Sędzia nie wie, po co nosi togę

Niebawem może znaleźć się ktoś, kto zarzuci Igorowi Tulei, że zachował się jak za czasów stalinizmu właśnie, bo sam odegrał rolę sędziego, a jednocześnie prokuratora – zauważa poseł PO i prawnik.

Aktualizacja: 15.01.2013 07:54 Publikacja: 14.01.2013 18:37

Jacek Żalek

Jacek Żalek

Foto: Fotorzepa, Pasterski Radek PR Pasterski Radek

Red

Chociaż od momentu ogłoszenia ustnego uzasadnienia wyroku w sprawie doktora G. nie minęło wiele czasu, to sędzia Igor Tuleya zdobył już sporą popularność. Zyskał szerokie grono krytyków i zwolenników retoryki, jakiej użył w swoim ustnym uzasadnieniu.

Mam wrażenie, że w tej dyskusji i w tych sporach gubi się istota sprawy. Słuszność porównania pracy Centralnego Biura Antykorupcyjnego do czasów stalinowskich jest dyskusyjna, ale nie najważniejsza. To drugorzędna sprawa wobec pytania, czy sędzia może sobie pozwolić na taką publicystyczną brawurę, a tym bardziej czy sala sądowa jest właściwym do tego miejscem. Warto się nad tym zastanowić.

Medialna aktywność

Sąd ma prawo klarownie uzasadniać swoje wyroki, informować o nieprawidłowościach i wskazywać na kontekst postępowania. Ma też prawo do formułowania ocen. To prawa sądu. Nie zapominajmy jednak, że z racji swojej roli w państwie sąd ma też obowiązek zachowania pewnej powagi i ważenia swojego stanowiska. Stąd też sędziowie mają powinność zachowania powściągliwości i dystansu wobec swoich sympatii politycznych, których zresztą – jako obywatelom – nikt im nie odmawia.

Wynika to z podstaw ładu prawnego, znajdującego odzwierciedlenie w naszym kręgu cywilizacyjnym. Przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa Antoni Górski „jako starszy kolega pana sędziego, który pamięta tamte czasy, i jako reprezentant środowiska sędziowskiego” przeprosił wszystkie osoby, które poczuły się dotknięte porównaniem do okresu stalinowskiego”.

Sędzia Tuleya najwyraźniej zapomniał o wadze i przepasce na oczach Temidy. I wcale nie chodzi w pierwszej kolejności o „stalinowskie” porównanie. W swoim publicystycznym wystąpieniu zasugerował rozstrzygnięcie w sprawie, w której dopiero z jego inicjatywy ma być wszczęte postępowanie. Zatem rozstrzygnięcie dopiero przed nami. I to jest jego największe przewinienie w tej sprawie.

Nie chcę wdawać się w dyskusję, czy sędziemu Tulei należy się kara dyscyplinarna, czy też nie. O tym niech decydują jego przełożeni. Zachowanie sędziego nie pozostaje bez negatywnych skutków.

Zgadzam się z prokuraturą, która wyraziła zdumienie medialną aktywnością sędziego po wyroku. Według prokuratury sędzia „zdaje się świadomie łamać powszechnie obowiązujące w tym zakresie reguły i zwyczaj”, co może burzyć zaufanie do organów państwa.

„Okoliczność, iż zachowanie, które do tej pory było domeną osób przejawiających aktywność polityczną czy niezadowolonych stron postępowania, zostało przyjęte jako właściwe przez osobę piastującą urząd sędziego” – napisał w oświadczeniu rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Warto zwrócić uwagę na słowa sędziego Stanisława Dąbrowskiego, I prezesa Sądu Najwyższego, byłego szefa Krajowej Rady Sądownictwa. W jego przekonaniu sędzia miał prawo, a nawet obowiązek wskazać poważne wady systemowe dotyczące postępowania. Przyznał też, że jego porównania poszły za daleko. Zapytany, jakiej wskazówki udzieliłby młodszemu koledze, odpowiedział, że radziłby mu, by starannie przemyśliwał słowa, których używa w wyroku.

Retoryczne popisy

W publicznej dyskusji najczęściej dyskutuje się o stalinowskim porównaniu. W tej sprawie wypowiedzieli się już inni, którzy mają do tego duże prawo, np. wspomniany sędzia Górski, pamiętający tamte czasy, czy też prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej i Więźniów Politycznych w Krakowie ppłk Franciszek Oremus, który jest oburzony słowami sędziego.

Opowiadał on mediom o torturach, jakie stosowano wobec niego i jego kolegów w okresie stalinowskim – m.in. rażeniu prądem, biciu, trzymaniu zimą w celi bez szyb i w karcerach, gdzie nagich więźniów polewano zimną wodą. Nie trzeba chyba tego specjalnie komentować.

W bardzo wyważony sposób do sprawy i stalinowskiego porównania odniósł się minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Przyznał, że jego ojciec siedział w stalinowskim więzieniu i doskonale wie, na czym polegały te metody, dlatego wypowiedź pana sędziego uważa za „wysoko niestosowną”. Podkreślił też, że jeśli sędzia Tuleya uważa, że doszło rzeczywiście do tak daleko idącego naruszenia prawa, że aż porównanie do czasów totalitaryzmu jest adekwatne, to rzeczywiście powinien złożyć zawiadomienie do prokuratury.

Doszliśmy do kolejnego punktu, który świadczy na niekorzyść sędziego Tulei, który najpierw dał retoryczny popis i mówił o podobieństwie do czasów totalitarnych, a dopiero później zastanawiał się w mediach, czy doniesienie do organów ścigania złoży może w poniedziałek po południu, może we wtorek, a może w środę. Jakie są konsekwencje tych przemyśleń? Po kilku dniach sędzia stwierdził, że jednak nie doniesie na funkcjonariuszy CBA oraz na śledczych do prokuratury. Wyśle im pismo ze swoimi uwagami i będzie się domagał odpowiedzi.

Wystarczyło pomyśleć wcześniej, co będzie, gdy prokuratura uzna, że metody CBA nie naruszały procedur lub mogły stąpać po granicy prawa, ale porównywanie tego do metod stalinowskich nie ma tu nic do rzeczy. Wówczas sędzia zawodowo będzie skompromitowany. Kolejne pytanie brzmi: co teraz, gdy sędzia postanowił nie fatygować prokuratury?

Porównanie do stalinizmu może uderzyć w samego sędziego. Niebawem mogą znaleźć się ci, którzy zarzucą mu, że zachował się jak za czasów stalinizmu właśnie, bo sam odegrał rolę sędziego, a jednocześnie prokuratora. Nie tylko osądził tę sprawę, ale przesądził jej ostateczne rozwiązanie. A dopiero potem uruchomił organy ścigania. Okazało się, że sama toga nie wystarczy, by dodać sędziemu należnej powagi i ocalić jego autorytet.

Świadek w areszcie

Na koniec chciałbym zapytać Igora Tuleyę, czy zdaje sobie sprawę z często stosowanych przez sędziów praktyk, w których wyniku do aresztu trafia osoba nieświadoma tego, że została wezwana do sądu na świadka. Nie chodzi o to, że unika stawienia się przed sądem. Po prostu nie mogła z przyczyn obiektywnych odebrać wezwania pocztowego. W ogóle nie wiedziała, że takie wezwanie przyszło. Chodzi o art. 287 § 2 kodeksu postępowania karnego. Takie historie potrafią kończyć się zatrzymaniami na lotniskach, w domach, w miejscu pracy. Jak sędzia Tuleya nazywa takie metody?

Autor jest posłem Platformy Obywatelskiej. Z wykształcenia prawnik, absolwent Uniwersytetu w Białymstoku

Chociaż od momentu ogłoszenia ustnego uzasadnienia wyroku w sprawie doktora G. nie minęło wiele czasu, to sędzia Igor Tuleya zdobył już sporą popularność. Zyskał szerokie grono krytyków i zwolenników retoryki, jakiej użył w swoim ustnym uzasadnieniu.

Mam wrażenie, że w tej dyskusji i w tych sporach gubi się istota sprawy. Słuszność porównania pracy Centralnego Biura Antykorupcyjnego do czasów stalinowskich jest dyskusyjna, ale nie najważniejsza. To drugorzędna sprawa wobec pytania, czy sędzia może sobie pozwolić na taką publicystyczną brawurę, a tym bardziej czy sala sądowa jest właściwym do tego miejscem. Warto się nad tym zastanowić.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?