„Ocieplenie groźniejsze od bomby atomowej” - straszy pani Marta Śmigrowska i Koalicja Klimatyczna w opublikowanym w internecie liście do redakcji „Rzeczpospolitej”. Podobnie straszą w Ameryce ekolodzy (jak napisałem niedawno w artykule „Globalne ocieplenie czy globalna ściema”) pokazując nam białe niedźwiedzie taplające się w topniejących lodowcach Alaski, zaś drugą ręką przepychają w Kongresie ustawę, „która doprowadzi do cichej ingerencji rządu w każdą dziedzinę życia obywateli”.
Strategia strachu, jedna z cech liberalnego myślenia, jest dziś w modzie i służy przewalaniu interesów politycznego lobby, interesów, których niezastraszone społeczeństwo inaczej by nie przyjęło. List polskich ekologów niestety potwierdza sprzężenie relacji ekologia - liberalne myślenie, sprzężenie dla obu stron korzystne ale dla społeczeństwa równie niebezpieczne, co emisja zanieczyszczeń dla środowiska.
[srodtytul] Strategia strachu [/srodtytul]
Strategia strachu jest w politycznej modzie na obu półkulach. W Ameryce to najważniejszy sposób działania administracji Baracka Obamy. Czy pamiętamy: „cała gospodarka się zawali jeśli nie wpompujemy pieniędzy społeczeństwa w ratowanie upadających banków” (Timothy Geithner – Sekretarz Skarbu). Nie starcza mi miejsca i siły by pisać tu o mrocznych interesach firm i sieci politycznych powiązań, że wspomnę choćby firmę Goldman Sachs, której przedstawiciele krążyli jak sępy wokół naszych (społeczeństwa) pieniędzy i je, rzecz jasna, od Obamy dostali.
Czy pamiętamy, jak szefowie koncernów samochodowych z Detroit straszyli na przesłuchaniach w Kongresie: jeśli nie dacie pieniędzy na ratowanie motoryzacji, przemysł samochodowy upadnie? Pieniędzy - w zasadzie - nie dano. Przemysł nie upadł.