[b]Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/06/18/waldemar-kuczynski-partyjny-prezydent-to-patologia/" "target=_blank]blog.rp.pl[/link][/b]
Przeczytałem niedawno w "Dzienniku" (15 czerwca 2009 r.) komentarz Kamila Durczoka "Nie ma bezpartyjnych prezydentów", który zachęcił mnie do poświęcenia jeszcze trochę uwagi problemowi wywołanemu przez wicepremiera Grzegorza Schetynę.
Durczok pisze, że "prezydentura Lecha Kaczyńskiego jest przełomowa. Aktualny prezydent już nie kryje, że przede wszystkim jest prezydentem Prawa i Sprawiedliwości (...) Być może usankcjonowanie tego, co i tak jest stanem faktycznym, jest dobrym wyjściem? Właśnie to proponuje Grzegorz Schetyna. Wydaje się jednak, że nasze społeczeństwo woli żyć w politycznej iluzji i tworzyć fikcję, że prezydent jest osobą ponadpartyjną. A prawdę mówiąc, nic by się przecież nie zmieniło".
[srodtytul]Czynnik szkodliwy[/srodtytul]
Nie zgadzam się z panem Kamilem. Najpierw nazywajmy rzeczy słowami do nich stosownymi. Prezydentura Lecha Kaczyńskiego jest patologiczna, a nie przełomowa (bo to słowo ma w zasadzie znaczenie pozytywne). Patologii – która szczególnie jaskrawo ujawnia się w postępowaniu obecnego lokatora Pałacu Prezydenckiego, ale objawiała się też wcześniej – sprzyja konstytucja próbująca godzić błąd polityczny popełniony w roku 1990, a mianowicie wybór prezydenta w wyborach powszechnych, z obrazem prezydentury bardziej przystającej do symbolicznej roli głowy państwa wybieranej przez Zgromadzenie Narodowe. Ponieważ prezydentowi wybieranemu w wyborach powszechnych, a więc obdarzonemu silnym mandatem społecznym, trzeba było dać jakieś kompetencje władzy wykonawczej, to urząd ten stał się bardzo pożądany przez partie. Wskutek tego wybory prezydenckie zamieniły się w spersonifikowany pojedynek partii, w którym dominuje tematyka rządowa niemająca nic wspólnego z zakresem uprawnień prezydenckich.