Znicze miały dzielić

Byłem przeciwny apelowi w sprawie palenia zniczy 9 maja. Uważam bowiem, że niezależnie od dobrej woli jego sygnatariuszy był on zwyczajnie polityczną manipulacją – pisze publicysta

Publikacja: 12.05.2010 02:01

Znicze miały dzielić

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

Czy ostatnie wydarzenia, związane z hasłem polsko--rosyjskiego pojednania (akcja zniczowa i internetowe wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego), mogą w istocie do tego pojednania doprowadzić? Mam wątpliwości, choć nie kwestionuję szczerości intencji twórców obu inicjatyw.

Merytorycznie całkowicie zgadzałem się z inicjatywą sygnatariuszy listu nawołującego do zapalenia 9 maja świeczek na grobach żołnierzy radzieckich. W przeszłości kilkakrotnie publicznie zabierałem głos przeciw polskiej rusofobii. A głosy postulujące zrównanie w polskiej pamięci historycznej poległych na naszych ziemiach żołnierzy radzieckich z żołnierzami Wehrmachtu są moim zdaniem przejawem niezrozumienia tego, co się stało w 1945 roku. Niezrozumienia politycznego – czyli fundamentalnej różnicy celów, jakie wobec Polski stawiały sobie kierownictwa III Rzeszy i ZSRR. I niezrozumienia etycznego – czyli zasadniczo innego stosunku do zwykłych Polaków, będącego udziałem przeciętnego gefrajtra i przeciętnego starszyny.

[wyimek]Większość Polaków nie lubi wadzić się z sąsiadami i uspokojenie relacji z nimi przyjmuje dobrze[/wyimek]

Mimo to akcja sygnatariuszy apelu wzbudziła we mnie refleksje przede wszystkim krytyczne. Obawiam się bowiem, że utrwali ona siłę politycznych emocji, dzielących Polaków. Utrwali podział na dwie Polski, o którym ostatnio – z różnych pozycji – sporo pisano. Podział, co do głębokości którego można mieć różne zdania, ale który trudno uznać za dobry dla kraju.

[srodtytul]Przeciw drugiej Polsce[/srodtytul]

I tu dochodzimy do drugiej przyczyny, dla której byłem przeciwny apelowi w sprawie 9 maja. Uważam bowiem, że niezależnie od dobrej woli jego sygnatariuszy był on, po prostu, polityczną manipulacją. Manipulacją mającą na celu polityczne wykorzystanie dwóch wzajemnie się pobudzających zjawisk – fali sentymentów anty- i prorosyjskich. Dwóch fal w dużej mierze związanych z obozami pisowskim i antypisowskim.

10 kwietnia spowodował eksplozję empatii wobec tragicznie zmarłego prezydenta, eksplozję, która – jak już pisałem w „Rz” – może owocować pewnym otwarciem większości społeczeństwa na przekaz braci Kaczyńskich. Przeciwnicy PiS – mam tu na myśli zarówno PO, jak i kierujące się antypisowskim resentymentem media – wiedzą o tym dobrze i obawiają się tego.

Wiedzą jednak o czymś jeszcze. O tym, że większość Polaków nie lubi się wadzić z sąsiadami. I uspokojenie relacji z nimi przyjmuje dobrze.

Spin doktorzy Platformy wiedzieli o tym już na początku września ubiegłego roku. Przypomnijmy – po spotkaniu na Westerplatte wielu obserwatorów krytykowało Władimira Putina za to, że w zbyt małym stopniu wyszedł wtedy naprzeciw polskiej wrażliwości, a także Donalda Tuska za zbyt ich zdaniem miękkie wobec premiera Rosji przemówienie. Chwaliło natomiast prezydenta Lecha Kaczyńskiego – za godną i zdecydowaną postawę wobec kremlowskiego lidera.

Po kilku dniach pojawiły się wyniki badań socjologicznych. Okazało się, że większości badanych podoba się to, co miało miejsce na Westerplatte, a zwłaszcza obecność tam Putina. Na polityczne wnioski nie trzeba było długo czekać. Niemal natychmiast nastąpił kontrolowany i, dodajmy, nigdy potem niepotwierdzony przeciek do mediów. O tym, że rzekomo Lech Kaczyński na parę dni przed przyjazdem Putina miał żądać od Tuska… odwołania wizyty.

To, co się działo wokół apelu dotyczącego 9 maja nasuwa podejrzenia, że mieliśmy do czynienia z próbą zastosowania podobnego manewru, tylko na znacznie większą skalę. Przekonuje o tym choćby fakt, że akcję cmentarną nagłaśniała i wspierała „Gazeta Wyborcza”. Nagłaśniała w sposób podobny i na skalę zbliżoną do tych momentów z przeszłości, w których – ze zmiennym powodzeniem – popularyzowała do stopnia współorganizowania rozmaite akcje polityczne, które na danym etapie zdecydowana była wspierać…

[srodtytul]Przeciw pojednaniu[/srodtytul]

Kolejna przyczyna, dla której oceniam krytycznie apel wzywający do palenia zniczy, to moje przekonanie, że wbrew intencjom większości pod nim podpisanych w istocie akcja ta nie tylko nie przybliżyła pojednania polsko-rosyjskiego, ale tak naprawdę grozi jego oddaleniem.

O pojednaniu między narodami mowa być może dopiero wtedy, kiedy dzielące je emocje mają tendencję do wygaśnięcia. Przy czym – co ważne – ta tendencja musi być wyraźna mniej więcej we wszystkich segmentach polityczno-społecznych obu jednających się narodów. Gdyby było inaczej, gdyby pojednania chciała jakaś część narodu, a inna, znacząca, sobie tego nie życzyła, to efekt byłby odmienny od zamierzonego.

Gdyby w dodatku te (propojednaniowa i antypojednaniowa) części społeczeństwa były między sobą zwaśnione i postrzegały pojednanie z innym narodem jako element własnego politycznego sporu, to efektem takich działań byłaby sytuacja bardziej jeszcze toksyczna niż przedtem.

Wyobraźmy sobie, że w latach 70. – kiedy na serio zaczął się proces pojednania polsko-niemieckiego – część społeczeństwa sympatyzująca z demokratyczną opozycją i Kościołem uważa pojednanie polsko-niemieckie za element wyprzedawania wartości narodowych przez kupione za marki władze komunistyczne? A część społeczeństwa, utożsamiająca się z PRL, pragnie owego pojednania między innymi dlatego, że wie, iż ci inni Polacy aż tak bardzo go nie chcą?

Albo wyobraźmy sobie, że we Francji lat 60. za pojednaniem są rządzący gauliści, a opozycja uznaje to za przejaw narodowej zdrady? I co więcej, politycy z obu tych grup są w swoich sądach i emocjach wspierani przez żywe emocje swego elektoratu?

Obecnie po naszej stronie dialogu polsko-rosyjskiego mamy dokładnie taką sytuację. Z jednej strony istnieje autentyczna fala sympatii części Polaków do Rosjan, będąca odpowiedzią na równie autentyczną falę współczucia płynącą od Rosjan do Polaków, a także na znaczące gesty oficjalnej Rosji pod adresem naszej wrażliwości historyczno-politycznej.

Z drugiej jednak strony istnieje równie autentyczna fala nieufności przechodzącej w niechęć. Jej wyrazem jest między innymi wysyp teorii o zamachu katyńskim. W te teorie nie wierzę – moim zdaniem brak nie tylko dowodów, ale i poszlak wskazujących na taką możliwość. Ale jest faktem nie tylko to, że od takich scenariuszy pęka Internet.

Także to, że w sytuacji, w której mamy do czynienia z reformującym się państwem Putina, ludzie po prostu mają prawo do nawet irytującej i przesadnej nieufności. Także to, że teorie spiskowe wysuwają lub przynajmniej sugerują występujący pod nazwiskami poważni ludzie będący autorytetami swoich środowisk (choćby Zdzisław Krasnodębski i Jacek Trznadel). I że za tymi teoriami stoją emocje i intuicje wielkiego segmentu społeczeństwa. Segmentu – zapewne – nadal mniejszościowego, ale potężnego i dalekiego od marginalności. Na tyle dalekiego, że próba „przeorania polskiej duszy” wbrew niemu nie może się udać. Co więcej, może tylko utrwalić siłę antyrosyjskich resentymentów.

[srodtytul]Duch Kaczyńskiego czy Kuchcińskiego[/srodtytul]

Przybliżyć to pojednanie mogłoby natomiast internetowe wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego do Rosjan. Lider PiS jest bowiem autorytetem dla „pisowskiej Polski”, jego słowa nie są przez tę Polskę odrzucane. Przy zachowaniu wszystkich proporcji można przypomnieć stare zdanie, że tylko generał Charles de Gaulle był w stanie zakończyć wojnę algierską, bo tylko on nie był podejrzewany o brak patriotyzmu…

Takiemu rozwojowi sytuacji zagrozić może jednak brak spójnego przekazu ze strony PiS. Przykład tego mieliśmy w poniedziałek, kiedy Marek Kuchciński, p.o. szefa klubu tej partii, wystosował do Donalda Tuska list, w którym zawarł twierdzenia pozwalające się interpretować jako sugestie, iż smoleńska katastrofa mogła być zamachem…

Niezależnie od tego, czy ten brak spójności jest efektem zamierzonym (gra na dwóch fortepianach) czy też rezultatem nienadążania partyjnej bazy PiS za myślą lidera, w kontekście pojednania polsko-rosyjskiego jest on zły. Skłonny do reakcji i uprzedzeń antyrosyjskich segment społeczeństwa wprowadza on bowiem w stan dysonansu. A ludzie w taki stan wprowadzeni wybiorą najpewniej przekaz o treści, do której są przyzwyczajeni i która dlatego im odpowiada. Czyli w konkretnej sytuacji przekaz antypojednaniowy.

Ci, dla których ważny jest przełom w relacjach polsko-rosyjskich (zresztą także ci, którzy życzą PiS i kandydatowi tej partii sukcesu – pamiętajmy, że większość wyborców ewidentnie życzy sobie co najmniej poprawnych relacji z sąsiadami), powinni więc chcieć, aby narrację Prawa i Sprawiedliwości ukształtował duch wystąpienia Kaczyńskiego, a nie listu Kuchcińskiego.

[i]Autor jest współpracownikiem „Rzeczpospolitej”. Był m.in. prezesem PAP[/i]

Czy ostatnie wydarzenia, związane z hasłem polsko--rosyjskiego pojednania (akcja zniczowa i internetowe wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego), mogą w istocie do tego pojednania doprowadzić? Mam wątpliwości, choć nie kwestionuję szczerości intencji twórców obu inicjatyw.

Merytorycznie całkowicie zgadzałem się z inicjatywą sygnatariuszy listu nawołującego do zapalenia 9 maja świeczek na grobach żołnierzy radzieckich. W przeszłości kilkakrotnie publicznie zabierałem głos przeciw polskiej rusofobii. A głosy postulujące zrównanie w polskiej pamięci historycznej poległych na naszych ziemiach żołnierzy radzieckich z żołnierzami Wehrmachtu są moim zdaniem przejawem niezrozumienia tego, co się stało w 1945 roku. Niezrozumienia politycznego – czyli fundamentalnej różnicy celów, jakie wobec Polski stawiały sobie kierownictwa III Rzeszy i ZSRR. I niezrozumienia etycznego – czyli zasadniczo innego stosunku do zwykłych Polaków, będącego udziałem przeciętnego gefrajtra i przeciętnego starszyny.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę