Pani Krysiu, pani zrobi mi kawki!”. I pani Krysia robi, choć jej pozycja jest taka sama jak pana Rysia, którego żaden szef o zrobienie kawki nie śmiałby poprosić. I nie dlatego, że pan Rysiu do robienia kawki jest niezdolny. Pana Rysia nie wypada prosić o coś, co może zrobić kobieta. To bardziej „naturalne”. „Naturalne” jest też komplementowanie kobiet i gratyfikowanie ich upokorzeń uwodzicielskim spojrzeniem, klepnięciem, macnięciem, poufałością czy stwierdzeniem: „Jak pięknie pani dziś wygląda”.
Kobiety przez setki lat pełniły w społeczeństwie role usługowe, podrzędne, pozbawione społecznej wartości i prestiżu. Bo choć politycy trąbią o wartości rodziny i macierzyństwa, to budżet dzielą według zupełnie innych kryteriów, i na politykę prorodzinną przeznaczają bardzo niewielki odsetek pieniędzy zarobionych przez nas wszystkich.
Kobiety w każdej kulturze są infantylizowane i ich pozycja była do niedawna pozycją dziecka. W kodeksie napoleońskim mamy określenie „wieczyście dziecięca”, uzasadniające pozbawienie kobiety wszelkich praw (nawet do wychowywania dziecka po śmierci męża). Infantylizację i podrzędność kobiet widać do dziś w polskich (i tylko w polskich!) reklamach, gdzie kobiety rozmawiają z proszkami do prania i przeżywają załamania nerwowe z powodu plamy na koszuli męża.
W każdej kulturze kobiety pełniły też funkcje seksualne. Ciało kobiet i sam seks stanowiły towar i to nie tylko w domach publicznych. Zawarcie małżeństwa było często wymianą handlową (między mężczyznami).Te wszystkie role (usługowe, podrzędne, przedmiotu opresji, obiektu seksualnego i dziecka) widać teraz na rynkach pracy.
W świecie prawdziwych mężczyzn kobiety dzielą się na dwie niezależne od siebie grupy. Rzec by można, na dwa gatunki: kochanki oraz matki. Reszta to, zapewne, feministki, czyli nie wiadomo kto.