Dzisiejsze spotkanie premiera Donalda Tuska z prezydentem Lechem Kaczyńskim być może przyniesie nareszcie kompromis w sprawie sposobu ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Będzie to pierwsze po dwóch tygodniach sporów wydarzenie, które może doprowadzić do uzgodnienia stanowisk. Byłoby to pewnie możliwe wcześniej, gdyby nie to, że awantura związana z ratyfikacją traktatu była potrzebna obu partiom do wygrywania własnych interesów. Warto jednak zwrócić uwagę, że deklarację kompromisu znacznie szybciej złożyło PiS. Na to, by politycy PO zaczęli w tej sprawie mówić ludzkim głosem, trzeba było poczekać znacznie dłużej – do ostatnich dni przed świętami.
Dwa tygodnie temu słyszeliśmy, jak to Donald Tusk zapewnia w Brukseli polityków Unii Europejskiej, że znajdzie sposób na „awanturnictwo Jarosława Kaczyńskiego”, a jego partyjni koledzy w kraju sformułowanie „awantury PiS” odmieniali na wszelkie możliwe sposoby.
I premier, i politycy PO jak ognia unikali dyskusji o meritum: o takim zapisie w ustawie ratyfikacyjnej ustaleń na temat Joaniny i protokołu brytyjskiego, by ani ten rząd, ani następne nie mogły łatwo od tego odejść.
Dokładnie w tym samym czasie lider PiS opowiadał w Radiu Maryja, że „Tusk wraca do polityki bezrefleksyjnej spolegliwości, do przekonania, że Polska musi się na wszystko zgadzać, musi uzyskać u któregoś z wielkich mocarstw pozycję dobrze widzianego klienta” i że będzie chciał z mechanizmów Joaniny szybko zrezygnować.
Podczas gdy przesłanie PO o awanturnictwie PiS głośno i szeroko wybrzmiało w głównych mediach, przesłanie PiS równie głośno miało szanse wybrzmieć jedynie w Radiu Maryja i Telewizji Trwam.