CBA – bicz na rządzących

Dziś skłonność do łapówkarstwa jest kilkakrotnie niższa niż przed powołaniem CBA – twierdzi publicysta

Publikacja: 07.01.2008 00:01

Mariusz Kamiński, odkąd został szefem CBA, przez obecną władzę jest uważany za jednego z głównych wrogów – a dokładniej za wroga numer trzy. Tuż po Jarosławie Kaczyńskim i Zbigniewie Ziobrze. Dlatego, oskarżając go o upolitycznienie CBA czy łamanie prawa i grożąc zarzutami prokuratorskimi, nikt się specjalnie nie wysila, aby sprawdzić, czy rzeczywiście popełnił on przestępstwo.

Wystarczyło, że Julia Pitera przygotowała publicystyczny raport o działalności CBA, z założoną z góry tezą, że instytucja ta łamała prawo. Dla polityków PO to wystarczający argument przemawiający za tym, że Kamiński musi odejść. I jeśli nie ma nic dziwnego w tym, że nowa władza chce odwołać jednego z urzędników, to niebezpiecznym precedensem staje się fakt, iż aby się go pozbyć, władza chce zmienić ustawę.

Wcześniej w ten sposób nie odwoływano funkcjonariuszy państwowych. Od początku III RP obserwowaliśmy pewną powściągliwość w odwoływaniu urzędników, których kadencje mijały się z kadencją parlamentu. Dziś tej powściągliwości nie widać, a stąd tylko krok, by w ten sam sposób próbować odwołać prezesa Najwyższej Izby Kontroli czy szefa Trybunału Konstytucyjnego.

W zamieszaniu wokół Centralnego Biura Antykorupcyjnego można zauważyć elementy taktyki zastraszania. W wypadku Mariusza Kamińskiego może się ona jednak okazać nieskuteczna, bo on łatwo zastraszyć się nie da. To twardy zawodnik, zaprawiony w wielu bojach od czasów PRL. Niebezpieczne może się natomiast okazać zastraszenie funkcjonariuszy CBA. Otrzymują oni komunikat takiej treści: nie podskakujcie w sprawach wątpliwych czy drażliwych politycznie, bo możecie oberwać. A przecież istotą CBA jest to, że biuro kontroluje przede wszystkim aktualnie funkcjonujących urzędników, że jest biczem na ekipę rządzącą. Dotąd spełniało ono tę funkcję. Działało też prewencyjnie, choćby w takich dziedzinach jak służba zdrowia czy agendy zajmujące się gruntami, gdzie zjawisko korupcji było powszechne. Dziś skłonność do łapówkarstwa jest tam kilkakrotnie niższa niż przed powołaniem CBA. W badaniach przeprowadzonych dwa lata temu na pytanie, czy ktoś słyszał o wręczeniu łapówek w służbie zdrowia bądź czy ktoś sam je dawał, twierdząco odpowiedziało aż 64 proc. ludzi. W najnowszym sondażu ten odsetek spadł do 19 proc.

Niestety, obecnie zaczyna dominować przekonanie, że nie trzeba się już pilnować, bo interesant proponujący łapówkę może się okazać agentem CBA. To nie tylko zasmucające, ale i niebezpieczne. Podważa największe osiągnięcie CBA, czyli prewencję – odstraszanie urzędników państwowych od brania łapówek. A powrót atmosfery przyzwolenia dla korupcji byłby wielkim krokiem wstecz.

Zmasowany atak na CBA ma na celu uczynienie z tej instytucji organu nie ścigającego przestępców, ale ściganego za przestępstwa. Wysocy rangą przedstawiciele PO – jak Zbigniew Chlebowski, czy LiD – jak Ryszard Kalisz, podkreślają, że Mariuszowi Kamińskiemu i jego funkcjonariuszom zostaną postawione zarzuty o popełnienie przestępstwa. Takie słowa, często rzucane ot tak, bez pokrycia w faktach, wpływają na obniżenie wiarygodności i spadek zaufania do CBA.

Mariuszowi Kamińskiemu próbuje się przypiąć etykietę człowieka, który umożliwiał popełnianie przestępstw, działał na polityczne zlecenie oraz nadużywał władzy, co miało polegać na prowokowaniu ludzi, by ulegli pokusie i przyjęli łapówkę. To absurd: jeśli ktoś ma zasady moralne i przestrzega prawa, na takie pokusy jest odporny. Najbardziej zdumiewające jest to, że dotychczas (nie licząc publicystycznego raportu Pitery) nie przeprowadzono żadnej analizy prawnej, która jednoznacznie wykazałaby bezprawność działań Kamińskiego. Gdyby komukolwiek rzeczywiście zależało na rzetelnej ocenie działalności CBA, to zaczęto by od przeprowadzenia audytu: prawnego, instytucjonalnego, wreszcie finansowego.

Zdaje się jednak, że ci, którzy formułują zarzuty wobec CBA, mają świadomość, iż taki audyt ani CBA, ani Kamińskiemu specjalnie by nie zaszkodził. Lepiej jest przeprowadzić mocny atak propagandowy, który zdyskredytuje szefa CBA i całą instytucję.

Prześwietleniem CBA mogłaby się zająć także sejmowa komisja śledcza. Obawiam się jednak, że jej działalność będzie kolejnym spektaklem medialnym. Obawiam się także o kompetencje polityków, którzy w niej zasiądą. Przy całym szacunku dla posłów, byłaby to pierwsza komisja zajmująca się tajną służbą, z jej tajnymi procedurami, gdzie wiele rzeczy musiałoby zostać utajnionych. Co to oznacza? Że powstawałyby niezliczone spekulacje podobne do tych, jakie można było usłyszeć po przesłuchaniu Janusza Kaczmarka przed Sejmową Komisją do spraw Służb Specjalnych. Nie poznalibyśmy prawdy, lecz hipotezy dyskredytujące Kamińskiego i CBA.

Tymczasem Kamiński nie został wytypowany do funkcji szefa CBA przypadkowo. Nie bez przyczyny krąży o nim anegdota, że gdyby musiał, to wystąpiłby do prokuratury o nakaz zatrzymania premiera (i chodziło wtedy o Jarosława Kaczyńskiego). Pełnienie funkcji szefa CBA wymaga żelaznego charakteru i silnej pozycji politycznej. W obecnej koalicji nie widzę nikogo, kto miałby równie mocny charakter jak Mariusz Kamiński.

Jednym z zarzutów był taki, że Kamiński jest politykiem, a na czele CBA powinien stać ktoś w rodzaju eksperta – prokurator, prawnik, oficer służb specjalnych czy policji. To nieporozumienie. Bo w nadzorowaniu CBA tylko polityk obdarzony konkretnymi cechami charakteru może się zachowywać w pełni niezależnie. Każdy urzędnik, czyli osoba politycznie słaba, będzie marionetką w rękach polityków. Albo nie będzie miał dość odwagi, by się im przeciwstawić. Albo dla świętego spokoju i dla dobra swoich funkcjonariuszy będzie wolał zrezygnować z zajmowania się ważnymi osobami uwikłanymi w korupcję.

To może się dla Platformy źle skończyć, co politycy tej partii powinni mieć na uwadze. Bo jeśli PO pozbawi się tak skutecznego narzędzia kontroli, jakim jest CBA, będzie to posunięcie wręcz samobójcze. Jeśli wydarzą się afery, w które będą uwikłani ludzie władzy, prędzej czy później media to wytropią. Wtedy uderzy to w rząd z siłą o wiele większą, niż gdyby władza sama ścigała te przestępstwa, także w swoim kręgu.

Stanisław Janecki jest redaktorem naczelnym tygodnika „Wprost”

Mariusz Kamiński, odkąd został szefem CBA, przez obecną władzę jest uważany za jednego z głównych wrogów – a dokładniej za wroga numer trzy. Tuż po Jarosławie Kaczyńskim i Zbigniewie Ziobrze. Dlatego, oskarżając go o upolitycznienie CBA czy łamanie prawa i grożąc zarzutami prokuratorskimi, nikt się specjalnie nie wysila, aby sprawdzić, czy rzeczywiście popełnił on przestępstwo.

Wystarczyło, że Julia Pitera przygotowała publicystyczny raport o działalności CBA, z założoną z góry tezą, że instytucja ta łamała prawo. Dla polityków PO to wystarczający argument przemawiający za tym, że Kamiński musi odejść. I jeśli nie ma nic dziwnego w tym, że nowa władza chce odwołać jednego z urzędników, to niebezpiecznym precedensem staje się fakt, iż aby się go pozbyć, władza chce zmienić ustawę.

Pozostało 86% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?