Chociaż od momentu ogłoszenia ustnego uzasadnienia wyroku w sprawie doktora G. nie minęło wiele czasu, to sędzia Igor Tuleya zdobył już sporą popularność. Zyskał szerokie grono krytyków i zwolenników retoryki, jakiej użył w swoim ustnym uzasadnieniu.
Mam wrażenie, że w tej dyskusji i w tych sporach gubi się istota sprawy. Słuszność porównania pracy Centralnego Biura Antykorupcyjnego do czasów stalinowskich jest dyskusyjna, ale nie najważniejsza. To drugorzędna sprawa wobec pytania, czy sędzia może sobie pozwolić na taką publicystyczną brawurę, a tym bardziej czy sala sądowa jest właściwym do tego miejscem. Warto się nad tym zastanowić.
Medialna aktywność
Sąd ma prawo klarownie uzasadniać swoje wyroki, informować o nieprawidłowościach i wskazywać na kontekst postępowania. Ma też prawo do formułowania ocen. To prawa sądu. Nie zapominajmy jednak, że z racji swojej roli w państwie sąd ma też obowiązek zachowania pewnej powagi i ważenia swojego stanowiska. Stąd też sędziowie mają powinność zachowania powściągliwości i dystansu wobec swoich sympatii politycznych, których zresztą – jako obywatelom – nikt im nie odmawia.
Wynika to z podstaw ładu prawnego, znajdującego odzwierciedlenie w naszym kręgu cywilizacyjnym. Przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa Antoni Górski „jako starszy kolega pana sędziego, który pamięta tamte czasy, i jako reprezentant środowiska sędziowskiego” przeprosił wszystkie osoby, które poczuły się dotknięte porównaniem do okresu stalinowskiego”.
Sędzia Tuleya najwyraźniej zapomniał o wadze i przepasce na oczach Temidy. I wcale nie chodzi w pierwszej kolejności o „stalinowskie” porównanie. W swoim publicystycznym wystąpieniu zasugerował rozstrzygnięcie w sprawie, w której dopiero z jego inicjatywy ma być wszczęte postępowanie. Zatem rozstrzygnięcie dopiero przed nami. I to jest jego największe przewinienie w tej sprawie.
Nie chcę wdawać się w dyskusję, czy sędziemu Tulei należy się kara dyscyplinarna, czy też nie. O tym niech decydują jego przełożeni. Zachowanie sędziego nie pozostaje bez negatywnych skutków.