Piotr Zaremba: czy naród odpowiada za Jedwabne

Bronisław Komorowski poszedł dobre kilka kroków naprzód, pisząc: naród polski jest sprawcą. Oznacza to nową wizję drugiej wojny światowej – twierdzi publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 14.07.2011 15:37 Publikacja: 14.07.2011 01:13

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

To smutne, kiedy w polemikach miejsce, które powinno służyć wykładaniu swoich racji, trzeba poświęcić prostowaniu. Moim komentarzem na temat przeprosin Bronisława Komorowskiego za Jedwabne zajęły się trzy osoby i każda zrozumiała to, co chciała, a nie co w nim było.

Adam Leszczyński w „Gazecie Wyborczej" przekonuje mnie, że prezydent nie napisał o narodzie zbrodniarzy. Z kolei Dominika Wielowieyska na portalu „GW" zapewnia, że prezydent nie twierdził, iż Polacy są współsprawcami Holokaustu. Wynika z tego, że Zaremba przypisał Bronisławowi Komorowskiemu nie jego słowa.

Zabawa słowami

Tymczasem ja niczego prezydentowi do przemówienia nie wkładałem. Napisałem, że powinien powiedzieć: Polacy narodem zbrodniarzy nie są.

I przekonywałem sam z siebie, że nie jesteśmy jako naród współtwórcami Holokaustu. Moglibyście państwo uważniej czytać i cytować.

A jaki związek mają moje postulaty wobec wystąpienia prezydenta z tym, co on rzeczywiście napisał? Otóż napisał: „Naród ofiar (czyli my – P. Z.) musiał uznać tę niełatwą prawdę, że bywał także sprawcą". To zdanie wydało się prezydenckiej kancelarii na tyle kluczowe, że zostało wyeksponowane na oficjalnej stronie internetowej urzędu.

Czego nasz naród był sprawcą? Zbrodni na Żydach (nie tylko tej jednej, był jeszcze Radziłów i parę innych)? Na co się takie zbrodnie w sumie składały? Na Holokaust. To prawda, prezydent jest nieprecyzyjny. Ale zwłaszcza w obliczu publikacji zagranicznych, a niekiedy i krajowych na temat winy Polaków, to stwierdzenie tłumaczy się raczej jednoznacznie. Mowa jest o współsprawstwie.

Zamiast bawić się słowami, Wielowieyska, Leszczyński i inni obrońcy tego przemówienia powinni objaśnić prezydencką wizję historii i zaprezentować własną.

Uwaga ta odnosi się też do profesora Wojciecha Sadurskiego polemizującego ze mną na łamach „Rzeczpospolitej" („Smutek redaktora i wstyd narodu", 13 lipca 2011). On także w jednym miejscu poucza mnie, że nikt nie twierdzi, jakoby Polacy byli współsprawcami Holokaustu. A w innym cytuje zdanie Komorowskiego, w którym naród jest sprawcą. Czego sprawcą?

Nie dowiem się, bo profesorowi zebrało się na dowcipkowanie. Nieomal w każdym jego zdaniu mogłem przeczytać, że byłem „zasmucony". Sadurski najwyraźniej zresztą nie może się zdecydować, z kim polemizuje: ze mną czy z „internetową gawiedzią". Profesorze, sam pan przemawia w stylu owej gawiedzi. Wszystko się w tym tekście znalazło, tylko nie ustosunkowanie się do moich opinii. Zamiast tego Wojciech Sadurski (Leszczyński czyniący mnie wyrazicielem jakichś lęków zresztą też) debatuje z abstrakcyjną prawicą, z wypreparowanymi przez siebie stylami myślenia. A ja się nazywam Piotr Zaremba i piszę, co piszę.

Przepraszajmy!

Od Leszczyńskiego dowiaduję się, że trzeba przepraszać. Sadurski to precyzuje, pokazując mi przykłady USA przepraszających za internowanie Japończyków czy Australii proszącej Aborygenów o wybaczenie z powodu zabierania im kiedyś dzieci. Przykłady to skądinąd korzystne dla mojej argumentacji – pokazują bowiem, jak niepodobne są takie historie do tej jedwabieńskiej. W tamtych przypadkach mamy do czynienia z winą państw działających za zgodą obywateli, a na pewno ich reprezentantów.

Zbrodnia w Jedwabnem czy Radziłowie była dziełem konkretnych, samowolnie działających grup. Prezydent popadł w sprzeczność – mówiąc o sprzeniewierzeniu się przez te grupy Rzeczypospolitej, a kilka zdań dalej odnosząc się do winy narodu.

Ja skądinąd, co panowie Leszczyński i Sadurski przeoczyli w swoim świętym zapale, wcale nie kwestionuję filozofii przepraszania. Więcej, nie podważam zasadniczo postawy polskich władz sprzed dziesięciu lat usiłujących się zmierzyć z tamtą zbrodnią. To Donald Tusk, występując z pozycji indywidualistycznych, dowodził wtedy, że winne są jednostki, a on z tymi jednostkami nie ma przecież nic wspólnego.

Myślę, że jeśli coś takiego jak naród ma sens, to powinien on posiadać zbiorową pamięć. A w ramach owej pamięci mamy prawo i obowiązek wstydzić się za złe czyny dowolnej zbiorowości naszych rodaków – zwłaszcza jeśli są dokonywane z przyczyn narodowych.

Dlatego kiedy brałem się w niedzielę do pisania komentarza „Polacy nie są współsprawcami Holokaustu" („Rz" 11 lipca 2011), chciałem początkowo uznać gest Komorowskiego za uzasadniony i zwrócić jedynie uwagę na kontekst – narastającą za granicą i w kraju kampanię, która stawia nas do pewnego stopnia na równi z Niemcami. Tyle że mój wzrok padł na zdanie o narodzie jako sprawcy. Z którego Sadurski sobie żartuje, że prawica go Komorowskiemu nie wybaczy. Ale którego sam nawet nie próbuje objaśnić.

Nowa wizja wojny

Jeśli powołujecie się, panowie Leszczyński i Sadurski, na Kwaśniewskiego, to przypomnę, że powiedział on dziesięć lat temu coś innego niż obecny prezydent. Być może to kwestia czasów, może dziś przemawiałby inaczej, ale faktem jest, że wówczas mówił: „Czcimy pamięć pomordowanych i wyrażamy najgłębsze ubolewanie z powodu nikczemności wykonawców tamtego mordu". Mówił też: „Nie wolno mówić o odpowiedzialności zbiorowej obciążającej winą czy to cały naród, czy mieszkańców jakiejś miejscowości".

Obecny prezydent poszedł dobre kilka kroków naprzód, pisząc z kolei: naród polski jest sprawcą. Nie powiedział: przepraszam za winy popełnione przez niektórych naszych rodaków. Powiedział: naród jest winny. To nie jest spór o słowa. Uznanie Polaków za winnych oznacza bowiem całkiem nową wizję drugiej wojny światowej.

Wizję, której już przeciera się szlaki, bo – co także zauważyłem w swoim komentarzu – to nie jest tak, że nasza gotowość do przewartościowań zbiega się z podobną postawą innych społeczności. Amerykańskiej czy australijskiej może tak, ale Niemcy wykazują coraz więcej gotowości do upiększania własnej przeszłości. Ja się im nie dziwię, nie można bronić własnej godności narodowej, wyłącznie się samobiczując. Ale gdyby z tego wynikł trwały paradoks: wizja wojny, w której są trochę winni Niemcy i bardzo winni, bo dopiero co złapani na złych czynach Polacy, to byłby ponury chichot historii.

Monolit w jednej sprawie

Naturalnie, jeśli profesor Sadurski spyta mnie o kryteria, gdzie kończy się „wina naszych rodaków", a zaczyna już „wina narodu", nie opiszę mu ich dokładnie. Na pewno przywołani Amerykanie czy Australijczycy mogą mówić w tych konkretnych przypadkach o swojej narodowej winie, zwłaszcza jeśli z historii wiemy o stopniu społecznego przyzwolenia na tę czy inną niegodziwość.

Ale czy można mówić o winie Francuzów, nie konkretnych jednostek, a społeczeństwa, za wydawanie Żydów podczas wojny? Z jednej strony nie oni wymyślili te zbrodnie, bez Niemców by ich nie było. Z drugiej – uczestniczyły w tym instytucje ich państwa, nie demokratycznego wprawdzie, ale cieszącego się znacznym poparciem.

W przypadku Polaków z czasów wojny trudno mówić choćby o namiastce opinii publicznej. Można za to z pewnością o ich niezwykle małej podmiotowości. To skądinąd zabawne, że systematycznemu umniejszaniu zbiorowych zasług Polaków, lansowaniu tezy, że podziemie miało ograniczony zasięg, że bynajmniej nie wszyscy uznawali jego wartości, że nie byliśmy narodem bohaterów, towarzyszy równoczesne traktowanie tego społeczeństwa jako monolitu w tej jednej sprawie. Polacy są coraz bardziej przedstawiani jako zbiór jednostek, ale w sprawie Jedwabnego mają być rozliczani jako naród.

Po co naród?

Adam Leszczyński zauważa, że będąc rzecznikiem „narodu" jako odrębnego bytu powinienem wziąć odpowiedzialność za niegodziwe czyny jego przedstawicieli. Jak wyjaśniłem wyżej, nie mam z tym kłopotu.

Ale odwróćmy to rozumowanie: dlaczego wy się tym tak przejmujecie?

Z całości publicystyki profesora Sadurskiego wnoszę, że bliższa mu jest indywidualistyczna wizja dawnego Tuska, gdzie nie ma ani zbiorowych zasług, ani win. Dlaczego więc w tej konkretnej sprawie tak mocno zachęca „naród" do rozliczenia się? Bo przepraszają w imieniu tegoż narodu ludzie, których popiera? Bo taki zabieg ma nam pojęcie narodu czy patriotyzmu zohydzić, na trwałe skojarzyć z tym, co najobrzydliwsze? A może się mylę, może profesor myśli kategoriami zbiorowej pamięci, może nie uważa tego za endecki wymysł. W takim razie powinien temu poświęcić swój tekst, a nie jałowym drwinkom.

Na koniec jeszcze jedna uwaga. Moje podejście może być łatwo zaklasyfikowane jako naiwne przez drugą stronę. Przez dużą część prawicy, która już w 2001 roku powtarzała: żadnych rozliczeń, nie mamy się czego wstydzić.

Z pewnego punktu widzenia to jest istotnie naiwność: spieranie się o słowa, przeciwstawianie mądrych wypowiedzi Kwaśniewskiego mniej roztropnym obecnej głowy państwa.

Ja się pod prawie każdym słowem tamtego prezydenta nie z mojej bajki, wygłoszonym w Jedwabnem, mógłbym właściwie podpisać. Ale przecież bardzo prawdopodobne, że w oczach świata to już on dokonał ekspiacji w imieniu „zbrodniczego polskiego narodu". Choć tak ważył słowa. Skoro Leszczyński z Sadurskim nie są w stanie przeczytać ze zrozumieniem mojego tekstu, nie ma co się temu światu dziwić. Dlatego ludzie prawicy tak bardzo się boją kolejnych rytuałów przeprosin.

Byłby to morał zniechęcający. Ale tym bardziej tacy ludzie jak Wojciech Sadurski czy Adam Leszczyński powinni tłumaczyć, wyjaśniać – i to bardziej światu niż Polakom. Tylko wydaje mi się, że nie ma gorszego momentu na taki apel.

 

Pisali w „Rzeczpospolitej"

Piotr Zaremba

Polacy nie są współsprawcami Holokaustu

11 lipca 2011

Wojciech Sadurski

To smutne, kiedy w polemikach miejsce, które powinno służyć wykładaniu swoich racji, trzeba poświęcić prostowaniu. Moim komentarzem na temat przeprosin Bronisława Komorowskiego za Jedwabne zajęły się trzy osoby i każda zrozumiała to, co chciała, a nie co w nim było.

Adam Leszczyński w „Gazecie Wyborczej" przekonuje mnie, że prezydent nie napisał o narodzie zbrodniarzy. Z kolei Dominika Wielowieyska na portalu „GW" zapewnia, że prezydent nie twierdził, iż Polacy są współsprawcami Holokaustu. Wynika z tego, że Zaremba przypisał Bronisławowi Komorowskiemu nie jego słowa.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Kazimierz M. Ujazdowski: Francja jest w kryzysie, ale to nie koniec V Republiki. Dlaczego ten ustrój przetrwa?
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Rafał Trzaskowski musi się odelitarnić i odciąć od rządu, żeby wygrać
analizy
Donald Trump już wstrzymuje pierwszą wojnę. Chyba
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Bezpieczeństwo, Europo! Co to znaczy dla Polski?
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: „W tym roku Ukraina przestanie istnieć”, czyli jak Putin chce pokroić Europę
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego