Nastawienie Platformy Obywatelskiej do Kościoła katolickiego wciąż wydaje się kwestią nierozstrzygniętą. Nie brakuje głosów, z których wynika, że jest ono przychylne. PO bywa postrzegana jako ugrupowanie konserwatywne – nieskore do tego, żeby przeprowadzać w Polsce rewolucję obyczajową, oraz szanujące autorytet Kościoła w życiu publicznym. I może to oznaczać zarówno pochwałę, jak i zarzut. Wszystko zależy od tego, czy opinia pochodzi z prawa czy lewa.
Sławomir Sowiński w tekście „Sojusznik na trudne czasy" („Rz", 4 stycznia 2013 r.) Platformy nie chwali, ale za to optymistycznie zakłada, że w obliczu pogłębiającego się kryzysu gospodarczego jej rząd będzie chciał z Kościołem się „ułożyć". Na czym by to „ułożenie" miało polegać? „Chodzi o pomysł zawieszenia, otwieranych często na pokaz, frontów ideologicznych (emerytury duchownych, in vitro, status religii w szkole), zbliżenia z przynajmniej częścią duchowieństwa, wreszcie szukania pomocy duchownych w łagodzeniu możliwych napięć, jakie wywołać może słabnąca gospodarka".
I tak autor tekstu, chcąc nie chcąc, dostarcza argumentów tym, którzy uważają, że ekipa Donalda Tuska traktuje Kościół instrumentalnie. Bo kiedy potrzebuje ona wsparcia hierarchów kościelnych, to robi dokładnie to, do czego zachęca ją Sowiński. Ale kiedy koniunktura się zmienia i trzeba zadowolić „Gazetę Wyborczą" czy środowiska feministyczne, wówczas premier buńczucznie się odgraża, że jego rząd nie będzie klękał przed księdzem.
Od ponad pięciu lat trwa bój o duszę Platformy. Partia Tuska, kiedy dochodziła do władzy, musiała się zdecydować na woltę: odeszła od haseł antyestablishmentowych z roku 2005 i zasiliła obóz III RP. Ale nie oznaczało to bynajmniej przesunięcia się w lewo pod względem światopoglądowym. PO postanowiła być ugrupowaniem godzącym ogień z wodą. Tym samym jest w niej miejsce i dla konserwatystów, i dla progresywistów.
Fakt ten odciska się na stosunkach Platformy z hierarchami. Nie może być inaczej, jeśli weźmiemy pod uwagę biografię urzędującego premiera. W latach 90. Donald Tusk jako jeden z przywódców Kongresu Liberalno-Demokratycznego sceptycznie odnosił się do aktywności Kościoła w życiu publicznym. W roku 1993 opowiadał się przeciw ustawie antyaborcyjnej. Ale osiem lat później, kiedy powstała PO, w wielu kwestiach już rewidował swoje stanowisko. Wydawało się, że zaakceptował realne znaczenie Kościoła. W dokumentach programowych Platformy znalazły się odwołania do wartości chrześcijańskich.