Straciliśmy władzę i to oczywiście jest porażka. To wynika m.in. z tego, że myśmy się dali wyprzedzić Platformie, jeśli chodzi o profesjonalizację polityki. Teraz wyciągamy wnioski i próbujemy się sprofesjonalizować na podobnym poziomie” – wyznał wczoraj Jarosław Kaczyński w wywiadzie przeprowadzonym przez blogerów Salonu 24. To pierwszy poważny sygnał, że lider PiS chce coś zmienić w funkcjonowaniu swej partii. Innych sygnałów na razie nie ma, choć sam fakt rozmowy z blogerami pokazuje, że coś się zmieniło.
Od dnia wyborów minęły już ponad trzy miesiące, ale politycy Prawa i Sprawiedliwości zachowują się tak, jakby przegrana dotyczyła ich tylko w niewielkim stopniu. Powtarzają, że zdobyli więcej głosów niż w poprzednich wyborach, wyjaśniają, że spotkali się z „potwornym” atakiem mediów i elit i że klęska wyborcza właściwie nie jest ich porażką, bo – siła złego na jednego.
Nikt wobec nikogo nie wyciągał w partii konsekwencji za przegraną. Może jeden Joachim Brudziński, rezygnując ze stanowiska sekretarza generalnego PiS, te konsekwencje odczuł, pozostali politycy z kierownictwa partii mają się całkiem dobrze. Widać chaos, sprzeczne pomysły i brak spójnej koncepcji. PiS nie ma, jak się zdaje, w ogóle żadnego pomysłu na trwanie w opozycji.
Jarosław Kaczyński, mówiąc, że rząd Tuska jest gorszy od rządu Millera, pokazał, że nie chodzi po ulicy, nie zna i nie czuje nastroju optymizmu
Nie twierdzę, że taki pomysł w sytuacji tej partii wypracować łatwo. Rzeczywiście PiS ma z jednej strony do czynienia z niechęcią przeważającej części mediów, a z drugiej z autentycznym oczekiwaniem Polaków, aby po tych dwóch latach ostrej walki politycznej wreszcie było trochę spokoju.