Papież postawiony pod ścianą

Gdyby Benedykt XVI przypomniał w Izraelu, ilu Żydów uratował Pius XII, zostałby medialnie zlinczowany, a jego pontyfikat zostałby okrzyknięty antysemickim – pisze publicysta.

Publikacja: 15.05.2009 01:43

Papież postawiony pod ścianą

Foto: AFP

Ta pielgrzymka była jak stąpanie po polu minowym. I choć były momenty, gdy zdawać się mogło, że papież potknął się o jakiś zapalnik, to udało mu się tę drogę przejść, nie wywołując większych konfliktów, a przy okazji powiedzieć kilka ważnych rzeczy. Udało się przypomnieć, na czym naprawdę polega dialog między religiami i narodami, który może być podstawą trwałego pokoju w Ziemi Świętej. Tej prostej konstatacji nie mogą zmienić dobiegające z części środowisk żydowskich, ale i mediów (także polskich) głosy mocno krytyczne wobec papieża.

[wyimek]Kiedy papież nie spełnił wszystkich żądań Żydów, rozliczono go za to jak ucznia przy tablicy. Strofowano za każde nieodpowiednie albo zbyt łagodne słowo[/wyimek]

Benedykt XVI, i było to pewne z góry, nie mógł spełnić wszystkich oczekiwań i wymagań, jakie przed nim stawiano.

I to nie tylko dlatego, że nie jest charyzmatycznym Janem Pawłem II, nie przyjaźnił się w dzieciństwie z Żydami i nie pochodził z narodu ofiar hitlerowskich Niemiec, ale także dlatego, że coraz częściej w relacjach katolików z niektórymi środowiskami żydowskimi i muzułmańskimi nie chodzi o dialog czy współpracę, ale o wymuszenie stanowiska, które odpowiada tej drugiej stronie. A przy okazji zachodnie media, którym często nie po drodze jest z papieżem, natychmiast podchwytują krytyczne wobec Ojca Świętego opinie, by dorobić mu gębę przeciwnika dialogu i zwolennika antysemityzmu.

[srodtytul]Powiedziane i niedopowiedziane[/srodtytul]

Świetnie było to widać w dyskusji nad papieskim wystąpieniem w Yad Vashem. Benedykt XVI przedstawił w nim głęboką teologiczną analizę tego, czym był Holokaust. Mówiąc o ofiarach, przypominał, że – choć chciano je pozbawić nie tylko imienia, ale także pamięci o nich – to są one wciąż obecne w umysłach nie tylko ludzi, ale także w wiecznej pamięci Boga, w której nic nie ulega unicestwieniu. Wezwał do pamięci o ofiarach Szoah, a także do refleksji nad tym, jak możliwe było to, co się stało, i jak uniknąć powtórzenia takiej tragedii.

A całość głębokiego wykładu nasycił ludzkimi, zwyczajnymi odniesieniami, które nie mogą pozostawić obojętnym na dramat Zagłady nikogo, kto ma własne dzieci i kto wychował się w rodzinie. „Patrząc na twarze odbijające się na powierzchni lustra nieporuszonej wody wewnątrz tego memoriału, nie można zapominać, że każda z nich nosi jakieś imię. Mogę sobie jedynie wyobrazić radosne oczekiwanie ich rodziców, kiedy niecierpliwie przygotowywali się na narodziny swoich dzieci. Jakie imię damy temu dziecku? Co się jemu czy też jej przydarzy? Któż mógłby sobie wyobrazić, że zostaną skazane na tak żałosny los!” – mówił papież.

A odpowiedzią na jego słowa – zamiast wniknięcia w to, co chciał powiedzieć – była ostra krytyka dużej części środowisk żydowskich. Papież został osądzony za to, czego nie powiedział, a co powinien – zdaniem krytyków – powiedzieć, by pozostać wiarygodnym. „Wszystko, czego się obawialiśmy, spełniło się. Przyszedłem do Miejsca Pamięci jako Żyd, mając nadzieję na usłyszenie przeprosin i prośbę o przebaczenie od tych, którzy spowodowali naszą tragedię, a wśród nich od Niemców i Kościoła. Ale, ku mojemu zaskoczeniu, nie usłyszałem nic takiego” - mówił przewodniczący Knesetu Reuwen Riwlin.

A wtórowała mu przewodnicząca Centralnej Rady Żydów w Niemczech Charlotte Knobloch, która uznała za niedobry fakt, że Benedykt XVI nie odniósł się w swoich przemówieniach do przywróconej wielkopiątkowej modlitwy o nawrócenie Żydów, a także do sprawy biskupa negacjonisty Richarda Williamsona. Części krytyków zabrakło także wyraźnego odniesienia do niemieckości papieża i odpowiedzialności Niemców za Holokaust.

[srodtytul]Wymuszanie zamiast dialogu[/srodtytul]

Te i inne (niekiedy nawet ostrzejsze, choć zdarzały się także wypowiedzi pozytywne) opinie pokazują niestety bardzo dobitnie, o co tak naprawdę – wbrew wielkim słowom – chodzi środowiskom żydowskim. Na pewno nie o dialog. Prawdziwy dialog zakłada bowiem, że spotykamy się z drugą osobą i wymieniamy z nią opinie. Nie polega zaś na tym, że stawiamy tej osobie listę konkretnych postulatów, które bezwarunkowo musi ona spełnić. A tak właśnie potraktowano Benedykta XVI.

W czasie wizyty w Izraelu papież miał przeprosić za Niemców, za Holokaust, za chrześcijańsko motywowany antysemityzm, a na dokładkę odciąć się od biskupa Williamsona, oznajmić wstrzymanie procesu beatyfikacyjnego Piusa XII. Oczekiwano nawet, że głowa Kościoła katolickiego potępi absolutny fundament wiary chrześcijańskiej, jakim jest przekonanie, że każdy człowiek na ziemi (a zatem także Żyd) może być zbawiony tylko przez Chrystusa, więc trzeba się modlić o jego nawrócenie. A gdy nie wywiązał się z niektórych zadań, to oczywiście go za to rozliczono jak ucznia przy tablicy. Strofowano za każde nieodpowiednie albo zbyt łagodne słowo.

Ten typ „prowadzenia dialogu” sprawia, że zamiast prawdziwej rozmowy, zamiast wymiany opinii mamy okrągłe słówka lub milczenie. Nie da się bowiem w takiej atmosferze szczerze rozmawiać o niektórych faktach, nie da się niszczyć szkodliwych stereotypów. Gdyby bowiem Benedykt XVI zdecydował się w Izraelu choćby przypomnieć o tym, ilu Żydów uratował Pius XII, i jak dziękowały mu za to tuż po wojnie środowiska żydowskie, zostałby medialnie zlinczowany, a on sam i jego pontyfikat zostałby okrzyknięty najbardziej antysemickim pontyfikatem od czasów Piusa XII.

Szczegółowe policzenie, ilu Żydów zostało uratowanych dzięki pomocy katolickich zakonów, duchownych fałszujących metryki, i przypomnienie, że prawdopodobnie byłoby to niemożliwe, gdyby Pius XII zdecydował się na potępienie nazizmu – zostałoby zaś okrzyknięte największą herezją i zastopowałoby jakikolwiek dialog. A przecież te działania Kościoła to fakty historyczne, tyle że niezgodne z przyjętym w wielu krajach zachodnim stereotypem pisania o chrześcijanach i papiestwie jako współwinnych Zagłady. Ze stereotypem, który stawia Kościół w roli petenta skazanego na nieustanne powtarzanie próśb o wybaczenie swoich i nie swoich win.

Benedykt XVI, odrzucając część postulatów niektórych środowisk żydowskich, zgrabnie uniknął próby wmanewrowania Kościoła w rolę jednego ze sprawców Holokaustu.

[srodtytul]Odwaga nadziei[/srodtytul]

Papieżowi groziło także niebezpieczeństwo wpisania go w polityczno-militarny konflikt między Palestyńczykami a Izraelczykami. I tu Benedykt XVI potrafił uniknąć pułapek. Stawał bowiem zawsze po stronie słabszych i krzywdzonych, niezależnie od ich narodowości czy wyznania. Bronił chrześcijan i apelował do nich, by wytrwali w Ziemi Świętej, ostrzegał przed nowym antysemityzmem i opowiadał się za niepodległością Palestyny czy prawem Palestyńczyków do bezpieczeństwa. I znowu – jak w Yad Vashem – nie zabrakło tu osobistych odniesień. „Niech doświadczenie Berlina – mówił Benedykt XVI w Betlejem – będzie źródłem nadziei dla ludów tych ziem. Mimo że okoliczności były różne, wydarzenia roku 1989 wskazują, że mury nie trwają wiecznie. Mogą zostać rozebrane”.

Ale aby było to możliwe – uważa papież – konieczna jest odwaga. „Jeśli przezwyciężone mają być lęk i nieufność, po obydwu stronach tego muru konieczna jest wielka odwaga, by przeciwstawić się pragnieniu zemsty czy krzywdy” – mówił Benedykt XVI w obozie dla uchodźców w Aidzie. U źródeł tej odwagi – i to jest chyba najważniejsze przesłanie tej pielgrzymki – musi się zaś znajdować cierpliwe odczytywanie głosu Boga, który docierać do nas musi poprzez (by posłużyć się cytatem ze spotkania z przedstawicielami organizacji dialogu międzyreligijnego) „zgiełk egoistycznych żądań, pustych obietnic i fałszywych nadziei, które często wkraczają w tę właśnie przestrzeń, w której poszukuje nas Bóg”.

Przezwyciężenie tego medialnego zgiełku, egoizmu i otwarcie się na prawdziwy dialog – niebędący wymuszaniem, ale spotkaniem – na dialog, który prowadzi do pokoju, to propozycja Benedykta XVI.

Autor jest doktorem filozofii, komentatorem tygodnika „Wprost”, autorem kilkunastu książek o tematyce religijnej

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?