Nawet gdyby przyjąć, że Mariusz Kamiński to cynik szukający dla swojej partii tematu do kampanii (skądinąd nie sądzę, aby tak było), to i tak jego pytania zawarte w dwóch listach do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta powinny być przedmiotem poważnej debaty. Jednym z założeń demokracji jest przecież to, że partie, wymieniając się przy władzy, szukają na siebie nawzajem haków, pozwalając opinii publicznej zajrzeć za kulisy.
Nie motywy się więc liczą, lecz treść. Tu zaś mamy wpływowego polityka partii rządzącej opisywanego w zeznaniach świadka koronnego jako kompan gangsterów. Korupcję w wymiarze sprawiedliwości, i to na najwyższych szczeblach. Prowokacje policyjne zakończone sukcesem (czyli przyjęciem łapówki), których bohaterowie pozostają wszakże na wolności.
Mamy nawet funkcjonariusza CBA, służby powołanej do walki z korupcją, który sam miał pozostawać w cieniu podejrzenia, a teraz, po wyrwaniu urzędu z rąk "politykierów" i przekazaniu go "pragmatycznym policjantom", pracuje razem z ludźmi, którzy go rozpracowywali. Mamy rozliczne przypadki blokowania śledztw, odbierania ich prokuratorom i przekazywania innym.
Istne Włochy
Słowem, mamy obraz państwa w stanie moralnego, a i instytucjonalnego rozkładu. Jan Rokita w ciekawych wywodach na temat smutnego bilansu ostatnich lat wyraził na łamach "Europy" nadzieję, że przynajmniej w jednej sprawie poprawiło się od czasu afery Rywina: nasi mniej kradną. Tymczasem panorama nakreślona przez Kamińskiego podważa ten optymizm. Tymi realiami przybliżalibyśmy się do najgorszego okresu z dziejów Włoch.
Powiem szczerze: chciałbym, aby Kamiński choć częściowo się mylił. Ale wymienia konkretne prokuratury, zeznania, śledztwa, odwołuje się do konkretnych i udokumentowanych operacji swoich podwładnych. Pojawiły się sprostowania, na razie cząstkowe. I zapowiedź pozwu ze strony Mirosława Drzewieckiego, który oświadcza krótko: – To, co mówi Kamiński, to nieprawda.