[link=http://blog.rp.pl/usowicz/2009/04/24/po-co-firmie-panienka-z-okienka/]Skomentuj na blogu[/link]
Dobrymi chęciami jednak jest piekło wybrukowane, a diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach. Dodałabym jeszcze, że również w realizacji niegłupich z założenia pomysłów.
Okazuje się, że początkujący przedsiębiorcy, którzy chcą założyć firmę, nie zawsze są w stanie uzyskać w jednym okienku jakąkolwiek pomoc przy wypełnieniu dokumentów. Urzędniczka twierdzi bowiem, że ona jest tu „tylko od przesłania dokumentów do właściwych urzędów”. W efekcie niedoszli przedsiębiorcy i tak muszą się udać do ZUS czy urzędu skarbowego, aby dopytać o interesujące ich kwestie.
Najwyraźniej powstała nowa instytucja – panienka z okienka. A dokładnie – panienka z jednego okienka, której zadaniem jest naklejanie znaczków na listy. Najwyraźniej zabrakło dobrej woli albo kompetentnych urzędników.
Problem tkwi jednak nie tylko w praktyce stosowania prawa. Wadami obarczona jest też sama ustawa. Jednym z jej sztandarowych haseł było mniej kontroli w firmach. Przedsiębiorcy mieli być sprawdzani przez wszelakie inspekcje tylko przez oznaczoną liczbę dni w roku. Przepis został jednak tak skonstruowany, iż okazało się, że owszem, jest taki czasowy limit kontroli, ale tylko dla poszczególnych inspekcji. Krótko mówiąc, kontrola w firmie może nadal trwać nawet kilka miesięcy.