Coś dziwnie się w polskim dyskursie politycznym pomieszało ostatnimi czasy. Opozycja zaczyna używać języka koalicji. PiS i zgrupowani wokół partii Jarosława Kaczyńskiego intelektualiści zebrani na kongresie „Polska – wielki projekt" przestali się bać takich zwrotów, jak „modernizacja", „nowoczesność" czy „rozwój cywilizacyjny", które do tej pory należały do słownika politycznego kojarzonego jednoznacznie z Platformą Obywatelską.
Intrygujące jest więc to, że pisowska inteligencja nie chce co prawda imitować zachodnich wzorców modernizacyjnych, ale – z czego się bardzo cieszymy – głosi potrzebę modernizacji krojoną już od dawna przez PO. Niemożliwe? A zatem posłuchajcie...
Krasnodębski czyta Tuska
Doskonałym świadectwem tej nieoczekiwanej przemiany strategii PiS jest opublikowany w „Rzeczpospolitej" programowy tekst ideologicznego guru pisowskich środowisk prof. Zdzisława Krasnodębskiego, („Potrzeba zbiorowej mobilizacji"). Czytamy w nim: „Musimy przestać myśleć w kategoriach »modernizacji imitacyjnej«". Autor powtarza tu, choć innymi słowami, tezy Donalda Tuska, które zostały przedstawione w tekście „Trzecia fala nowoczesności" („GW", 19 marca 2011).
Premier pisał: „Polska nie jest (...) skazana na peryferyjność i ciągłe imitowanie wzorów płynących z odległego centrum. Nie jest pawiem ani papugą narodów. Mamy poczucie swojej odrębności i swojego miejsca".
To dobrze, że prof. Krasnodębski czyta uważnie teksty polskiego premiera. Ba, niektóre tezy bierze sobie głęboko do serca. Tyle że o ile PiS piórem profesora UKSW dopiero zapowiada wypracowanie swojego modelu modernizacyjnego, o tyle rząd PO od trzech lat go realizuje.