Tuż po katastrofie smoleńskiej wielu Polakom się nie śniło, że po upływie czterech miesięcy będą się śmiać z dowcipów o "zimnym Lechu". Zabawiać się w internetową grę, w której "obrońcy krzyża" strzelają do Komorowskiego, Napieralskiego i Zapatero, albo nawet faktycznie przychodzić na nocne, ludyczne happeningi przed Pałacem Namiestnikowskim.
Są wśród nich ludzie, którzy głęboko przeżyli tragedię pod Smoleńskiem, w tym także śmierć Lecha Kaczyńskiego, nawet jeśli nie byli jego politycznymi entuzjastami. Ludzie, którzy wcale nie byli przeciwnikami PiS, a już na pewno – entuzjastami Platformy Obywatelskiej. Dziś często pytają publicznie o zdolność do samokontroli Jarosława Kaczyńskiego lub zastanawiają się nad granicami jego cynizmu. I upatrują w Januszu Palikocie nadzieję na przywrócenie Polsce mentalnej normalności.
Okazało się bowiem, że aby być pełnoprawnym uczestnikiem posmoleńskiej żałoby, trzeba było przyjąć za swoje wszystkie bzdury wypowiadane przez – czasem samozwańczych, czasem ukrytych – mistrzów ceremonii tego rytuału. Uznawać za zdrajców wszystkich, którzy Lecha Kaczyńskiego nie dość kochali i choć go szczerze żałują, nie potrafią w nim dostrzec męża opatrznościowego Polski. A za orędowników prawdy jedynie tych, którzy w katastrofie smoleńskiej dopatrują się spisku Rosjan i liberałów. I przyjąć za swoją dominującą narrację tej żałoby, nienawistną wobec wszystkich myślących inaczej. Ta ludowa (chcę wierzyć) początkowo narracja, swym tonem kojarząca się z językiem inspirowanych przez władze PRL komunistycznych nagonek (i nawet czasem przeciw tym samym osobom skierowana), zyskuje na naszych oczach coraz silniejszą sankcję liderów Prawa i Sprawiedliwości.
To nie tylko polityka, także – żeby tak rzec – wrażliwość estetyczna. Znaczna część Polaków najzwyczajniej w świecie nie potrafi strawić przeszarżowania estetycznego, do jakiego doszło podczas tworzenia smoleńskiego mitu. Im więcej w nim patosu, tym mocniejsza tendencja do przekształcenia całej tej historii w absurdalny happening. Im więcej krzyża, tym więcej "zimnego Lecha".