Semka: katolicy muszą nauczyć się działać

Katolicy muszą się nauczyć aktywności, jeśli mają skutecznie reagować na antyreligijne zacietrzewienie – pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 19.10.2011 19:48

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński kkam Kuba Kamiński Kuba Kamiński

Gdy 15 października w Warszawie demonstrowali "oburzeni", przez Kraków przechodził pochód antyklerykałów. Marsz, który otwierał transparent: "Rzuć granat na tacę", został skutecznie zablokowany przez około 50 chłopaków i dziewczyn. Młodzi ludzie stanęli na krakowskim Rynku, śpiewali oazowe pieśni i skandowali hasło: "Nie wstydzę się Jezusa". Nie wygrażali przeciwnikom Kościoła ani ich nie obrażali, tylko śpiewali głośniej niż ateiści wykrzykujący swe slogany przez megafony. Wciskane im w ręce antykościelne ulotki przedzierali na pół bez czytania. Dołączyło do nich wielu turystów i przechodniów, którzy podjęli hasła katolików. Zaskoczeni i zdezorientowani ateiści opuścili Rynek żegnani słowami: "Idźcie z Bogiem".

Ta udana demonstracja młodych katolików to sygnał, że każda akcja wytwarza kontrakcję. Że narastająca konfrontacja ze strony antyklerykałów wyzwala w ludziach wierzących potrzebę godnego zademonstrowania swojej tożsamości.

Wyzwaniem staje się sukces Ruchu Janusza Palikota. Trudno nie zadać sobie pytania: jak winna się zorganizować katolicka opinia publiczna i jak reagować na antykatolicką demagogię i agresję? Czy katolicy mają dać się sterroryzować ludziom Palikota nagłaśnianym przez mainstreamowe media i pozwalać się wypychać z przestrzeni publicznej?

Ukąszenie palikockie

Szok, jaki wywołał u ludzi Kościoła i wśród wierzących sukces skandalisty z Biłgoraja, jest efektem nie tylko jego wyniku wyborczego. Wielu katolików zaszokowała obojętność mediów i elit wobec wulgarnej demagogii lubelskiego biznesmena. Bo przecież mało kto na lewicy i w obozie liberalnym przestrzega przed jego lumpenantyklerykalizmem. Okazuje się, że Palikot może liczyć już nie tylko na poparcie feministycznych i gejowskich liderów takich jak Magdalena Środa, Joanna Senyszyn czy Robert Biedroń oraz czerwonych skandalistów takich jak Jerzy Urban. Zachwyca się nim także profesor Marcin Król widzący w nim "wiatr wiejący z Zachodu i niosący zmiany". A Adam Michnik na łamach swego opiniotwórczego pisma zapala zielone światło agresywnemu antyklerykalizmowi w nowym, niepokojącym wydaniu.

Powie ktoś, że "Gazeta Wyborcza" zawsze była antykościelna. To prawda, ale warto zwrócić uwagę na nowe tony. Oto z komentarza Michnika w "Gazecie Świątecznej" z 15 października dowiadujemy się, że do radykalnego antyklerykalizmu Palikota doprowadzili biskupi. "To skutek wyboru samych hierarchów" – pisze mściwie Michnik i ogłasza: "Kościół Jana Pawła II, abp. Życińskiego i ks. Tischnera przegrał w sporze z Kościołem abp. Michalika, abp. Głodzia i ks. Rydzyka".

Kiedyś Michnik podzielił Polskę na obóz duchowych spadkobierców mordu na Gabrielu Narutowiczu i "swój" obóz jego kontynuatorów. Teraz w równie wygodnym dla siebie podziale zaanektował Jana Pawła II i pamięć o dwóch zmarłych kapłanach, a resztę przekreślił moralnie jako katolicki ciemnogród. Michnik – jak widać – machnął ręką na próbę wymodelowania Kościoła według swoich życzeń i otwiera się na coraz bardziej wojujący antyklerykalizm. Kościół zawiódł, niech się więc nie spodziewa taryfy ulgowej – zdaje się mówić naczelny "GW".

W jakimś sensie Michnik kończy w ten sposób swój myślowy eksperyment sprzed 35 lat, gdy napisał słynny esej "Kościół – lewica – dialog". W końcu lat 70. szukał w kapłanach "katolicyzmu otwartego" sojuszników w wojnie z władzami PRL, ale wierzył też, że zmieni polski Kościół. Dziś gniewnie porzuca te złudzenia i zwraca się ku Palikotowi. Jest w tym pewnie także – typowa dla starych rewolucjonistów – fascynacja młodym antyklerykalnym liderem, który "Kościołowi abp. Michalika" odpłaci z nawiązką.

Nowy model pisania

Wraz z przemianą szefa obserwujemy metamorfozę jego podwładnych. Oto Katarzyna Wiśniewska, niegdysiejsza publicystka pisząca z pozycji "Kościoła otwartego", jakiś czas temu wyzbyła się skrupułów. Odtąd broni Nergala bez wątpliwości, jakie miewa jeszcze Jan Turnau, oraz łaje biskupów z wyraźnie wolnomyślicielskich już pozycji.

W czołówkach "GW" biskupi są krytykowani za wszystko: i za niechęć do kremacji zwłok, i za domniemaną chęć wyłudzenia z kieszeni Polaków 600 milionów złotych. Ta ostatnia sprawa zresztą świetnie pokazuje, jak na łamach "GW" zaczynają obowiązywać nowe, demagogiczne standardy pisania o Kościele.

Gdy biskup Stanisław Budzik zaproponował dość rozsądny sposób zastąpienia Funduszu Kościelnego dobrowolnym odliczaniem od podatku 1 proc. dotacji dla Kościoła, "Gazeta" szybko nadała tej inicjatywie rys chciwości. W bałamutny sposób obliczono sumę rzekomych gigantycznych przychodów Kościoła z tego źródła, przyjmując wątpliwe założenie, że taki odpis wybrałoby 100 procent podatników i powstałaby zawrotna suma 600 mln złotych. Wykreowana w ten sposób przez "Gazetę" kwota zaczęła żyć własnym życiem. Oto "Super Express" rychło potem wybił tytuł: "Kościół chce od Polaków 600 milionów złotych".

Razem  młodzi przyjaciele!

Kolejną wielką nadzieją antyklerykałów – tych starszych stażem i tych, którzy machnęli ręką na Kościół całkiem niedawno – jest generacja "oburzonych". Już od pewnego czasu na łamach "GW" dodawano otuchy wszystkim młodym buntownikom przeciwnym religii w szkole, licealistom z Wrocławia żądającym usunięcia krucyfiksów ze ścian czy demonstrantom spod znaku Dominika Tarasa szydzącym z obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu.

Teraz jednak nadarza się okazja, by połączyć "oburzoną" falę młodzieżowej rewolty z młodzieżówką partii Palikota. Inicjator marszu "oburzonych"  18-letni Grzegorz Janiczak z Liceum im. Kuronia irytuje się, że dochody Kościoła są – w jego przekonaniu – wolne od podatków i planuje apostazję.

Co prawda Warszawie daleko do Rzymu, gdzie "oburzeni" wpadli do kościoła i roztrzaskali figurę Matki Boskiej, ale nowe facebookowe ruchy są w popkulturowy sposób antyreligijne. Niemieccy "Piraci", którzy w wyborach do Senatu Berlina zdobyli aż 9 proc. głosów, żądają prywatyzacji religii, czyli odcięcia jakichkolwiek dotacji dla instytucji religijnych pożytku publicznego oraz odstąpienia od preferencji podatkowych dla klasycznych rodzin. A przecież Berlin to miasto, w którym kościoły zepchnięte są na całkowity margines. Trudno więc mówić o jakiejkowiek władzy. Nawet rząd dusz sprawują dość ograniczony.

"Fronda" i inni

Czy na takie postulaty wojującego antyklerykalizmu katolicka opinia publiczna nad Wisłą jest przygotowana? Przez wiele lat próby wytworzenia jakiejś aktywnej organizacji laikatu niewiele dały. Akcja Katolicka formalnie skupia 35 tysięcy członków, ale nie jest zbyt widoczna w przestrzeni publicznej. Faktycznie tę rolę bardziej spełnia Ruch Rodzin Radia Maryja, choć jemu z kolei brak oficjalnego umocowania w episkopacie, a poza tym jest on podejrzewany o to, że działa wyłącznie na rzecz rozgłośni o. Rydzyka.

Na razie z agresją antykatolicką najlepiej radzą sobie tygodniki w rodzaju "Gościa Niedzielnego" oraz portale niemające bezpośrednich afiliacji kościelnych takie jak Fronda czy wPolityce. To dzięki ich aktywności odniosły sukces protesty przeciwko obecności Nergala w TVP. Oczywiście można mówić, że Nergal sam się pogrążył swymi kpinami z niepełnosprawnych w jednym z warszawskich klubów. Jednak bez tysięcy protestów, które ponoć zapchały skrzynkę e-mailową prezesa TVP, decyzji o zakończeniu współpracy z Nergalem Juliusz Braun pewnie by nie podjął.

Sukces katolickiej opinii publicznej jest tym większy, że od początku sporu dominowały głosy przekonujące, iż protesty tylko zwiększają popularność Nergala.Taki pogląd głosił nie tylko ks. Adam Boniecki, ale i Marek Cichocki, który na stronie "Teologii Politycznej" krytykował "łatwość, z jaką prawicowa publicystyka w kampanii przedwyborczej dała się wpuścić w Nergala".

Nie będzie łatwo

A może organizowanie się katolików to działanie na wyrost? Może nie jest jeszcze tak źle? Przecież 71 proc. Polaków opowiada się za pozostawieniem krzyża w sali sejmowej. Lech Wałęsa wciąż jeszcze grzmi, że Palikot zdejmie krzyż ze ściany Sejmu tylko po jego trupie. Także Donald Tusk ironizuje, że Palikot chce zaczynać wprowadzenie nowoczesności od wojny o krzyż.

Tyle że to, co dziś wydaje się dla wszystkich oczywiste, łatwo może ulec dekompozycji. Pamiętajmy, że Donald Tusk w 2005 r. brał kościelny ślub, ale sześć lat potem deklarował, że Platforma nie będzie "klękać przed księdzem". Michnik jeszcze niedawno uważał się za ucznia ks. Tischnera, a dziś wydaje mu się, że Duch Święty przemawia ustami Kuby Wojewódzkiego. Jeśli na dodatek zdamy sobie sprawę z tego, że wyborcy Platformy czytają pismo Michnika, a zaplecze intelektualne Platformy, czyli Instytut Obywatelski, też już – piórem Jarosława Makowskiego – projektuje zmiany w polskim Kościele, to musimy stwierdzić, że nadszedł czas na działanie.

Laicyzacja, jaka dosięgła Kościół na Zachodzie ponad dwie dekady temu, powinna dać polskim biskupom i katolickiej opinii publicznej do myślenia. Można czerpać z tamtych doświadczeń. Hierarchowie powinni wykazać minimum zaufania do wiernych. Wierni zaś muszą się nauczyć aktywności, jeśli mają skutecznie reagować na antykatolickie zacietrzewienie. Bez oddolnej inicjatywy młodych ludzi, którzy stawili czoła marszowi antyklerykałów z Krakowa, pochód z Joanną Senyszyn na czele nie zostałby zatrzymany. Godny uwagi jest też pomysł mecenasa Kazimierza Smolińskego, aby powołać instytut, który monitorowałby przypadki naruszania uczuć religijnych lub zniesławiania katolików. Wszak działająca na podobnych zasadach żydowska Antidefamation League ograniczyła liczbę wystąpień antysemickich w USA.

Taka aktywność katolików ściągnie na nich – rzecz jasna – zarzut rozpętywania "świętych wojen". Czy jednak bezradna akceptacja dla usuwania krzyży z miejsc publicznych jest lepszym wyjściem? Katolicy muszą wyzbyć się złych emocji. Każda agresja zostanie bowiem wykorzystana przez antyklerykałów jako dowód na złe intencje chrześcijan.

Już widać , że upodmiotowienie świeckich w Polsce wykuwać się będzie raczej w sporze z antyklerykałami niż w ruchach na wzór progresywnego "Wir sind die Kirche". Warto, by polscy hierarchowie to docenili.

Gdy 15 października w Warszawie demonstrowali "oburzeni", przez Kraków przechodził pochód antyklerykałów. Marsz, który otwierał transparent: "Rzuć granat na tacę", został skutecznie zablokowany przez około 50 chłopaków i dziewczyn. Młodzi ludzie stanęli na krakowskim Rynku, śpiewali oazowe pieśni i skandowali hasło: "Nie wstydzę się Jezusa". Nie wygrażali przeciwnikom Kościoła ani ich nie obrażali, tylko śpiewali głośniej niż ateiści wykrzykujący swe slogany przez megafony. Wciskane im w ręce antykościelne ulotki przedzierali na pół bez czytania. Dołączyło do nich wielu turystów i przechodniów, którzy podjęli hasła katolików. Zaskoczeni i zdezorientowani ateiści opuścili Rynek żegnani słowami: "Idźcie z Bogiem".

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?