 12 proc., PSL – 6 proc.
[wyimek]Gdyby upadł PiS, szybko doszłoby także do rozpadu PO, bo połączenie socjaldemokratyzmu, liberalizmu i chrześcijańskiego konserwatyzmu w Platformie jest nienaturalne[/wyimek]
Wspomniane zdziwienie nie wynika z faktu, iżby stabilność była czymś anormalnym w demokracji. Przeciwnie, taki format systemu partyjnego – mówiąc językiem politologii – jest częsty w Europie i raczej sprzyja zdrowej demokracji. Przywykliśmy jednak w Polsce, że duże formacje polityczne gwałtownie traciły poparcie, rozpadały się i odchodziły w niebyt. To się zmieniło i byłaby to zmiana korzystna, gdyby nie pewne okoliczności wskazujące na patologiczny charakter tej stabilizacji.
[srodtytul]Partyjne antytezy[/srodtytul]