– dał się zastraszyć przez SB i miał chwile słabości, których się teraz wypiera – 38 proc.
– nawet jeśli zgodził się kiedyś współpracować z SB, to cała jego późniejsza działalność i zasługi dla Polski unieważniają ten epizod w jego życiu – 45 proc.
– był długoletnim i świadomym agentem SB – 9 proc.
Mam wrażenie, że moi rodacy znacznie lepiej radzą sobie z prawdą o przeszłości niż liczne opiniotwórcze elity. Może warto zaufać rozsądkowi Polaków?
[srodtytul]Dlaczego przeszkadza?[/srodtytul]
Istnieje wiele powodów, dla których IPN ma i będzie miał przeciwników, częściej wśród elit niż wśród demosu. Jeżeli bowiem IPN działa zgodnie z treścią i duchem ustawy z 1998 roku, czyli jako instytucja niezależna od władz politycznych i od nacisków medialnych, to nieuchronnie wchodzi w sytuację sprzeczności interesów z ważnymi i opiniotwórczymi środowiskami.
Po pierwsze, z akademickimi ośrodkami naukowymi, bo odbiera im monopol na naukową narrację, daje możliwość uprawiania nauki ludziom, którzy w ośrodkach akademickich mieliby wiele problemów z podjęciem kontrowersyjnych tematów historii współczesnej i z opublikowaniem swoich prac. Wykorzystując nowe źródła – zasoby archiwalne przekazane przez organa bezpieczeństwa PRL – IPN nieuchronnie modyfikuje ustalenia i interpretacje uważane dotychczas za oczywiste, pozytywnie zrecenzowane, będące źródłem pozycji i prestiżu wybitnych historyków, politologów i socjologów. Jednak także wybitni przedstawiciele nauki nie zawsze są otwarci na dyskusje i różnice poglądów. Tak to czasami bywa, że deklaracje pluralizmu, tolerancji i uczciwego dochodzenia do prawdy przychodzą łatwiej niż ich praktykowanie.
Po drugie, IPN wchodzi w spór z elitami politycznymi i opiniotwórczymi wywodzącymi się z opozycji zarówno tej przed- jak i posierpniowej, ponieważ także im odbiera monopol na narrację o niedawnej przeszłości, o opozycyjnych autorytetach, o zasługach i błędach poszczególnych osób i środowisk. Co więcej, pokazuje wpływ służb i organów na proces kształtowania elit w PRL i to nie dlatego, że opisuje konkretne przypadki OZI (osobowe źródła informacji – red.), lecz także dlatego, że pokazuje złożony i niestety skuteczny mechanizm kształtowania elit w środowiskach nauki, dziennikarzy, artystów, aktorów, filmowców, muzyków, plastyków etc.
Po trzecie, Instytutowi nie jest po drodze z establishmentem III RP, bo chcąc nie chcąc, zajmuje się w praktyce weryfikacją „legitymacji” przedstawicieli establishmentu do pełnienia roli elity zasług! Im więcej dokumentów zostało do IPN przekazanych, uporządkowanych i zdigitalizowanych, tym większa szansa na bardziej dokładną weryfikację elit. Ten proces został znacznie przyśpieszony swojego czasu właśnie przez demos, który we własnych teczkach osób pokrzywdzonych znalazł dowody na współpracę z SB mniej lub bardziej znanych postaci, jak Lesław Maleszka czy Henryk Karkosza. W teczkach pokrzywdzonych pozostały ślady działalności tych, których teczki i potwierdzone podpisem deklaracje współpracy zostały wyczyszczone i zniszczone. Archiwa otwarte dla pokrzywdzonych, dla badaczy, dziennikarzy i prokuratorów prędzej czy później znacznie poszerzą naszą wiedzę o przeszłości.
Po czwarte, dość paradoksalnie, IPN jest dzisiaj w ideowym sporze z Ministerstwem Edukacji i jego ekspertami, którzy ograniczają naukę historii w polskiej szkole. W czasach, gdy MEN wycofuje się z nauczania historii najnowszej w szkołach, liczne działania IPN, np. teki edukacyjne, lekcje dla nauczycieli historii, wystawy, gry planszowe, komiksy, strony internetowe etc. są znakomitą i niechcianą konkurencją.
Po piąte, istnieje szczególna sprzeczność interesów między IPN a władzą, której zawsze wygodniej rządzi się społeczeństwem pełnym kompleksów, z zagubioną tożsamością. Działalność IPN przywraca Polakom poczucie własnej wartości, pokazując, że nie tylko wąskie elity, począwszy od 1968 roku, ale bardzo wielu Polaków, nie akceptowało PRL już w 1944 roku i próbowało wyrażać na różne sposoby swój sprzeciw także w najtrudniejszych latach stalinowskich. Prace o ruchu ludowym, o PSL Mikołajczyka do 1948 roku, o środowiskach WiN, o podziemiu niepodległościowym, o Kościele katolickim, o młodzieży harcerskiej, o ludziach „Solidarności”, którzy pierwsi po 1948 roku masowo praktykowali demokratyczne, niefałszowane wybory w tysiącach komisji zakładowych, budując zarazem wokół związku społeczeństwo obywatelskie w setkach stowarzyszeń i organizacji w latach 1980 – 1981, dają poczucie sukcesu.
Po szóste, IPN burzy scentralizowaną wizję społeczeństwa, ponieważ wspiera lokalne środowiska dawnej opozycji, wzmacniając także dzisiaj społeczeństwo obywatelskie. Rola oddziałów IPN jest w tym procesie trudna do przecenienia. Lokalne monografie, wystawy i konferencje oraz pamięć o rocznicach, o lokalnych bohaterach, strajkach, manifestacjach i represjach ma dla regionów, dla miast, miasteczek i wsi ogromne znaczenie. Oddziały IPN organizują uroczystości, wystawy, dbają o miejsca pamięci. Wspomagają poczucie wspólnoty i tożsamości. Lokalne środowiska, także dawnej opozycji nie muszą czekać na „wskazanie” i dowartościowanie przez centralne autorytety opozycyjne, polityczne czy i naukowe. Mają „swoich” badaczy w oddziałach Instytutu.
[srodtytul]Prawdziwy obraz Kurtyki[/srodtytul]
Kiedy IPN będzie mógł spokojnie pracować, bez stronniczych i niesprawiedliwych ataków, bez ostentacyjnego lekceważenia osiągnięć i piętnowania niedoskonałości? Obawiam się, że nieprędko. Dzieci zwykle dziedziczą pozycje i prestiż swoich rodziców i w naturalny sposób troszczą się o ich dobre imię. Każda władza i każdy establishment nie lubi instytucji niezależnych, szczególnie wtedy, gdy przedmiotem ich badań są głównie elity społeczne i polityczne.
Zawsze istnieje możliwość osiągnięcia spokoju za cenę rezygnacji z niezależności, np. po „wyprowadzeniu” badań do pracujących nieco inaczej ośrodków akademickich. Wtedy IPN zacznie mieć równie dobrą prasę jak środowiska naukowe. Jednak spokoju za taką cenę ani znakomitemu zespołowi IPN, ani Polsce nie życzę. Na zakończenie kilka słów o człowieku, który stworzył w Instytucie zespół niezależnych, odważnych fachowców; badaczy, archiwistów, prokuratorów, edukatorów, administratorów i menedżerów. Często słyszymy, że Polacy nie potrafią docenić swoich wielkich postaci, jeśli nie giną bohaterską śmiercią w przegranych powstaniach. Profesor Janusz Kurtyka zginął w katastrofie smoleńskiej, ale za życia nadał pracom IPN niezwykłą dynamikę, zaproponował nie tylko wizję prac Instytutu, lecz także znakomicie przełożył ją na profesjonalne działania. Dobrał świetnych, często młodych ludzi, zaufał im i tak zorganizował pracę, że po jego śmierci Instytut pracuje równie dobrze, jak pod jego kierownictwem. Warto przywrócić naszej pamięci prawdziwy obraz prof. Kurtyki, bo nie zdążyliśmy mu pokazać, jak bardzo cenimy to, co zrobił dla Instytutu i dla Polski.
[i]Autorka jest socjologiem i etnografem. Pracuje w PAN. Jest przewodniczącą Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej[/i]