Fedyszak-Radziejowska: IPN przywraca pamięć

Działalność Instytutu przywraca Polakom poczucie własnej wartości. Pokazuje, że nie tylko wąskie elity od 1968 roku nie akceptowały PRL, a wielu Polaków próbowało wyrażać swój sprzeciw nawet w najtrudniejszych latach stalinowskich – pisze przewodnicząca Kolegium IPN

Publikacja: 16.01.2011 18:00

Barbara Fedyszak-Radziejowska

Barbara Fedyszak-Radziejowska

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Red

Powołanie Instytutu Pamięci Narodowej zajęło polskiemu społeczeństwu całe dziesięć lat, przyjmując, że 1989 rok otworzył przed nim taką możliwość. Dzisiaj Instytut ma za sobą pierwszą dekadę trudnej, ale znaczącej dla demokracji i świadomości społecznej działalności. Towarzyszyła jej od samego początku wrogość wielu opiniotwórczych środowisk. Jest swoistą zagadką, dlaczego instytucja, która powstała od podstaw w suwerennej Polsce, by służyć jej demokratycznemu państwu, która symbolizuje odchodzenie od PRL, a nie transformowanie jej w III RP, budziła i nadal budzi tak wielki opór wielu środowisk.

Przeciwników IPN szuka się zwykle po lewej stronie sceny politycznej, politycy SLD bowiem najbardziej konsekwentnie deklarowali postulat zabetonowania czy też spalenia archiwów pozostałych po organach bezpieczeństwa PRL. Jednak dzisiaj, gdy poznaliśmy lepiej poglądy licznych przeciwników IPN, dostrzeganie ich wyłącznie po stronie lewicy niewiele wnosi do sprawy.

Mam wrażenie, że wydarzenia ostatnich lat oraz nowe publikacje niechętnych IPN polityków i komentatorów pozwalają postawić hipotezę, że kluczową zmienną współtworzącą poglądy tej części elity III RP, która konsekwentnie sprzeciwia się działaniom Instytutu Pamięci Narodowej, szczególnie pod prezesurą śp. prof. Janusza Kurtyki – jest afirmatywny i bezkrytyczny stosunek do Okrągłego Stołu. Mówią o Okrągłym Stole z nabożeństwem – „błogosławieństwo” i „historyczny kompromis”, którym Polska wpisała się w dziedzictwo europejskiej i światowej demokracji. Ten bezdyskusyjny pogląd łączy przeciwników IPN zarówno z postkomunistycznych, jak i z postsolidarnościowych formacji politycznych.

[srodtytul]Trudne początki[/srodtytul]

W latach 90. obszary, którymi dzisiaj zajmuje się IPN, traktowano w debacie publicznej rozłącznie, jako lustrację, dekomunizację oraz przekazanie i udostępnienie archiwów PRL. Proces uchwalania ustaw wprowadzających te postulaty w życie był trudny i skomplikowany. Pierwszym krokiem była podjęta w czerwcu 1998 roku, po wygranych przez AWS wyborach, uchwała potępiająca totalitaryzm komunistyczny oraz nowelizacja (z inicjatywy Zbigniewa Romaszewskiego) martwej ustawy „lustracyjnej” z 11 kwietnia 1997 roku „O ujawnianiu pracy lub służby w organach bezpieczeństwa państwa lub współpracy z nimi w latach 1944 – 1990 osób pełniących funkcje publiczne urodzonych przed 10 maja 1972 roku”.

[wyimek]Kiedy IPN będzie mógł spokojnie pracować, bez stronniczych i niesprawiedliwych ataków, bez ostentacyjnego lekceważenia osiągnięć i piętnowania niedoskonałości? [/wyimek]

Praktyczny bojkot ustawy przez środowiska sędziowskie (nie znalazło się w Polsce 21 sędziów zdolnych do utworzenia sądu lustracyjnego) przełamało dopiero wyznaczenie Sądu Apelacyjnego w Warszawie oraz mianowanie w ostatnim dniu urzędowania (16.10 1998) przez prof. Adama Strzembosza rzecznikiem interesu publicznego sędziego Bogusława Nizieńskiego. Tę ustawę Aleksander Kwaśniewski oczywiście odesłał do Trybunału Konstytucyjnego i podpisał dopiero w październiku. Weszła w życie 1 stycznia 1999 roku. Nazwiska osób uznanych przez sąd za tajnych i świadomych współpracowników po raz pierwszy opublikowano w Monitorze Polskim w 1999 roku.

Przekazanie przez organa bezpieczeństwa PRL zasobów archiwalnych do niezależnej instytucji, a więc możliwość udostępnienie ich w przyszłości obywatelom, było jeszcze trudniejsze. Co prawda we wrześniu 1998 roku uchwalono ustawę powołująca do życia IPN, która zobowiązywała MSWiA, UOP, WSI oraz „inne organa bezpieczeństwa państwa” do przekazania Instytutowi dokumentów powstałych w latach 1944 – 1990, prezydent Kwaśniewski ją zawetował 4 grudnia i po żmudnych negocjacjach AWS z PSL Sejm prezydenckie weto 18 grudnia 1998 roku odrzucił.

Zobowiązanie wobec PSL wprowadziła nowelizacja z kwietnia 1999 roku, wprowadzając sejmową większość 3/5 przy wyborze prezesa IPN. Ale rozpoczęcie rzeczywistej pracy w Instytucie nadal szło jak po grudzie. Kolegium powołano dopiero we wrześniu 1999 roku, a prezesa (co było warunkiem rozpoczęcia pracy Instytutu), prof. Leona Kieresa wybrano prawie cały rok później – w czerwcu 2000 roku.

Dodajmy, że projekt ustawy dekomunizacyjnej z czerwca 1998 roku nie zyskał wystarczającego poparcia nawet wśród posłów AWS i poległ. Można dzisiaj uznać ustawę obniżającą wysokość ubeckich i esbeckich emerytur za jedyne rozwiązanie o charakterze dekomunizacyjnym w III RP.

[srodtytul]Kto popierał IPN[/srodtytul]

Jeśli było tak trudno, to „kto stał za powstaniem IPN”? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w wynikach sondaży CBOS z lat 90. Na pytanie: „Czy pana/i zdaniem powinno się obecnie przeprowadzić w Polsce lustrację, to znaczy sprawdzić, czy osoby pełniące ważne funkcje w państwie nie współpracowały w przeszłości ze Służbą Bezpieczeństwa, czy tez nie powinno?”, Polacy odpowiadali „tak” – w kwietniu 1994 – 56 proc. i grudniu 1997 – 76 proc.

Na kolejne pytanie: „Czy uważa pan/i, że osoby pełniące ważne funkcje w państwie, które w przeszłości współpracowały z SB, powinny zostać usunięte ze stanowisk?”, „tak” odpowiadało w czerwcu 1994 – 72 proc., w lutym 1996 – 67 proc., w maju 1997 – 62 proc., we wrześniu 2006 – 59 proc. i w czerwcu 2007 – 62 proc. badanych przez CBOS Polaków.

Podobnie było w kwestii dostępu do archiwów, na pytanie: „Czy pana/i zdaniem w Polsce, podobnie jak w byłej NRD i w paru innych byłych krajach socjalistycznych, każdy obywatel powinien mieć dostęp do swoich akt z okresu PRL, zgromadzonych przez służby specjalne, czy też nie?”, odpowiedziało „tak” w lutym 1993 – 68 proc., a w grudniu 1996 – 74 proc. respondentów CBOS.

AWS obiecywała przed wyborami 1997 roku powołanie instytucji rozwiązującej te problemy i po wygranych wyborach obietnicy dotrzymała, pomimo niechęci większości opiniotwórczych mediów. Być może zniknięcie AWS ze sceny politycznej to konsekwencja tej swoistej „zbrodni” – powołania Instytutu Pamięci Narodowej do życia. A przeciwników Instytut miał i ma nadal wielu i warto przytoczyć wypowiedzi, które charakteryzują sposób myślenia przedstawicieli tego środowiska. W pewnym uproszczeniu zdają się oni uważać, że pomysły lustracyjne to wynik poważnej niedoskonałości i grzeszności większości Polaków oraz wynik braku zaufania tychże Polaków do doskonałości i nieskazitelności swoich elit.

Adam Michnik „W pułapce czystego sumienia” pisał tak: „ci ludzie nie byli winni żadnej zbrodni, ale to dzięki ich konformistycznej bierności i codziennemu racjonalizowaniu własnego oportunizmu, dyktatura uzyskiwała faktyczne przyzwolenie dla swoich zbrodni. Dla tej kategorii ludzi nie ma nic prostszego, jak zastąpić rachunek sumienia udziałem w polowaniu na ludzi dawnego reżimu”. Aleksander Kwaśniewski w 1997 roku w rozmowie z Adamem Michnikiem, Agnieszką Kublik i Ewą Milewicz sformułował tę myśl nieco prościej: „nie, nie chcę zamazywać różnicy między tymi, którzy współpracowali z reżimem, a tymi, którzy z nim walczyli. Ale w sensie mentalności, zachowań, wszyscy jesteśmy postkomunistami”.

Konieczność zaufania elitom dobrze oddaje odpowiedź udzielona sędziemu Krzysztofowi Kaubie przez Michnika („GW”, 27.12. 1999): „Pański pomysł, że można w demokratycznym państwie wprowadzić obyczaje typowe dla dyktatur, jest zasmucającym przykładem trwałości komunistycznych stereotypów u ludzi, którzy zbyt długo pracowali w komunistycznym aparacie sprawiedliwości. (...) i dalej: Helena Łuczywo i Jacek Kuroń wiedzą nieporównanie więcej o mechanizmach funkcjonowania podziemia i o ludziach podziemia niż Pan i Pańscy świadkowie z SB; więcej niż tworzone przez nich dokumenty”. Rzecz dotyczyła sporu o to, kto lepiej wie, czy nieżyjący już bliski współpracownik KOR mógł czy nie mógł współpracować z SB.

Przepraszam redaktorów Adama Szostkiewicza i Pawła Smoleńskiego, że nie cytuję ich tekstów, ale zaledwie tytuły, zamierzam jednak polemizować, przypominam jedynie ówczesny sposób prowadzenia narracji przez przeciwników IPN: Adam Szostkiewicz, 1999 r; „Teczka? Nie, dziękuję” i Paweł Smoleński, 1998r.; „I ty zostaniesz konfidentem!”.

Mimo takiego kształtu debaty w najważniejszych dziennikach opiniotwórczych demos, czyli zwykli obywatele, nie posłuchali wybitnych autorytetów. Zapewne nie wystarczała im gwarancja Michnika, że Helena Łuczywo i Jacek Kuroń wiedzą o opozycji więcej niż archiwa IPN. Wybrali rozwiązanie bardziej trwałe niż pamięć konkretnych ludzi. To ich wola powołała Instytut Pamięci Narodowej do życia.

[srodtytul]Lepiej niż sąd, Sejm i Senat[/srodtytul]

O tym, że IPN jest instytucją, która popełniła i popełnia wiele błędów, napisano i powiedziano tak wiele – także w trakcie centralnych obchodów dziesiątej rocznicy powołania IPN na Zamku Królewskim w Warszawie i na naukowej konferencji w Łodzi – że nie widzę konieczności powtarzania tych opinii. Ponownie odwołam się do opinii demosu.

Co kilka miesięcy CBOS sprawdza, jak Polacy oceniają działalność różnych ważnych instytucji publicznych. Wynika z nich, że ocenę dobrą o IPN w okresie od października 2006 do września 2010 r. deklarowało mniej więcej 43 proc., 46 proc., 42 proc. badanych przez CBOS respondentów. W tym samym czasie źle oceniało IPN od 33 proc. do 35 proc. badanych. Interesujące, że w styczniu 2007 pozytywnie oceniło Instytut aż 53 proc. badanych, (negatywnie – 15 proc.), a w kwietniu 2009 – tylko 28 proc. respondentów, (a 44 proc. negatywnie).

Jakie wydarzenia mogły mieć wpływ na taką zmianę oceny? Na przełomie 2006 – 2007 roku w mediach pojawiły się informacje o arcybiskupie Wielgusie i wydaje się, że sposób, w jaki IPN poradził sobie z tą sprawę, Polacy ocenili pozytywnie. Niewielki spadek pozytywnych ocen (z 53 proc. do 41 proc.) w maju 2007 roku można z kolei powiązać z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, który wtedy zakwestionował nowelizację ustawy o IPN, w tym, np. lustrację dziennikarzy i naukowców. Interesujące, ze w tym majowym sondażu z 2007 roku oceny pozytywne o IPN najczęściej formułowali najmłodsi respondenci (56 proc. w wieku od 18 – 24 lat) i młodzi dorośli (47 proc. w wieku 35 – 44 lat), a najrzadziej (29 proc) – osoby z wyższym wykształceniem oraz kadra kierownicza (26 proc.).

Znaczący spadek pozytywnych ocen o IPN z kwietnia 2009 roku (do 28 proc.) można wiązać z wydaniem przez Wydawnictwo Arcana książki Pawła Zyzaka o Lechu Wałęsie. Jest to dość zaskakujące, bo IPN miał z tą książką niewiele wspólnego, ale jak widać, media dość skutecznie lansowały inna ocenę. Zauważmy, że wydana przez IPN książka „ SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” autorstwa Piotra Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza (ukazała się w czerwcu 2008) nie miała takiego wpływu na ocenę Instytutu. W maju 2008 pozytywnie oceniło go 47 proc., a we wrześniu 2008 roku 43 proc. badanych przez CBOS Polaków.

A jak oceniamy IPN na tle innych instytucji? Nieco lepiej niż sądy i prokuraturę i zdecydowanie lepiej niż Sejm i Senat. Najbardziej zbliżone do ocen IPN są opinie o działalności rzecznika praw obywatelskich i Trybunału Konstytucyjnego. W sondażach CBOS lepiej od IPN wypadają samorządy, Kościół katolicki, wojsko, policja oraz media.

Dodajmy, że negatywne opinie o działalności IPN przeważają wśród osób z wyższym wykształceniem, najlepiej zarabiających, wśród osób niepraktykujących oraz deklarujących lewicową orientację polityczną.

[srodtytul]Rozsądek Polaków[/srodtytul]

Jakie znaczenie dla naszej wiedzy i naszych poglądów o PRL ma działalność IPN? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ale jak zwykle, nieocenionym źródłem są sondaże CBOS. Wybrałam te, które pozwalają porównać odpowiedzi z różnych lat.

Na pytanie: „Czy warto było w 1989 roku zmieniać ustrój?”, „warto” odpowiedziało w 1994 roku 60 proc., w 1995roku – 75proc., w 1999 roku – 63 proc., w 2001 roku – 56 proc., w 2004 – 65 proc. Wyraźna zmiana zaszła w ostatnich latach. W 2009 roku – 82 proc., a w 2010 (marzec – kwiecień) – 83 proc. badanych Polaków odpowiedziało, że było warto! W 2010 roku przemiany akceptują wszystkie grupy społeczno-zawodowe, nieco częściej osoby o prawicowych lub centrowych poglądach.

Na kolejne pytanie: „Czy zmiany przyniosły Polsce więcej korzyści, niż strat?”, odpowiadaliśmy w następujący sposób: odpowiedź „więcej korzyści niż strat” wybrało w 1994 – 15proc., w 1996 – 32 proc., w 1999 – 24 proc., w 2001 – 15 proc., w 2004 – 22 proc., a w roku 2009 – 56 proc. i w kwietniu 2010 – 47 proc. badanych Polaków. W 2001 roku przewagę strat dostrzegało aż 55 proc. respondentów, w 2010 o stratach mówi już tylko 16 proc. badanych.

Dobrym testem są także reakcje opinii publicznej na kontrowersyjne publikacje IPN, np. na książkę Cenckiewicza i Gontarczyka o historycznym przywódcy „Solidarności”. Lipcowy sondaż CBOS pokazał, że myślimy o Lechu Wałęsie życzliwie, ale zgodnie z tym, co napisali autorzy tej głośnej książki. Na pytanie: „Z którymi z poniższych stwierdzeń pan/i się zgadza, a z którymi nie zgadza? Czy uważa pan/i, że Lech Wałęsa.., odpowiadaliśmy „tak” (zdecydowanie i raczej łącznie);

– nigdy nie był agentem – 31 proc.

– dał się zastraszyć przez SB i miał chwile słabości, których się teraz wypiera – 38 proc.

– nawet jeśli zgodził się kiedyś współpracować z SB, to cała jego późniejsza działalność i zasługi dla Polski unieważniają ten epizod w jego życiu – 45 proc.

– był długoletnim i świadomym agentem SB – 9 proc.

Mam wrażenie, że moi rodacy znacznie lepiej radzą sobie z prawdą o przeszłości niż liczne opiniotwórcze elity. Może warto zaufać rozsądkowi Polaków?

[srodtytul]Dlaczego przeszkadza?[/srodtytul]

Istnieje wiele powodów, dla których IPN ma i będzie miał przeciwników, częściej wśród elit niż wśród demosu. Jeżeli bowiem IPN działa zgodnie z treścią i duchem ustawy z 1998 roku, czyli jako instytucja niezależna od władz politycznych i od nacisków medialnych, to nieuchronnie wchodzi w sytuację sprzeczności interesów z ważnymi i opiniotwórczymi środowiskami.

Po pierwsze, z akademickimi ośrodkami naukowymi, bo odbiera im monopol na naukową narrację, daje możliwość uprawiania nauki ludziom, którzy w ośrodkach akademickich mieliby wiele problemów z podjęciem kontrowersyjnych tematów historii współczesnej i z opublikowaniem swoich prac. Wykorzystując nowe źródła – zasoby archiwalne przekazane przez organa bezpieczeństwa PRL – IPN nieuchronnie modyfikuje ustalenia i interpretacje uważane dotychczas za oczywiste, pozytywnie zrecenzowane, będące źródłem pozycji i prestiżu wybitnych historyków, politologów i socjologów. Jednak także wybitni przedstawiciele nauki nie zawsze są otwarci na dyskusje i różnice poglądów. Tak to czasami bywa, że deklaracje pluralizmu, tolerancji i uczciwego dochodzenia do prawdy przychodzą łatwiej niż ich praktykowanie.

Po drugie, IPN wchodzi w spór z elitami politycznymi i opiniotwórczymi wywodzącymi się z opozycji zarówno tej przed- jak i posierpniowej, ponieważ także im odbiera monopol na narrację o niedawnej przeszłości, o opozycyjnych autorytetach, o zasługach i błędach poszczególnych osób i środowisk. Co więcej, pokazuje wpływ służb i organów na proces kształtowania elit w PRL i to nie dlatego, że opisuje konkretne przypadki OZI (osobowe źródła informacji – red.), lecz także dlatego, że pokazuje złożony i niestety skuteczny mechanizm kształtowania elit w środowiskach nauki, dziennikarzy, artystów, aktorów, filmowców, muzyków, plastyków etc.

Po trzecie, Instytutowi nie jest po drodze z establishmentem III RP, bo chcąc nie chcąc, zajmuje się w praktyce weryfikacją „legitymacji” przedstawicieli establishmentu do pełnienia roli elity zasług! Im więcej dokumentów zostało do IPN przekazanych, uporządkowanych i zdigitalizowanych, tym większa szansa na bardziej dokładną weryfikację elit. Ten proces został znacznie przyśpieszony swojego czasu właśnie przez demos, który we własnych teczkach osób pokrzywdzonych znalazł dowody na współpracę z SB mniej lub bardziej znanych postaci, jak Lesław Maleszka czy Henryk Karkosza. W teczkach pokrzywdzonych pozostały ślady działalności tych, których teczki i potwierdzone podpisem deklaracje współpracy zostały wyczyszczone i zniszczone. Archiwa otwarte dla pokrzywdzonych, dla badaczy, dziennikarzy i prokuratorów prędzej czy później znacznie poszerzą naszą wiedzę o przeszłości.

Po czwarte, dość paradoksalnie, IPN jest dzisiaj w ideowym sporze z Ministerstwem Edukacji i jego ekspertami, którzy ograniczają naukę historii w polskiej szkole. W czasach, gdy MEN wycofuje się z nauczania historii najnowszej w szkołach, liczne działania IPN, np. teki edukacyjne, lekcje dla nauczycieli historii, wystawy, gry planszowe, komiksy, strony internetowe etc. są znakomitą i niechcianą konkurencją.

Po piąte, istnieje szczególna sprzeczność interesów między IPN a władzą, której zawsze wygodniej rządzi się społeczeństwem pełnym kompleksów, z zagubioną tożsamością. Działalność IPN przywraca Polakom poczucie własnej wartości, pokazując, że nie tylko wąskie elity, począwszy od 1968 roku, ale bardzo wielu Polaków, nie akceptowało PRL już w 1944 roku i próbowało wyrażać na różne sposoby swój sprzeciw także w najtrudniejszych latach stalinowskich. Prace o ruchu ludowym, o PSL Mikołajczyka do 1948 roku, o środowiskach WiN, o podziemiu niepodległościowym, o Kościele katolickim, o młodzieży harcerskiej, o ludziach „Solidarności”, którzy pierwsi po 1948 roku masowo praktykowali demokratyczne, niefałszowane wybory w tysiącach komisji zakładowych, budując zarazem wokół związku społeczeństwo obywatelskie w setkach stowarzyszeń i organizacji w latach 1980 – 1981, dają poczucie sukcesu.

Po szóste, IPN burzy scentralizowaną wizję społeczeństwa, ponieważ wspiera lokalne środowiska dawnej opozycji, wzmacniając także dzisiaj społeczeństwo obywatelskie. Rola oddziałów IPN jest w tym procesie trudna do przecenienia. Lokalne monografie, wystawy i konferencje oraz pamięć o rocznicach, o lokalnych bohaterach, strajkach, manifestacjach i represjach ma dla regionów, dla miast, miasteczek i wsi ogromne znaczenie. Oddziały IPN organizują uroczystości, wystawy, dbają o miejsca pamięci. Wspomagają poczucie wspólnoty i tożsamości. Lokalne środowiska, także dawnej opozycji nie muszą czekać na „wskazanie” i dowartościowanie przez centralne autorytety opozycyjne, polityczne czy i naukowe. Mają „swoich” badaczy w oddziałach Instytutu.

[srodtytul]Prawdziwy obraz Kurtyki[/srodtytul]

Kiedy IPN będzie mógł spokojnie pracować, bez stronniczych i niesprawiedliwych ataków, bez ostentacyjnego lekceważenia osiągnięć i piętnowania niedoskonałości? Obawiam się, że nieprędko. Dzieci zwykle dziedziczą pozycje i prestiż swoich rodziców i w naturalny sposób troszczą się o ich dobre imię. Każda władza i każdy establishment nie lubi instytucji niezależnych, szczególnie wtedy, gdy przedmiotem ich badań są głównie elity społeczne i polityczne.

Zawsze istnieje możliwość osiągnięcia spokoju za cenę rezygnacji z niezależności, np. po „wyprowadzeniu” badań do pracujących nieco inaczej ośrodków akademickich. Wtedy IPN zacznie mieć równie dobrą prasę jak środowiska naukowe. Jednak spokoju za taką cenę ani znakomitemu zespołowi IPN, ani Polsce nie życzę. Na zakończenie kilka słów o człowieku, który stworzył w Instytucie zespół niezależnych, odważnych fachowców; badaczy, archiwistów, prokuratorów, edukatorów, administratorów i menedżerów. Często słyszymy, że Polacy nie potrafią docenić swoich wielkich postaci, jeśli nie giną bohaterską śmiercią w przegranych powstaniach. Profesor Janusz Kurtyka zginął w katastrofie smoleńskiej, ale za życia nadał pracom IPN niezwykłą dynamikę, zaproponował nie tylko wizję prac Instytutu, lecz także znakomicie przełożył ją na profesjonalne działania. Dobrał świetnych, często młodych ludzi, zaufał im i tak zorganizował pracę, że po jego śmierci Instytut pracuje równie dobrze, jak pod jego kierownictwem. Warto przywrócić naszej pamięci prawdziwy obraz prof. Kurtyki, bo nie zdążyliśmy mu pokazać, jak bardzo cenimy to, co zrobił dla Instytutu i dla Polski.

[i]Autorka jest socjologiem i etnografem. Pracuje w PAN. Jest przewodniczącą Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej[/i]

Powołanie Instytutu Pamięci Narodowej zajęło polskiemu społeczeństwu całe dziesięć lat, przyjmując, że 1989 rok otworzył przed nim taką możliwość. Dzisiaj Instytut ma za sobą pierwszą dekadę trudnej, ale znaczącej dla demokracji i świadomości społecznej działalności. Towarzyszyła jej od samego początku wrogość wielu opiniotwórczych środowisk. Jest swoistą zagadką, dlaczego instytucja, która powstała od podstaw w suwerennej Polsce, by służyć jej demokratycznemu państwu, która symbolizuje odchodzenie od PRL, a nie transformowanie jej w III RP, budziła i nadal budzi tak wielki opór wielu środowisk.

Pozostało 97% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?