A był taki prosty. Prezydent Obama miał wykorzystać lukę w prawie – tak, tak, buble prawne uchwala nie tylko polski parlament, ale i amerykański Kongres – i wybić platynową monetę o wartości nominalnej 1 tryliona dolarów (to znaczy 1 biliona w systemie europejskim).

Mógłby być pewien kłopot techniczny. I ekonomiczny. Nie ma takiego pieca, w którym można byłoby taką monetę o średnicy prawie 15 m odlać. A rząd Stanów Zjednoczonych nie ma tyle platyny. Nie ma też dolarów, żeby potrzebną platynę kupić. Już w ogóle nie ma dolarów na nic, więc musi je pożyczyć. Byłoby absurdem, żeby pożyczać dolary na zakup platyny, pod zastaw której pożyczałby dolary. Ale przecież największą wartość ma geniusz ekonomistów ze szkoły Keynesa, której najsłynniejszym przedstawicielem jest obecnie Krugman, powtarzający, że świat rzeczywisty nie ma specjalnego znaczenia dla świata finansowego. Pomysł był więc taki, żeby wybić monetę o wadze jednej uncji, a nie 15 tys. ton, i wyryć na niej napis 1 trillion dollars. I być może umieścić na niej podobiznę pana prezydenta Obamy albo przynajmniej Paula Krugmana.

Ale Fed, który miał wydrukować ten kolejny trylion (bilion) dolarów pod zastaw jednej uncji platyny, zaczął się wykręcać. Resztki zdrowego rozsądku, które pozostały jak widać bankierom, podpowiedziały im chyba, że taka operacja mogłaby zachwiać wiarę „rynków finansowych" w ten ich zdrowy rozsądek.

Więcej zachowują go bankierzy niemieccy. Bundesbank oznajmił, że swoje rezerwy złota zaczyna wycofywać z depozytu w nowojorskiej Rezerwie Federalnej! Koniec świata! Nie nastąpił 21 grudnia 2012 roku, jak przepowiadali niektórzy na podstawie kawałka kalendarza Majów, ale właśnie się zaczyna. W 1971 roku, gdy George Pompidou – zdaje się ostatni prezydent Francji, który zachował trochę zdrowego rozsądku – zażądał od prezydenta Nixona, zgodnie z ustaleniami z Bretton Woods, wymiany dolarów na złoto, został odprawiony z kwitkiem. Stany Zjednoczone de facto ogłosiły wówczas bankructwo i zaczęły drukować więcej dolarów. Ciekawe, co teraz usłyszy Angela Merkel od prezydenta Obamy – a formalnie prezes Weidmann z „Buby" od prezesa Dudley'a z FRB of NY? O dziwo spokój w tym wszystkim zachowują Chiny, które przecież są największym zagranicznym wierzycielem USA. Chińczycy hołdują powiedzeniu: „jak posiedzisz wystarczająco długo nad brzegiem rzeki, to zobaczysz trupy swoich wrogów płynące z prądem". No więc sobie siedzą.

Autor jest adwokatem, profesorem prawa, prezydentem Centrum im. Adama Smitha