W polskim dyskursie publicznym stosowany jest od lat złośliwy trik polegający na mianowaniu jakiegoś zagadnienia "tematem zastępczym". Zabieg ten, stosowany przez zwolenników status quo w danej sprawie, ma na celu uśmierzenie lub ośmieszenie dyskusji nad tematem niewygodnym dla owych zwolenników.
Ale jest to zabieg nieuczciwy: sam fakt, że dla jakiejś grupy dane zagadnienie jest istotne (a w przeciwnym razie nie trzeba by było go zwalczać), jest dowodem na to, że nie jest to "temat zastępczy". Mówienie o niewygodnych dla siebie propozycjach jako o "tematach zastępczych" jest próbą zamknięcia dyskusji, zanim się ona jeszcze rozpoczęła – czymś niegodnym uczestników demokratycznego dyskursu publicznego.
Bo nie jest tak, że pojemność agendy publicznej jest ściśle ograniczona: że jeśli będzie się mówić o roli symboli religijnych w życiu publicznym, to zabraknie już czasu lub energii na mówienie o systemie finansowym albo wodociągach. I jedno, i drugie jest ważne. Nie warto się więc poddawać szantażowi tych, którzy pod demagogicznym hasłem "tematów zastępczych" chcieliby kontrolować i ograniczać porządek dnia debaty publicznej.
Tym bardziej nie jest żadnym tematem zastępczym zagadnienie krzyża w polskim parlamencie. Jest to zagadnienie symboliczne – ale symbole są ważne. Zarówno same przez się – przez to, co komunikują odbiorcom – jak i przez to, że są symptomem zagadnień głębszych, już zupełnie niesymbolicznych. W dyskusji nad pozostawieniem krzyża lub usunięciem go z sali sejmowej ogniskuje się bowiem szersze zagadnienie: relacji między państwem a Kościołem katolickim, czyli polskiego modelu rozdziału Kościoła od państwa.
Obce wzorce
Jest to kluczowe zagadnienie w polskim konstytucjonalizmie ze względu na rolę religii i Kościoła katolickiego w polskiej historii i teraźniejszości. I jest to zagadnienie, które powraca ze zwiększoną siłą co parę lat, przy okazji kolejnych wyborów lub istotnych wydarzeń – bo ustrój ma to do siebie, że nic w nim nie da się ustalić i zaklepać na zawsze. Konstytucja sporo tu wyjaśnia, ale nie wszystko: posługując się celowo nieostrym pojęciem "bezstronności" władz publicznych w sprawach przekonań religijnych (art. 25), otwiera pole do wielu możliwych interpretacji.