[b][link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/06/02/znaj-proporcje-mocium-panie/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Propaganda to jest trudna, godna podziwu sztuka. Coś jak wyciąganie królika z kapelusza, pod warunkiem wszakże, że się tam tego królika uprzednio nie włożyło. Słowem, propaganda to nie jest wyciąganie z cylindra realnego, żywego królika, który może chrupać marchewkę i rozmnażać się jak królik, a na końcu można go obedrzeć ze skóry na czapkę, upiec w maderze i zjeść, tylko samej idei królika, pozoru królika, fantomu sterczących uszu i pompona z tyłu.
[srodtytul]Złudzenie za 2 biliony euro[/srodtytul]
Najdziwniejsze, że propaganda czasami bywa skuteczna. Nawet w gospodarce. 20 lat temu, w Roku Pańskim 1989, nikt ani w Polsce, ani nigdzie indziej na świecie nie wierzył, że PRL – jak to głoszono jeszcze w czasach Gierka, przed wybuchem „Solidarności” – należy do dziesięciu najbardziej rozwiniętych krajów świata. Żadna propaganda tu nie pomagała. Niepotrzebna była statystyka, ani prawdziwa, ani nieco podrasowana. Poziom gospodarczy, jaki jest, każdy widział gołym okiem. Dlatego doszło do oddania władzy przez komunistów. Oni też widzieli.
Natomiast w Republice Federalnej Niemiec elity polityczne, łącznie z rządem i kanclerzem Helmutem Kohlem, były przekonane, że propagandowa wizja NRD jako siódmego mocarstwa gospodarczego świata wykrzykiwana z Berlina Wschodniego jest prawdziwa. Na podstawie propagandy, a nie na podstawie znajomości rzeczy, w Bonn wykalkulowano sobie wtedy, że zjednoczenie Niemiec zostanie sfinansowane gładko dzięki wysoko rozwiniętej, produktywnej i dochodowej gospodarce NRD.