Powszechna opinia, że szalę wyborów przechyliła wielkomiejska młodzież, każe zadać pytanie, jak to się ma do „wyraźnie zauważalnego wzrostu szacunku dla wartości konserwatywnych i tradycyjnych”. Tydzień przed wyborami pisał o tym w „Rzeczpospolitej” prof. Janusz Czapiński („Wiatr pcha Polskę na prawo” 17.10.2007). A przede wszystkim do odkrytego przez publicystów i omawianego przez socjologów pokolenia Jana Pawła II. Czyżby było ono tylko chimerą?
Autorytety społeczne nie dostarczają dziś młodzieży spójnego przekazu moralno-kulturalnego
W 2005 r. pytani przez ankieterów młodzi ludzie w 72 proc. odpowiedzieli, że wierzą w Boga i Chrystusa, lecz tylko połowa z nich twierdziła, że systematycznie praktykuje. Co oznacza, że młodzieży praktykującej jest jeszcze mniej, gdyż trzeba wziąć pod uwagę czynnik wstydu, jakim jest przyznanie się do (tak w każdym razie postrzeganej) niekonsekwencji.
Wystarczy odwiedzić kościoły w niedzielę, by stwierdzić, że ilość wiernych, którzy nie przekroczyli 25. roku życia, jest znacznie mniejsza. Jeszcze bardziej interesujące są liczby podane przez ks. Krzysztofa Pawlinę („Religijność młodego pokolenia”). Na pytanie o uznanie autorytetu Kościoła w kwestiach moralnych twierdząco odpowiedziało aż 30 proc. Być może jednak większość badanych uznała, że chodzi po prostu o wskazówki etyczne, gdyż zarazem jedynie 49 proc. młodzieży praktykującej uznaje moralny autorytet Kościoła.
Ten stan rzeczy zdaje się mieć dwie główne przyczyny. Laicyzację i lustrację. Kryzys religijności młodzieży, jak wynika z powyższego opracowania, następuje około 18. roku życia – gdy młody człowiek odrywa się od rodziny, przynajmniej mentalnie, jeśli nie materialnie. Jest to zjawisko globalne i trudno było przypuszczać, że w Polsce go nie będzie.