Kościelni liberałowie na wieść o zdjęciu ekskomuniki wpadli w popłoch. Pojawiły się głosy, że decyzja papieża jest „policzkiem wymierzonym Janowi Pawłowi II”; że Benedykt, idąc ręka w rękę z lefebrystami, zabija nie tylko ducha, ale także literę Soboru Watykańskiego II.
Inaczej kościelni konserwatyści, którzy są w siódmym niebie. Nareszcie, wołają, Watykan zrozumiał, że należy skorygować nauczanie soboru. Cieszą się, że Kościół znów chce nauczać świat, a nie – jak to ma miejsce dziś – być jego partnerem dialogu. Koniec z ekumenizmem bez prawdy, won z protestantyzacją katolicyzmu!
[srodtytul]Na łono lefebrystów[/srodtytul]
Kością niezgody jest Sobór Watykański II. Szef lefebrystów bp Bernard Fellay w liście do papieża z połowy grudnia zapewnił, że bractwo akceptuje nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego i prymat papieża. Jednak już po zniesieniu ekskomuniki napisał inny list, tym razem do swoich wiernych, w którym podtrzymał „pewne zastrzeżenia” wobec Soboru Watykańskiego II. I dodał: „Trwamy przy linii abp. Marcela Lefebvre’a”.
Cóż to za linia? Zdaniem abp. Lefebvre’a wrogiem Kościoła jest liberalny katolicyzm. To podstępny oszust, który niczym lis do kurnika wdarł się do środka Kościoła i sieje spustoszenie. A co robi Kościół? Zamiast bronić twierdzy, zamykając szczelnie okna i drzwi, postanowił szeroko – zgodnie z zamysłem Jana XXIII – otworzyć je na świat. Przejawem tego otwarcia i zarazem czarą goryczy, która się przelała i doprowadziła do rozłamu, była soborowa „Deklaracja o wolności religijnej”. Mówi się w niej, że „prawo osoby, a tym samym również prawo wolności jej sumienia jest ważniejsze niż prawo prawdy” (M. Lobkowicz).