Piotr Zaremba w tekście „Pomyślcie, japiszony!" („Rz" 17 sierpnia 2011) powraca do sprawy Pawła Hajncla, wiążąc ją z angielskimi zamieszkami i kwestią wychowania (lub jego braku) w polskich szkołach. Dopuszcza się przy tym paru intelektualnych nadużyć, ale główny problem, który porusza, jest na tyle istotny, że warto podjąć rzeczową dyskusję.
Teza o tym, jakoby katolicy byli w Polsce molestowani (czego dowodem ma być obecność człowieka w przebraniu motyla na łódzkiej procesji Bożego Ciała), pojawia się nie po raz pierwszy. Pewną nowość w tekście Zaremby stanowi obserwacja, że katolicy praktykujący stanowią mniejszość i z tego powodu powinni być chronieni.
Katolicy jak komuniści
Argument ten doskonale wpisuje się w fundamentalną dla współczesnej demokracji doktrynę ochrony słabszego, ale abstrahuje od polskich realiów. Praktykujący katolicy być może rzeczywiście stanowią w Polsce mniejszość, możliwe nawet, że równie znikomą, jak ideowi komuniści w ostatnich latach PRL, ale za tą właśnie mniejszością stoi – tak jak za komunistami w PRL – dominująca ideologia i potężna, działająca ponad prawem instytucja (teza o tym, że Kościół działa w Polsce ponad prawem, nie pojawia się na łamach „Rzeczpospolitej" często, osoby chcące wyrobić sobie zdanie w tej sprawie mogą się przyjrzeć np. sprawie nielegalnego przekazywania państwowych gruntów dolnośląskim parafiom, w rezultacie której do więzienia powędrowali nieuczciwi urzędnicy, ale nie ich wspólnicy ze stanu duchownego). Zakłócanie procesji jest w tych warunkach bliższe parodiowaniu pochodu pierwszomajowego w późnych latach 80. niż przyjściu z dobermanem na paradę jamników.
Tym, co – na szczęście – odróżnia dzisiejszą Polskę od późnego PRL, jest pluralizm środków przekazu, dzięki któremu ludzie o różnych światopoglądach mogą wyrażać własne opinie w zbliżonych im ideowo mediach. Mogą nawet – jeśli mają taką potrzebę – uważać „swoje" media za autorytet, a mediów „cudzych" nie lubić. Można ubolewać nad tym, że „Gazeta Wyborcza" nie ujęła się za uczestnikami łódzkiej procesji, a Radio Maryja nie broniło parady równości przed Młodzieżą Wszechpolską, ale trudno zaprzeczyć, że mamy do czynienia z pewną równowagą. Dla mnie wyrazistość zarówno jednego, jak i drugiego medium stanowi o ich wartości, ale rozumiem, że dla osób bardziej wrażliwych, wśród nich Piotra Zaremby, może być ona przykra. Oczekiwałbym jednak od niego dobrego słowa dla uczestników parady równości, którym „potężna radiostacja" mówi: „wasze uczucia nic nie znaczą".
Najbardziej karkołomną tezą w apelu do japiszonów jest stwierdzenie, iż „między Hajnclem uważającym, że ma prawo parodiować procesję, a wyrostkami wynoszącymi wszelkie dobra z rozbitych sklepów widać podobieństwo". Na czym miałoby ono niby polegać? Jeśli tylko na tym, że jedno i drugie Zarembie się nie podoba, to ja, z Zarembą polemizując, powinienem dostrzec – i wykazać – analogię między angielską ruchawką a polskim warcholstwem spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu.