Krzemiński: co politykom mówi wynik wyborów

Zwycięstwo PO pokazuje, że Polacy nie wymagają już od polityków, aby w absolutnie bezbłędny sposób spełniali obietnice i zaspokajali żądania obywateli – twierdzi socjolog

Publikacja: 12.10.2011 19:35

Ireneusz Krzemiński

Ireneusz Krzemiński

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Red

Chciałbym pokrótce, na gorąco, tuż po zakończonych wyborach podzielić się kilkoma myślami o tym, jak można na nie spojrzeć okiem socjologa. Nie sprawdzałem co prawda jeszcze pełnych danych wyborczych, ale i tak mamy zasadniczy obraz partyjnych zwycięzców i przegranych.

Po pierwsze, wygrana PO jest szczególnym wydarzeniem w dziejach naszej współczesnej demokracji. Drugi raz dostatecznie duża część obywateli uznała tę partię za godną rządzenia, co wcześniej się jeszcze u nas nie zdarzyło. Nie ulega też wątpliwości, że w ogromnym stopniu zasługa w tym samego przewodniczącego partii i premiera – Donalda Tuska. Zapewne słusznie w kampanii wytykano Platformie Obywatelskiej i rządowi błędy, niedoróbki i – może najbardziej rzeczowo – zaniechania. Ale mimo to Tuskowi i jego ekipie zaufało wielu wyborców, niewiele mniej niż przed czterema laty.

A były to trudne lata i dla wielu Polaków nie do końca zadowalające. Mimo to rządy PO oceniono przecież zdecydowanie pozytywnie, wbrew totalnej krytyce ze strony opozycji: PiS na spółkę z SLD. Być może jest to znak demokratyzacji potocznego myślenia: nie wymaga się od polityków, by w absolutnie bezbłędny sposób spełniali obietnice i zaspokajali żądania obywateli.

Spektakl jednego aktora

Wygrana PO jest też znakiem społecznego układu orientacji myślowych i ideowych. Bo wynik PiS jest według mnie także sukcesem Jarosława Kaczyńskiego i jego partii. Z całą pewnością kampania wyborcza PiS była perfekcyjnie zorganizowana. Gdyby tak dobrą kampanię przeprowadziła PO, zapewne zyskałaby w wyborach kilka procent więcej. Kampania wyborcza Kaczyńskiego zmobilizowała niemal cały możliwy elektorat tej partii. Wszak jest to partia oparta na silnej identyfikacji z przywódcą, który symbolizuje określony, narodowy światopogląd stanowiący rdzeń programowy politycznej orientacji.

Paradoks sytuacji PiS polega na tym, że opierając się na pogłębionej wiedzy socjologicznej, można wyznaczyć zasięg jego wyborców-wyznawców na nie więcej niż jedną trzecią polskich obywateli. To, rzecz jasna, znacząca mniejszość, ale jednak mniejszość. Aby PiS mógł zdobyć rządy w Polsce, musiałoby się stać coś nadzwyczajnego: na przykład rozdrobnienie sceny politycznej, o czym chyba trudno teraz marzyć.

Inną alternatywą może być tylko kompromitacja przeciwników, na czele ze zwycięską partią. I to kompromitacja wraz z sojusznikami w rządzeniu, aby wyborcy nie mieli innej możliwości, jak tylko wybrać PiS.

Sytuacja, która czeka Polskę i Polaków w najbliższych latach, nie jest optymistyczną perspektywą ze względu na drugą i na pewno długą falę światowego kryzysu. A przecież powodzenie gospodarcze kraju i jego obywateli to jeden z żelaznych wymogów stawianych współczesnej polityce i państwu. Ciągle więc Jarosław Kaczyński może mieć nadzieję, że wreszcie do władzy powróci...

Z pewnego punktu widzenia jest to jednak mało prawdopodobne. Perfekcyjna kampania PiS była w zasadzie, w swej, powiedzmy, oficjalnej warstwie, kampanią jednego aktora, czyli prezesa Kaczyńskiego.

Spontaniczna podróż premiera

Pomysł z autobusem Donalda Tuska, który okazał się zbawczym działaniem kampanijnym dla PO, również skonfrontował premiera z wyborcami. Między jedną a drugą kampanią była przepaść.

W kampanii Kaczyńskiego każdy jego ruch, każde spotkanie, każdy przemarsz i wystąpienie było od początku do końca starannie zaaranżowane i przygotowane. Premier Tusk podjął niezwykle odważnie inną podróż: spontaniczną, otwartą na niezwykłe i wcale dla niego niemiłe spotkania. Ujadający w tle kibole towarzyszyli mu przez wiele dni, w dużym stopniu sterowani z centrali PiS. Co więcej, spotkania obejmowały także ludzi, którzy do premiera, do jego rządu i partii wcale nie byli życzliwie nastawieni. Premier jednak takie wyzwanie podjął.

Kampania pokazała, w niezwykle wyraźny sposób, uderzający kontrast między dwoma przywódcami. Zwłaszcza ukazał go ostatni tydzień kampanii, gdy pewny siebie Jarosław Kaczyński wychynął spod kostiumu uładzonego i dialogującego polityka; kiedy surowo zaczął pouczać dziennikarzy i gdy wyciągnięto jakże dwuznaczne i niepokojące dla polskich stosunków dyplomatycznych stwierdzenia z jego wyborczej książki.

Słowa odnoszące się do Angeli Merkel w całym zachodnim świecie od razu odbiły się szerokim echem. Na tym też tle ukazał się zupełnie inny stosunek Kaczyńskiego i Tuska do ludzi, do zwykłych obywateli i do człowieka po prostu. Sądzę, że miało to ogromne znaczenie dla wyników wyborów, choć obok Tuska występowali też inni politycy PO na czele z ministrami Jackiem Rostowskim i Radosławem Sikorskim.

Zwycięstwo Ruchu Palikota jest z wielu powodów znaczącym wydarzeniem. Przywiązany do przekonania o zasadniczo rozsądnych wyborach Polaków nie sądziłem, że uda mu się tak triumfalny marsz do Sejmu.

Ale zapewne jako socjolog nie doceniłem wiedzy marketingowej, jakiej przecież socjologia może dostarczyć wykształconemu i zdolnemu politykowi.

Charyzmatyczny wódz

Janusz Palikot w kilku słowach powtarza, jakie to cele polityczne chce podjąć w Sejmie, poczynając od legalizacji marihuany. Ale nawet i teraz mało w tym konkretów ulokowanych w rzeczywistych społecznych interesach i przekonaniach. Jest niewątpliwie charyzmatycznym przywódcą – przynajmniej dla tych, którzy mu zawierzyli, a jak widać, to spora grupa. W dużym stopniu młoda, co nie może dziwić: wszak wodzowie prowadzący na barykady zawsze skupiali wokół siebie głównie młodych.

Zwycięstwo Palikota udowodniło także, że rzekomo zabetonowana scena polityczna dość łatwo i zgoła miękko uległa – i oto zaistniało na niej ugrupowanie, które pokonało dotąd trzecią siłę polityczną w Polsce! A wszak jeszcze na początku tej kampanii pojawiał się wątek postkomunistów wciąż obecnych w naszym życiu (oczywiście, w kampanii PiS). Palikot nie dość, że wkroczył na scenę polityczną, to jeszcze ulokował się na trzecim miejscu wśród wygranych partii! W tym dziele olbrzymią rolę odegrał marketing polityczny, choć nie można pominąć talentów przywódcy, który potrafił dotrzeć do nisz niezadowolonych, by pociągnąć  ich za sobą, a z nimi tak liczący się segment wyborców.

Ruch Palikota jest na pewno drugim wielkim ruchem politycznego populizmu w Polsce. Jego buntownicze hasła wymierzone w aktualny system skupiały się na Kościele. Ale antyklerykałów aż tylu by się przecież nie zebrało. Sądzę, że Ruch Palikota skupił ludzi – istotnie, z polskiej klasy średniej – którzy doznali różnych urazów od władzy i na skutek działania państwowych instytucji. Duża grupa przedsiębiorców to zapewne ci, którzy poczuli się oszukani, źle potraktowani przez urzędy i skandalicznie opieszałe w sprawach gospodarczych sądy, a dodać do tego należy wielu ludzi pokrzywdzonych w różny sposób przez niesprawną służbę zdrowia. To zupełnie inna kategoria niż członkowie i wyborcy Samoobrony, pierwszego ruchu populistycznego.

Andrzej Lepper zebrał znacznie bardziej spójne grupy interesów i o mniejszym społecznym zasięgu niż to się udało Palikotowi. Ale stworzenie z tej zbieraniny ożywionej populistycznymi hasłami sprawnej organizacji partyjnej, która miałaby zaproponować coś ideowego na przyszłość, nie będzie łatwe nawet dla doktora filozofii... Tym bardziej że od jak burza wdzierającego się do Sejmu Palikota stronią na razie jego wcześniejsi sojusznicy: intelektualiści i artyści. Na razie ich nie widać, chyba że swój charyzmatyczny potencjał Janusz Palikot wykorzysta, aby stworzyć jakąś radę mędrców mogących wypracować coś więcej niż program marketingu politycznego...

Nowa jakość w Sejmie

Reprezentacja – zaskakująco liczna – jaką Palikot wprowadził do Sejmu, jest znaczącym wydarzeniem. Po raz pierwszy w polskim parlamencie pojawią się gej i transseksualista – i sam ten fakt zasługuje na uwagę.

Na pewno pokazuje to, że społeczny pluralizm jest samą istotą procesu demokratycznego. Stanowi to w Polsce nową jakość, bo daje głos tym, którzy od lat przez taką – powiedzmy – tradycjonalną poprawność polityczną spychani byli na margines życia społecznego, a w każdym razie na pewno nie byli traktowani na równi z innymi. Pokazuje to też coś ważnego, co zachodzi w polskim społeczeństwie: ogrom głębokich przemian natury obyczajowej i społecznej – lekceważonych, niedocenianych i wyłącznie negatywnie ujmowanych przez Kościół i większość politycznych aktorów.

Obecność Palikota w Sejmie może zatem wpłynąć na znacznie większą otwartość posłów różnych ugrupowań na zagadnienia, które są domeną tzw. nowej lewicy.

Klęska młodych wilczków

No właśnie, i ostatni punkt, czyli totalna klęska SLD pod wodzą operetkowego – no może wodewilowego? – przywódcy. Dla mnie jest to także znak ogólniejszego zjawiska w polskim życiu społeczno-politycznym: pojawienia się nowego pokolenia politologicznie wyedukowanych działaczy: młodych, niezbyt zakorzenionych w dotychczasowych elitach, ambitnych i realizujących swe ambicje głównie przez sprawne gry personalne. Gry skryte pod chustą populistycznych haseł: albo przypochlebiających się wszystkim, albo wszystko wokół atakujących.

W samorządowej polityce pełno takich młodych wilczków. Klęska, ku której przywiódł tak do niedawna wpływową partię jej młody przywódca, barwnie pokazuje, że na dłuższą metę taki styl przywództwa i politykowania szybko poddany może zostać ciężkiej próbie.

Z wyborów płynie więc kilka lekcji dla nas samych, obywateli, jak i dla polityków. Dla tych ostatnich, a zwłaszcza dla zwycięskiej po raz drugi Platformy Obywatelskiej, płynie wyraźny wniosek:  w nowej kadencji rządów politycy PO powinni się skupić na tym, co wynika z wyborów. Oznacza to według mnie nade wszystko konieczność naprawy państwa, zasad jego biurokracji i skuteczności działania w imieniu i dla obywateli, a nie przeciwko nim.

Autor jest socjologiem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego

Chciałbym pokrótce, na gorąco, tuż po zakończonych wyborach podzielić się kilkoma myślami o tym, jak można na nie spojrzeć okiem socjologa. Nie sprawdzałem co prawda jeszcze pełnych danych wyborczych, ale i tak mamy zasadniczy obraz partyjnych zwycięzców i przegranych.

Po pierwsze, wygrana PO jest szczególnym wydarzeniem w dziejach naszej współczesnej demokracji. Drugi raz dostatecznie duża część obywateli uznała tę partię za godną rządzenia, co wcześniej się jeszcze u nas nie zdarzyło. Nie ulega też wątpliwości, że w ogromnym stopniu zasługa w tym samego przewodniczącego partii i premiera – Donalda Tuska. Zapewne słusznie w kampanii wytykano Platformie Obywatelskiej i rządowi błędy, niedoróbki i – może najbardziej rzeczowo – zaniechania. Ale mimo to Tuskowi i jego ekipie zaufało wielu wyborców, niewiele mniej niż przed czterema laty.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?