11 listopada tego roku, kiedy patrzyłem na starcia narodowców i ich przeciwników, byłem po stronie policji. Wśród "antyfaszystów" były grupki nie lepsze od tych z drugiej strony, choć z odmiennymi hasłami.
Ale jeśli miałbym oceniać, po której z tych dwu stron ukrywają się nadal groźne i dobrze znane z przeszłości wirusy, to wybrałbym narodowców. Tych często bardzo młodych ludzi, którzy świadomość przynależności do narodu przekształcili w wojownicze bóstwo wymagające wrogów i wojen z nimi.
[srodtytul]Wojowniczy potwór[/srodtytul]
Jestem jak oni Polakiem, choć dość często przeciwnicy mojej publicystyki mnie z niego wypisują i wpisują do innego. Jestem Polakiem, ale boję się różnych przebudzeń narodu właśnie dlatego, że więź narodowa potrafi się zamieniać w takiego wojowniczego potwora. To wytłumaczalne, powstawała ona bowiem i umacniała się w wojnach, zaborczych i obronnych, i wojna jest w nią wkomponowana. Więź narodowa ujawnia się najmocniej właśnie w wojnie, w zagrożeniu wojną, w przygotowywaniu do napaści na innych lub w surogacie wojny.
Takim surogatem są na przykład międzynarodowe zawody sportowe, w których walka sportowców odbierana jest jako walka z członkami innego narodu. To najbezpieczniejszy sposób wyładowywania emocji narodowych, niestety są o wiele gorsze. Naród najżywotniejszy jest w czasie wojny, także w czasie wojen czy powstań niepodległościowych. Wtedy bywa dla siebie najpiękniejszy, jak my w 1980 roku, a dla innych najbardziej potworny, jak Niemcy podczas II wojny światowej czy Ukraińcy na Wołyniu.