Benedykt budzi Kościół z drzemki

Benedykt XVI, zdejmując ekskomunikę z lefebrystów nie zawęża pola wolności myślenia w Kościele katolickim, lecz je poszerza – pisze publicysta

Aktualizacja: 12.02.2009 01:25 Publikacja: 12.02.2009 00:43

Benedykt budzi Kościół z drzemki

Foto: Rzeczpospolita

Kościelni liberałowie na wieść o zdjęciu ekskomuniki wpadli w popłoch. Pojawiły się głosy, że decyzja papieża jest „policzkiem wymierzonym Janowi Pawłowi II”; że Benedykt, idąc ręka w rękę z lefebrystami, zabija nie tylko ducha, ale także literę Soboru Watykańskiego II.

Inaczej kościelni konserwatyści, którzy są w siódmym niebie. Nareszcie, wołają, Watykan zrozumiał, że należy skorygować nauczanie soboru. Cieszą się, że Kościół znów chce nauczać świat, a nie – jak to ma miejsce dziś – być jego partnerem dialogu. Koniec z ekumenizmem bez prawdy, won z protestantyzacją katolicyzmu!

[srodtytul]Na łono lefebrystów[/srodtytul]

Kością niezgody jest Sobór Watykański II. Szef lefebrystów bp Bernard Fellay w liście do papieża z połowy grudnia zapewnił, że bractwo akceptuje nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego i prymat papieża. Jednak już po zniesieniu ekskomuniki napisał inny list, tym razem do swoich wiernych, w którym podtrzymał „pewne zastrzeżenia” wobec Soboru Watykańskiego II. I dodał: „Trwamy przy linii abp. Marcela Lefebvre’a”.

Cóż to za linia? Zdaniem abp. Lefebvre’a wrogiem Kościoła jest liberalny katolicyzm. To podstępny oszust, który niczym lis do kurnika wdarł się do środka Kościoła i sieje spustoszenie. A co robi Kościół? Zamiast bronić twierdzy, zamykając szczelnie okna i drzwi, postanowił szeroko – zgodnie z zamysłem Jana XXIII – otworzyć je na świat. Przejawem tego otwarcia i zarazem czarą goryczy, która się przelała i doprowadziła do rozłamu, była soborowa „Deklaracja o wolności religijnej”. Mówi się w niej, że „prawo osoby, a tym samym również prawo wolności jej sumienia jest ważniejsze niż prawo prawdy” (M. Lobkowicz).

Jakie są konsekwencje aggiornamento? Pisze abp Lefebvre: „zniszczenie publicznych praw Kościoła, śmierć władzy społecznej Pana naszego Jezusa Chrystusa, w końcu obojętność religijna jednostek (...). Tak oto nadchodzi do swego kresu zasada państwa katolickiego, które było szczęściem narodów pozostających jeszcze katolickimi (...) Wszystkie katolickie narody (Hiszpania, Kolumbia itd.) zostały – w wyniku aplikacji Soboru – zdradzone przez samą Stolicę Świętą”.

Czy nie mają więc racji ci, którzy biją na alarm, że otwarcie drogi do przyjęcia lefebrystów pod kościelną strzechę bez odrzucenia przez nich powyższych choćby przekonań to podważenie soboru?

Członkowie bractwa nie grzeszą pokorą. Słuchając ich komentarzy, można odnieść wrażenie, że to Kościół rzymskokatolicki na czele z Benedyktem uderzył się w końcu w piersi po tym, jak przez długie dziesięciolecia błądził po bezdrożach, by teraz wrócić do prawowiernej i świętej wiary, jaką zawsze przechowywało i reprezentowało bractwo. Innymi słowy: to Kościół wrócił na łono bractwa, a nie bractwo na łono Kościoła.

[srodtytul]Owoce bractwa[/srodtytul]

Jednak, po pierwsze, przyjazny gest otwarcia wobec słabszego partnera dialogu zawsze leży po stronie silniejszego. Dlatego inicjatywa należała do Rzymu, a nie do bractwa. Jest więc zrozumiałe, że to papież wyciągnął rękę do zgody.

Po drugie, do zadań papieża, jak poucza tradycja, należy obowiązek budowania mostów, leczenia ran i podziałów, jakich nie brakuje także wśród wyznawców Jezusa Chrystusa.

I po trzecie, najważniejsze: Benedykt, podejmując dialog z Bractwem Piusa X, nie tyle zawęża pole wolności myślenia w Kościele, ile znacząco je poszerza. Skoro można być katolikiem nawet wtedy, gdy Sobór Watykański II postrzega się jako dzieło szatana, a nie owoc Ducha Świętego, to na tej samej zasadzie nie można odmówić bycia katolikiem tym, którzy podejmują polemikę z niektórymi tezami choćby deklaracji „Dominus Iesus” (2000), która zadała poważne ciosy ruchowi ekumenicznemu. Innymi słowy, o ile dla kościelnych tradycjonalistów sobór był apogeum otwartości, o tyle dla części zwolenników zmian był on tylko ich początkiem. Karl Rahner mówił, i ja się z nim zgadzam, że sobór to „początek początku”.

Benedykt jako wybitny uczony wie, że nie może żądać od myślącego i pobożnego człowieka, nie ocierając się o bałwochwalstwo i duchową tyranię, by w całej rozciągłości podzielał jego – tylko dlatego, że jest papieżem – stanowisko. Jeśli sam Bóg nie zwalnia mnie z myślenia i przeżywania jego obecności w moim życiu, choćbym zbłądził z prawej drogi i wszedł w ciemną dolinę, to tym bardziej nie może tego zrobić papież. „Herezja bywa okrężną drogą do prawdy” (A. Heschel). Ponadto Benedykt jako wielki admirator i uczeń św. Augustyna podziela zapewne przypisywaną biskupowi z Hippony maksymę: „Tam, gdzie pewność, jedność. Tam, gdzie różnica, wolność. A we wszystkim miłość”.

Papieżowi oczywiście bliżej do kościelnych konserwatystów niż kościelnych liberałów. Jednak opowiedzenie się bardziej po stronie konserwatywnej to intelektualna i duchowa decyzja papieża. Czy słuszna? Mamy nadzieje, że tak. Ale nie mamy pewności. Cóż więc mówi Biblia? Pismo sugeruje, że trzeba przyglądać się owocom, jakie wydają nasze myśli i uczynki. Kiedy przyjrzeć się owocom bractwa, widać, że nie powalają. To mała grupka wiernych (około miliona) i kapłanów (około 350) żyjąca tęsknotą za średniowiecznym christianitas. Tyle że nie ma powrotu do raju raz utraconego. Co więcej, można przypuszczać, że gdyby Kościół na soborze wybrał drogę, którą zaproponował abp Lefebvre, to nie jest wykluczone, że dziś swoimi rozmiarami i zasięgiem oddziaływania przypominałby bractwo.

[srodtytul]Błogosławiona wina[/srodtytul]

Po pierwszej odsłonie aktu pojednania Rzymu z bractwem pojawił się kłopot. Bp Richard Williamson, z którego papież zdjął ekskomunikę, zanegował Holokaust i mówi, że „nie było komór gazowych”. Po kilku dniach burzy i Watykan, i bractwo odcięło się od jego poglądów. Lefebryści, chcąc pokazać, że zależy im na dialogu z Rzymem, pozbawili go nawet posady szefa seminarium duchownego Nuestra Senora Corredentora w La Reja w Argentynie.

Czy sprawę można uznać za zakończoną? Słuchając bp. Williamsona, trudno oprzeć się wrażeniu, że jest on czystej wody antysemitą. Że nienawiść do Żydów czerpie z fałszywego przekonania, iż są oni odpowiedzialni za śmierć Jezusa Chrystusa, czyli bogobójstwo. Jeden z moich znajomych księży powiedział mi, że poglądy bp. Williamsona niestety nie są wśród jego kolegów po fachu tak bardzo egzotyczne, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało.

Dobrze się więc stało, że sprawa Williamsona ujrzała światło dzienne. To swoista „błogosławiona wina”. Benedykt ma teraz niepowtarzalną okazję, szczególnie w perspektywie majowej wizyty w Izraelu – aby raz jeszcze, stanowczo i bardziej jednoznacznie, niż to uczynił do tej pory, nazwać antysemityzm grzechem, na który w Kościele nie ma miejsca. Decyzja papieża o pojednaniu z lefebrystami sprawia, że z całą mocą powraca wewnątrzkatolicki spór o przyszły kształt Kościoła. I dobrze. Nic tak Kościołowi nie szkodzi jak intelektualna i duchowa drzemka.

[i]Autor jest filozofem i publicystą[/i]

[b]Pisali w opiniach[/b]

Michał Barcikowski [link=http://www.rp.pl/artykul/254227.html]Czy lefebryści wyjdą ze szklarni[/link] 27.01.2009

Ewa K. Czaczkowska [link=http://www.rp.pl/artykul/254722.html]Wysoka cena pojednania z lefebrystami[/link] 28.01.2009

Zbigniew Nosowski [link=http://www.rp.pl/artykul/259277.html]Dobra i zła nowina dla Kościoła [/link] 6.02.2009

Kościelni liberałowie na wieść o zdjęciu ekskomuniki wpadli w popłoch. Pojawiły się głosy, że decyzja papieża jest „policzkiem wymierzonym Janowi Pawłowi II”; że Benedykt, idąc ręka w rękę z lefebrystami, zabija nie tylko ducha, ale także literę Soboru Watykańskiego II.

Inaczej kościelni konserwatyści, którzy są w siódmym niebie. Nareszcie, wołają, Watykan zrozumiał, że należy skorygować nauczanie soboru. Cieszą się, że Kościół znów chce nauczać świat, a nie – jak to ma miejsce dziś – być jego partnerem dialogu. Koniec z ekumenizmem bez prawdy, won z protestantyzacją katolicyzmu!

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?