PiS z zamkniętymi oczami

Liderzy PiS kojarzą się z konfliktem, zaciętą walką i ponurym, szarym światem, podczas gdy Platforma umiała pokazać swoich polityków w różowych barwach opery mydlanej – pisze publicystka „Rzeczpospolitej” Joanna Lichocka

Publikacja: 08.02.2008 00:16

PiS z zamkniętymi oczami

Foto: Rzeczpospolita

Straciliśmy władzę i to oczywiście jest porażka. To wynika m.in. z tego, że myśmy się dali wyprzedzić Platformie, jeśli chodzi o profesjonalizację polityki. Teraz wyciągamy wnioski i próbujemy się sprofesjonalizować na podobnym poziomie” – wyznał wczoraj Jarosław Kaczyński w wywiadzie przeprowadzonym przez blogerów Salonu 24. To pierwszy poważny sygnał, że lider PiS chce coś zmienić w funkcjonowaniu swej partii. Innych sygnałów na razie nie ma, choć sam fakt rozmowy z blogerami pokazuje, że coś się zmieniło.

Od dnia wyborów minęły już ponad trzy miesiące, ale politycy Prawa i Sprawiedliwości zachowują się tak, jakby przegrana dotyczyła ich tylko w niewielkim stopniu. Powtarzają, że zdobyli więcej głosów niż w poprzednich wyborach, wyjaśniają, że spotkali się z „potwornym” atakiem mediów i elit i że klęska wyborcza właściwie nie jest ich porażką, bo – siła złego na jednego.

Nikt wobec nikogo nie wyciągał w partii konsekwencji za przegraną. Może jeden Joachim Brudziński, rezygnując ze stanowiska sekretarza generalnego PiS, te konsekwencje odczuł, pozostali politycy z kierownictwa partii mają się całkiem dobrze. Widać chaos, sprzeczne pomysły i brak spójnej koncepcji. PiS nie ma, jak się zdaje, w ogóle żadnego pomysłu na trwanie w opozycji.

Jarosław Kaczyński, mówiąc, że rząd Tuska jest gorszy od rządu Millera, pokazał, że nie chodzi po ulicy, nie zna i nie czuje nastroju optymizmu

Nie twierdzę, że taki pomysł w sytuacji tej partii wypracować łatwo. Rzeczywiście PiS ma z jednej strony do czynienia z niechęcią przeważającej części mediów, a z drugiej z autentycznym oczekiwaniem Polaków, aby po tych dwóch latach ostrej walki politycznej wreszcie było trochę spokoju.

Stąd zapewne dwoistość postaw posłów PiS. Jedni politycy, występując w mediach, starają się realizować wizję opozycji merytorycznej i koncyliacyjnej, jak czyni to Elżbieta Jakubiak, innym, jak Karolowi Karskiemu, marzy się opozycja totalna, negująca, nie przebierając w słowach, wszystko to, co jest związane z PO.

Brak umiejętności odnalezienia się w nowej sytuacji może być tłumaczony szokiem, jakim dla wielu działaczy PiS była porażka wyborcza. Trudno też zapewne, rządząc jeszcze przed chwilą, odnaleźć się w opozycji, i to w ugrupowaniu, które podlegało i nadal podlega ostremu atakowi i krytyce. Gdy piastuje się władzę, krytykę zapewne można znosić łatwiej niż w ławach opozycji.

Pierwsze miesiące po przegranych wyborach dla działaczy PiS są zapewne zwyczajnie trudnym psychologicznie doświadczeniem. Wielu z nich zapewne uważa, że klęska ta jest w istocie niezasłużona i że ocena wyborców jest krzywdząca. Dlatego może u polityków PiS tak często pojawiają się sygnały syndromu oblężonej twierdzy – że wszędzie są wrogowie, że nie ma szans na to, by z własnymi pomysłami przebić się do mediów, że tylko w PiS jest racja i prawda, tyle że „siły zła” nie pozwalają na jej zwycięstwo.

Nawet jeżeli niektóre z tych konstatacji w jakimś stopniu mają odzwierciedlenie w rzeczywistości, nie powinno to prowadzić do zamknięcia oczu na własne błędy. Na przegapienie nastroju społecznego, który zaprocentował sukcesem wyborczym Platformy, a teraz procentuje wysokim poparciem dla PO w sondażach. Jarosław Kaczyński mówiący ostatnio, że rząd Donalda Tuska jest gorszy od rządu Leszka Millera, zachował się jak ktoś, kto nie chodzi po ulicy, nie zna i nie czuje właśnie nastroju optymizmu i nadziei, jaki w dużej mierze wynika z tego, że jest wzrost gospodarczy i ludziom żyje się lepiej.

Ten brak umiejętności odnalezienia się w obecnej sytuacji jest o tyle zaskakujący, że mało która partia ma tak dobre doświadczenia w działalności opozycyjnej. Przed trzema laty, w czasach rządów SLD, Prawo i Sprawiedliwość było mniejszym klubem opozycyjnym niż Platforma, ale za to bardziej skutecznym. Z jednolitą strategią działania, sprawnie zorganizowanymi służbami prasowymi i pomysłami, z którymi wyborcy mogli się łatwo identyfikować. Dziś pomysłów brak, strategia jest w rozsypce, za to ambitni politycy, byli ministrowie czy marszałkowie – jak Ludwik Dorn – uprawiają własną politykę.

Nie jest wykluczone, że ambicje poszczególnych polityków PiS także odgrywają rolę w owej niespójności w działaniach politycznych. Dorna, który kreuje swoją pozycję polityczną, blogując, pisząc – jak ostatnio – o „bałwanieniu się” polityków, już przywołałam i jest to przykład najbardziej chyba wyrazisty.Innym przypadkiem jest Zbigniew Ziobro i jego konferencje prasowe. To właśnie on – po Jarosławie Kaczyńskim – cieszy się wśród wyborców PiS bodaj największą popularnością. Niestety, wizerunek szeryfa, który walczył z przestępcami, trwoni wypowiedziami typu: „tak, jestem przestępcą, zamordowałem laptopa”.

Kpiarskie zdania, rechot i paplanina nie budują zaufania. Jeśli chodzi o Ziobrę, to przypomina mi się jeszcze jedna zmarnowana okazja opozycji. W dzień Rady Gabinetowej poświęconej sprawom zdrowia uwagę mediów przyciągały przede wszystkim relacje między rządem a prezydentem i reforma zdrowia. To były gorące tematy dnia. Po szybko zakończonej radzie jasny był konflikt miedzy prezydentem a premierem i dało się słyszeć z Pałacu Prezydenckiego to, co potwierdziło się potem, że rząd Donalda Tuska do reformy służby zdrowia przygotowany nie jest.

Można się było spodziewać, że opozycja natychmiast ten sygnał wykorzysta – zorganizuje konferencję prasową z udziałem liderów partii oraz byłego ministra zdrowia i wypunktuje nieudolność rządu. Niestety. W Warszawie był chyba tylko Ziobro, który podczas swojej konferencji przez kilkadziesiąt minut opowiadał o zaletach sądów 24-godzinnych. Potem w końcu przedstawił także własną opinię na temat Rady Gabinetowej, ale szansę na wykorzystanie sytuacji PiS przegapił.

Podobnie jest niemal codziennie. Gdy ostatnio Bogdan Zdrojewski, minister kultury, ogłosił, że nie jest potrzebne Muzeum Ziem Zachodnich i że Muzeum Historii Polski także nie budzi jego entuzjazmu, nie słyszałam, by PiS przywołało swoją politykę historyczną, która była ważnym elementem idei IV RP. A przecież jeśli coś poważnie odróżnia PiS od Platformy, to właśnie ta idea.

Choć czasem – gdy słucha się wystąpień Karola Karskiego albo nawet Jarosława Kaczyńskiego porównującego rząd Tuska do Millera – przychodzi myśl, że może lepiej by było, gdyby politycy PiS milczeli. Aby raczej w ciszy czekali na efekty rządów Donalda Tuska, który wciąż z mniejszym lub większym wdziękiem potyka się o własne nogi.

Gdy Jarosław Kaczyński mówi o potrzebie profesjonalizacji działań partii, to jest to prawdopodobnie sygnał, że nie tylko rozumie ten problem, ale także chce go rozwiązać. Być może dopiero tupnięcie nogą prezesa partii sprawi, że zapowiadany przecież już przez młodych polityków PiS portal internetowy PiS-Tv pojawi się rzeczywiście, a nie tylko w deklaracjach. Że powstanie jakieś zaplecze intelektualne partii, które będzie systematycznie oceniać działania rządu i przedstawiać własne projekty.

Lider PiS mówi, że z pomysłem powołania think-tanku przyszli do niego ostatnio Grażyna Gęsicka i Michał Krupiński. Ale wiele tygodni lub miesięcy wcześniej przychodzili z takim samym projektem do szefa partii inni ludzie PiS – bez efektu.

Może najwyższy czas na faktyczne profesjonalne szkolenia dla polityków PiS, na próbę zmiany wizerunku partii i samego lidera? Bo warto by było, by liderzy Prawa i Sprawiedliwości uświadomili sobie, że – chcą tego czy nie – kojarzą się z konfliktem, zaciętą walką i ponurym, szarym światem, gdy Platforma umiała stworzyć wizerunek siebie i swych liderów w niemal różowych barwach opery mydlanej. Najwyższy czas zakończyć powtarzanie, że PiS przegrało, bo było niezwykle ostro atakowany, a media chętnie realizowały założenia marketingowe Platformy. Czas wymyślić, co z tym zrobić.

Straciliśmy władzę i to oczywiście jest porażka. To wynika m.in. z tego, że myśmy się dali wyprzedzić Platformie, jeśli chodzi o profesjonalizację polityki. Teraz wyciągamy wnioski i próbujemy się sprofesjonalizować na podobnym poziomie” – wyznał wczoraj Jarosław Kaczyński w wywiadzie przeprowadzonym przez blogerów Salonu 24. To pierwszy poważny sygnał, że lider PiS chce coś zmienić w funkcjonowaniu swej partii. Innych sygnałów na razie nie ma, choć sam fakt rozmowy z blogerami pokazuje, że coś się zmieniło.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Po 20 latach w UE musimy nauczyć się budować koalicje
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Krótka ławka Lewicy
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem